2020-12-05
2020-12-04
Georges Banu

Odejście współczesnego Sokratesa

Ludwik Flaszen był obecny u początków jednego z najbardziej radykalnych przedsięwzięć teatru europejskiego – wrocławskiego Teatru Laboratorium, którego kierownictwo dzielił z Jerzym Grotowskim. Co więcej, był jego pomysłodawcą… Jako znany w Polsce literat i krytyk otrzymał propozycję poprowadzenia teatru w małym mieście – w Opolu, z dala od Warszawy – „oficjalnej stolicy” i od Krakowa – „stolicy intelektualnej”. Flaszen, który wcześnie rozpoznał nieujawnioną jeszcze wartość pracy Grotowskiego, zdecydował się zaprosić go do współpracy, co więcej, oddał mu swoje stanowisko. Gest założycielski, przykładny gest człowieka świadomie otwierającego drogę ruchowi, który zrewolucjonizował teatr, a którego umiał zostać czujnym przewodnikiem! Czyż nie mówiło się o nim, że był advocatus diaboli, który niestrudzenie rozwija umysł krytyczny i pracę, powtarzając od początku wspólnego „dzieła” nieustannie „nie”? W ten sposób czuwał nad tym, by nie karmić się złudzeniami, nie pozwolić zwieść się przez zbyt szybkie odkrycia; pomagał przyjacielowi, towarzysząc mu z przywiązaniem pozbawionym sentymentów. Fenomen Teatru Laboratorium ma swoje źródło w tym właśnie połączeniu – sobowtórze [le double], duecie, stworzonym przez Jerzego i Ludwika! I jakże nie przypomnieć w czasie żałoby, że znany termin „teatr ubogi”, który przyniósł sławę Grotowskiemu, został sformułowany przez jego partnera z wyboru, przez Ludwika.

Ludwik odszedł po długich latach anonimowego życia w Paryżu, przerywanego niekiedy publicznymi wystąpieniami mającymi realny oddźwięk w środowisku osób zainteresowanych Teatrem Laboratorium i Grotowskim. Otaczali go: partnerka i kilku bliskich przyjaciół, a w sposób szczególny tłumacz Erik Veaux. Od czasu do czasu wracał do Polski, skąd czerpał niezbędną do życia energię: tam obdarzano go zaszczytami i okazywano mu szacunek; tutaj, w Paryżu, go ignorowano. Ludwik był mistrzem słowa, myślicielem mowy i w ten sposób zaskakiwał słuchaczy. Uznawał siebie, jak mi się zawsze wydawało, za współczesnego Sokratesa. Mówił bez szafowania wyrokami, wymagający i uśmiechnięty. Śmiech sceptyka, który jest w stanie formułować twierdzenia zawsze w sposób zdystansowany. Jego słowa, słabo słyszane we Francji, na świecie zyskiwały prawdziwy rozgłos! Od Rio de Janeiro po Bukareszt i Mediolan był zestawiany ze Świętym Janem Grotowskiego. To nie mało!

Jakże w tej chwili nie przywołać wieczoru na Sycylii, podczas którego Eugenio Barba prezentował jeden ze swoich najważniejszych spektakli – Popioły Brechta. Po jego zakończeniu opuścił nas i pogrążył się w rozmowie z Ludwikiem, i ci pokrewni sobie perypatetycy przez długi czas przechadzali się po ogrodzie, zapominając o wszystkich. Cóż za wzajemne zaufanie – mówiłem do siebie! Ale po latach i ja doświadczyłem podobnej przechadzki intelektualnej ulicami Wrocławia… nocą, gdyż podobnie jak Grotowski, Ludwik rozkwitał w ciemności, w ukryciu przed światłem. Z Ludwikiem, Kristą i moją żoną Monique dzieliliśmy chwile przyjacielskiej bliskości, podczas których Ludwik czasami otwierał przed nami zamknięte drzwi wspomnień z Teatru Laboratorium. W czasie spotkania opowiedział nam o tajemniczej książce wydanej w Rosji, która posłużyła Grotowskiemu jako inspiracja dla Teatru Źródeł, a także przywołał przyjaźnie z wyboru, które stworzyły podstawę pracy dopełnionej przez strategicznie dla niej stworzone we Wrocławiu schronienie.

