Zbynio
„Rozhulał się wiatr”, chciałem mu powiedzieć. Ale on dalej szedł ścieżką.
Minęliśmy już duże jezioro i zostawialiśmy w tyle wysokie drzewa, które zgodnie szeleściły na wietrze. Dobrze znał to miejsce, podczas gdy ja dotarłem tu zaledwie kilka godzin wcześniej i zaczynało dawać mi się we znaki zmęczenie długą podróżą z Paryża. Oto przywitała mnie Brzezinka i Zbynio był moim przewodnikiem.
Zbynio zatrzymał się na leśnej krzyżówce, w miejscu bardziej przestronnym niż szlak, którym podążaliśmy wcześniej. Bez słowa sięgnął po coś do torby. Wyjął z niej zwinięty w kłębek sznurek oraz mały, starannie wycięty i wypolerowany kawałek drewna w kształcie australijskiej czuryngi; następnie ostrożnie umocował tę owalną płytkę na sznurku.
Nie wiem, czy sprawiało to moje zmęczenie, ale w każdym geście Zbynia dostrzegałem siłę i zręczność doświadczonego rzemieślnika. Wcześniej czytałem o prastarej magii gajów brzozowych w Polsce, ale nie spodziewałem się, że będę świadkiem tak delikatnego przeistoczenia. „La beauté du geste”, jak mawiają Francuzi, unaoczniała animalną elegancję Zbynia.
Zdałem sobie sprawę, że jego gesty niosły w sobie zarówno tworzenie, jak i pamięć; że Zbynio, stolarz i kaletnik, ujawniał najbardziej intymne aspekty swojego jestestwa.
Wśród podmuchów wiatru i nieustającego uderzania o siebie gałęzi, poczułem w powietrzu łagodną wibrację. To Zbynio zataczał nad głową i wzdłuż ciała szerokie kręgi, wprawiając w wirowy ruch swój „instrument”. Poczułem, że granica między mną i tym, co mnie otacza, zaciera się. Zapadając niemalże w sen, znalazłem się w takim stanie, że nie wiedziałem, czy to, co słyszę, to był wiatr, grzmot, czy też leśne duchy. A może to byli przodkowie?
W rozmowie z Peterem Brookiem na Uniwersytecie Sapienza w Rzymie Jerzy Grotowski mówił, że „z praktycznego punktu widzenia w Europie tradycja w starym znaczeniu tego słowa już nie istnieje, przynajmniej jeśli chodzi o teatr. Toteż relację z żywym zjawiskiem, ze zjawiskiem międzyludzkim, osobistym, którą możemy odnaleźć w innych kulturach – i to nawet współistniejącą z teatrem – tutaj musimy odkryć pośrednio poprzez świadomość wysiłku i rzemiosła. To właśnie ów rzemieślniczy kunszt sprawia, że poniekąd odnajduje się utracony most”1.
Ze Zbyniem zawsze staraliśmy się odnaleźć i przekroczyć ten most, aby odkryć ową nieznaną krainę, bo jak mówi Walt Whitman „Wszystko czeka niewyobrażalne w tej krainie – w tej niedostępnej ziemi”.
Udało się nam to uczynić we Wrocławiu w 1978 roku w Czuwaniu, z Jackiem [Zmysłowskim], Franiem [François Kahnem], Kaśką [Katharina Seyferth] i innymi, a potem w 1983 roku w sztuce Aleph wyreżyserowanej przez Ryszarda Cieślaka w Pontederze we Włoszech.
Ale teraz, mój przyjacielu, przechodzisz przez ten most sam, nic Ci już nie ciąży. I jak kończy swój wiersz Whitman:
I wtedy wyrywamy się – unosimy się,
W Czasie i Przestrzeni, O duszo – gotowi na nie,
Równi sobie, obdzieleni nareszcie – (O, radości! O owocu wszystkiego!),
by je dopełnić, O duszo2.
Przekład anonimowy
*
Zawsze w dżinsach i w kurtce. Ciekawe, czy na ślub włożył garnitur?
Ostatni nasz kontakt? Zadzwonił tuż po upadku komuny, że jest na granicy, że kupił traktor i czy mogę mu na opłacenie cła pożyczyć. Klepaliśmy biedę, deliberując, czy handlować proszkami, czy buty na targach sprzedawać. Nie wiem, co było dalej.
Zapytałam, wiedząc, że Zbynio wali prosto z mostu, dlaczego wokół mnie zrobiło się jakoś tak... pusto. Wypalił, że niepotrzebnie pcham się na studia. Wyłuszczyłam rzecz – jak mi się wydawało – należycie. Riposta Zbynia: nawet Grot powiedział, że Inka nie ma osobowości reżysera. To był cios.