Po odejściu Grotowskiego z Teatru Laboratorium Ludwik Flaszen przez krótki okres sprawował tymczasową dyrekcję, po czym poświęcił się prowadzeniu zajęć praktycznych skoncentrowanych na głosie. Liczni byli ich uczestnicy i ci, którzy je doceniali. Niekiedy mierzył się z reżyserią. Przed trzydziestu laty wybrałem się do Amiens, aby wziąć udział w prowadzonej przez niego próbie do Braci Karamazow. Wracając do hotelu, dowiedziałem się o upadku Ceaușescu. Niezapomniane wspomnienie… Historia i przyjaźń spotkały się w jednej, ostatecznej chwili! Życie powstaje nie tylko z dzieł, ale także z „esencjonalnych” wspomnień. Choć to słowo jest dziś przeklinane. Lata później z okazji świętowania dziesiątej rocznicy tego wydarzenia podarowałem mu butelkę z piwnic Ceaușescu, zgodnie z myślą Marksa, by rozstawać się z historią ze śmiechem! I śmialiśmy się!

Jako człowiek mający upodobanie do mówienia, Ludwik wygłaszał błyskotliwe i erudycyjne wykłady, cytował zapomnianych autorów, przywoływał niebywałe zdania, ale – przede wszystkim na paryskim wygnaniu – wydawał się bać słowa pisanego, odrzucał je, odkładał na później, nie dowierzał mu. To z pewnością tłumaczy długie narodziny jego tak oczekiwanej książki o pracy prowadzonej we Wrocławiu i o mitycznej przeszłości Teatru Laboratorium. Ironicznie wybrał tytuł Grotowski & Company. To książka rozgałęziająca się – z pobocznymi tematami i przywołaniami, ale także książka uniku. Czytając ją, przypomniałem sobie o pewnej kobiecie w Wenecji, która była restauratorką, podobnie jak jej ojciec, a która serwując swoje danie firmowe, komentowała ze złością: „Odszedł ze swoimi sekretami”. To tak jak Ludwik. W tym sensie uszanował wolę Jerzego, by umieć dochować sekretów. Nie wyjawiać ich, ale zachować ich siłę na zawsze. Był ich ostatnim strażnikiem.

Ludwik należał do tych postaci wycofanych, trzymających się z daleka od wystąpień w mediach, ale silnie oddziałujących, mimo oddalenia! Dał pierwszeństwo słowu i unikał pouczania, inspirował pracę Grotowskiego i uczestniczył w niej. Grotowski był mu bliski i dlatego cierpiał z powodu dystansu, który ten narzucił w pewnym momencie. Ostatecznie jednak ponownie się do siebie zbliżyli. Znał myślenie symboliczne i hermeneutykę, jak również aktualną politykę, na którą patrzył z obojętnością. Pewnego dnia, kiedy jego umysł lekko odpłynął, ujawnił swój skrywany sceptycyzm. Gdy Erik Veaux podarował mu aktualną polską gazetę, ten przeglądając ją, zapytał: „Po co mi ją przyniosłeś, wczoraj już ją czytałem?”. To zdarzenie ujawnia cały jego dystans wobec współczesności.

Nie widywałem go w ostatnim czasie ze strachu, że spotkam się z jego słabością. Dzięki tej karygodnej strategii jego uśmiech trwa nadal, jego inteligencja nie straciła nic ze swej błyskotliwości i z zadumą pozwalam opaść kurtynie na Teatr Laboratorium i jego kompanów. Wspólne przedsięwzięcie kończy się wraz z odejściem ostatniego z założycieli teatru. Ale zachowajmy ich w podwójnej pamięci, podobnie jak postawę tego Sokratesa naszych czasów!

O autorze

Z języka francuskiego przełożyła Magdalena Hasiuk