Ale wcześniej były piękne sprawy: Czuwania, pierogi w barze obok siedziby Teatru, włóczęgi, tasiemcowe dyskusje. Jedno z pierwszych koleżeńskich spotkań, po Czuwaniu: czekając w garderobie, pozbierałam puszki po konserwach, pety, wyczyściłam podłogę, zrobiłam stos kanapek. Zjawili się Jacek Zmysłowski, Zbynio, Irka Rycyk, Małgonia Świątek, François Kahn, Józek Szkandera. Usiedli w kucki, jedli w ciszy, pili herbatę. Jako neofitka nie wiedziałam, że nie wypada żartować, ale Zbynio, dosadniej niż to ujmuję, zauważył, że właściwie czemu nie... no i żywioł wygłupów urwał się z niewidzialnej smyczy.
Zbynio, powierzchownie biorąc prosty, zadziorny chłopak, miał też mniej widoczne cechy, takie jak instynktowne wyczucie sytuacji, takt. Podam przykład. Szliśmy do zamku w Grodźcu (Przedsięwzięcie Góra), grupę prowadził Zbynio. Toczyła się we mnie, równolegle silna, wewnętrzna walka. Podeszliśmy pod zamek, czekał nas niewielki odcinek wzwyż, a mnie ogarnęła jakaś niemoc, chociaż był to zwykły pagórek. Zbynio towarzyszył mi, milczał, nie podawał ręki, w niczym nie pomagał. Komunikat, który wtedy poczułam: poradzisz sobie, w razie czego – jestem.
Dziś myślę, Zbyniu, że Ty wyczułeś, że toczę bój na zupełnie innym polu, że Droga nie była wycieczką harcerzy-krajoznawców, że potrzeba było tej konkretnej przestrzeni, konkretnych osób, konkretnej atmosfery, żeby ruszył głęboko subiektywny masyw. Opisanie zaś wizji post-teatru Jerzego Grotowskiego jako wehikułu przemiany, nie do nas należało. Myśmy – Zbyniu – na tym stosie złożyli ufnie naszą energię, czas, ręce i poddaliśmy się procesowi, który był – tak myślę – inwestycją i solidnym wyposażeniem.
*
Zbynia poznałem już w trakcie pierwszych spotkań organizowanych przez Jerzego Grotowskiego w celu wyłonienia uczestników Święta, będącego kontynuacją paryskiego Festival d’Automne w 1973 roku. Zbynio poruszał się bezgłośnie, był życzliwym i milczącym, zagadkowym pośrednikiem między pokojem hotelowym, w którym wszyscy czekaliśmy, a pomieszczeniem, w którym Grotowski przyjmował nas kolejno na rozmowy.
Później spotkaliśmy się w pracy, w chronionych i tajemniczych przestrzeniach średniowiecznego zamku Sainte-Suzanne: eksplozja energii, tańców, pieśni, głębokiego snu i snów, aż do wyczerpania ciała i umysłu.
Zakończywszy udział w Święcie, wróciłem do szkoły, aby dobyć fach stolarza na zawodowych kursach wieczorowych. Wówczas odkryłem, jak bardzo duch „towarzyszenia” był nadal obecny i działał. Uczeń stolarza musi być ciekawy i obserwować mistrza oraz swoich towarzyszy, aby uczyć się poprzez praktykę. Musi być cierpliwy, dokładny i precyzyjny. Musi być skromny, utrzymywać porządek w narzędziach i czyścić stół roboczy po każdej zakończonej pracy.
Później, w trakcie każdego projektu Teatru Laboratorium, w którym pracowaliśmy razem ze Zbyniem (Nocne Czuwania, Przedsięwzięcie Góra, Czuwania, aż po przygotowania do Teatru Źródeł), był on dla mnie pewnego rodzaju punktem odniesienia: silny fizycznie, szczery w słowie i w działaniu. A działania podejmował delikatnie i energicznie, rzadko w centrum przestrzeni, częściej na jej obrzeżach. Szukałem w sobie jego wsparcia i aprobaty. Miał w sobie jakąś formę zrozumienia, intuicyjnej wiedzy o czymś bardzo dawnym, związanym z tradycjami ludów pierwotnych. Wszystko to jednak w osobliwym tonie przenikających się wielkiej powagi i humoru.
Rozmawiałem ze Zbyniem bardzo mało, nie mieliśmy wspólnego, wystarczająco bogatego języka (wiedziałem, że jego idiolekt był przesiąknięty potocznymi i „szorstkimi” wyrażeniami), mimo to mogłem godzinami przebywać w jego towarzystwie, zanurzony w całkowitym spokoju – patrząc, słuchając, czując, będąc i działając w żywym świecie.
Zbynio był niezawodnym towarzyszem pracy.
Z języka francuskiego przełożyła Katarzyna Woźniak-Shukur
*
Nieprzejednany, dociekliwy, uparty, ciekawy wszystkiego i ostry w ocenach.
Trudny w rozmowach, niecierpliwy i żywy, jakby stał przed jakimś wyzwaniem, zadaniem, na które zbiera siły, szykuje się do skoku. Dlatego jego śmierć nas zaskoczyła. Zaskoczyła pewnie i jego samego. Nie miał zamiaru umierać. Czuwał, pilnował, nie zgadzał się, uczestniczył niemal we wszystkich wydarzeniach Instytutu im. Jerzego Grotowskiego, który do końca traktował jak swój dom, chociaż nie mógł znaleźć sobie tam miejsca (albo Instytut nie potrafił tego miejsca znaleźć dla Zbyszka).

Zbyszek nie zgadzał się z tym, co dzieje się w Instytucie. Uważał, że Instytut za mało poświęca swojej działalności realnemu dziedzictwu Jerzego Grotowskiego, jego działalności teatralnej i postteatralnej. Zbyszek walczył o to, nie unikał konfrontacji z dyrekcją Instytutu.
Ciągle odkładałem naszą rozmowę, choć on się jej domagał… No i tak odłożyłem na tamą stronę. Ale tam już będziemy gadać o czymś innym.
- STRONA GŁÓWNA
- PERFORMER
- PERFORMER 1/2011
- PERFORMER 2/2011
- PERFORMER 3/2011
- PERFORMER 4/2012
- PERFORMER 5/2012
- PERFORMER 6/2013
- PERFORMER 7/2013
- PERFORMER 8/2014
- PERFORMER 9/2014
- PERFORMER 10/2015
- PERFORMER 11–12/2016
- PERFORMER 13/2017
- PERFORMER 14/2017
- PERFORMER 15/2018
- PERFORMER 16/2018
- PERFORMER 17/2019
- PERFORMER 18/2019
- PERFORMER 19/2020
- PERFORMER 20/2020
- PERFORMER 21/2021
- PERFORMER 22/2021
- PERFORMER 23/2022
- PERFORMER 24/2022
- PERFORMER 25/2023
- PERFORMER 26/2023
- PERFORMER 27/2024
- PERFORMER 28/2024
- PERFORMER 29/2025
- ENCYKLOPEDIA
- MEDIATEKA
- NARZĘDZIOWNIA

ISSN 2544-0896
Numery
- PERFORMER 1/2011
- PERFORMER 2/2011
- PERFORMER 3/2011
- PERFORMER 4/2012
- PERFORMER 5/2012
- PERFORMER 6/2013
- PERFORMER 7/2013
- PERFORMER 8/2014
- PERFORMER 9/2014
- PERFORMER 10/2015
- PERFORMER 11–12/2016
- PERFORMER 13/2017
- PERFORMER 14/2017
- PERFORMER 15/2018
- PERFORMER 16/2018
- PERFORMER 17/2019
- PERFORMER 18/2019
- PERFORMER 19/2020
- PERFORMER 20/2020
- PERFORMER 21/2021
- PERFORMER 22/2021
- PERFORMER 23/2022
- PERFORMER 24/2022
- PERFORMER 25/2023
- PERFORMER 26/2023
- PERFORMER 27/2024
- PERFORMER 28/2024
- PERFORMER 29/2025
- Dariusz Kosiński Gasnący złota blask
OPOWIEŚCI ŹRÓDEŁ
- Roberto Bacci Malarz
- Jairo Cuesta, Inka Dowlasz, François Kahn, Tomasz Rodowicz Zbynio
- Inka Dowlasz, Karina Janik Doświadczenie granicy
PRZEWALCZYĆ MYŚLĄ
- Tadeusz Nyczek Od kulisy do kulisy
- Paweł Sztarbowski Przeciwko kliszom
- Ewa Łubieniewska Teatr „złotej epoki” w rozbłyskach pamięci
- Krystyna Latawiec „Biesy” Andrzeja Wajdy w Teatrze Starym Anno Domini 1980
REAKCJE
- Jakub Papuczys Swinarskiego biografia niedokończona
- Katarzyna Niedurny Na co zmarła Lidia Zamkow?
- Agata Skrzypek Oczarować albo pokonać
- Dariusz Kosiński Grzegorzewski i to wszystko, co po nim zostało
- Daniel R. Sobota Grotowski podług wartości
- Zofia Kowalska „Teatrolog? No, niech będzie”