2021-07-05
2021-07-05
Katarzyna Woźniak

Paruzja. Z notatek myślnych obserwatorki

Uwagi wstępne

Amatorzy poezji i część badaczy lubią powtarzać za Robertem Frostem: „Poetry is what gets lost in translation” (w wolnym tłumaczeniu: „Przekład zabija poezję”). Na tak sformułowaną tezę odpowiedział kognitywista Douglas R. Hofstadter: „«Lost in translation»? That motto’s bust. Frost’s thrust; my riposte: «Unjust accusation! Thou unsound Frost bite, just bite the dust! For poetry’s found, not lost in translation!»”. Co – znów w wolnym tłumaczeniu – oznacza tyle, że przekład jest początkiem poezji. Z Frostem nie zgodziłby się pewnie także Umberto Eco, który poszukiwania języka uniwersalnego zakończył stwierdzeniem, że uniwersalne jest to, co pomiędzy. Właśnie o tym, co pomiędzy, i o tym, co dane jest nam jedynie w tłumaczeniu, traktują zebrane poniżej notatki myślne z sesji Open Fridays Thomasa Richardsa, których byłam świadkiem online od końca kwietnia do ostatniego spotkania, tj. do 11 czerwca 2021 roku. Jednocześnie notatki te są próbą ujęcia mojego doświadczenia tych spotkań w języku.

Zanim przejdę do sedna, muszę poczynić trzy zastrzeżenia. Po pierwsze, w notatkach nie analizuję pracy (the Work) grupy pod kierunkiem Thomasa Richardsa (celowo nie używam słowa „czynienie”, by nie sugerować łatwych analogii z opisami pracy Jerzego Grotowskiego i jego tekstami. Posługuję się słowem the Work lub Praca – w odróżnieniu od Akcji – opus Jerzego Grotowskiego. The Work rozumiem jako działanie – doing – i zarazem rezultat tego działania), ponieważ to, czego wraz z blisko stu innymi osobami byłam świadkiem w ostatnich miesiącach, nie było nam okazywane jako praca skończona. Jednocześnie nie można nazwać tego próbami do Pracy, ze względu na pewne elementy obiektywne, które wyłaniały się w trakcie sesji.

Po drugie, pozostaję wierna zasadzie przyjętej wiele lat temu w przypadku prac, które oglądam, a podpowiedzianej przez Grotowskiego w wykładach paryskich, ale nie tylko: nie robię notatek w trakcie obserwacji. Notatki myślne przelewam na papier w innym momencie.

W końcu: piszę z perspektywy osoby wychowanej w tradycji katolickiej, która w sposób naturalny przekłada zjawiska ze sfery duchowej na własną tradycję. Jestem świadoma, że Praca dotyczy pieśni tradycji i nie ogranicza się do tradycji chrześcijańskiej. Wiem też, że pojęcia, jakimi operuję, dla wielu dawno już umarły. Nie mam jednak przekonania, że posługując się tym językiem działam ze szkodą dla opisywanych zjawisk. Wątpiących odsyłam do dykteryjki o pewnej kobiecie i przewodniku duchowym, którą zamieścił Thomas Richards w książce Pracując z Grotowskim nad działaniami fizycznymi oraz do książki Iana Barboura Mity, modele, paradygmaty.

Open Fridays

Otwarcie, konieczność spotkania z innymi – w mojej ocenie jeden z paradygmatów pracy Jerzego Grotowskiego w Sztuce jako wehikule (o czym pisałam w książce-przewodniku poświęconej włoskiemu środowisku teatralnemu, które przyjęło Grotowskiego w latach osiemdziesiątych) – jest być może jednym z niewielu punktów przecięcia się praktyk Maria Biaginiego i Thomasa Richardsa dzisiaj. Przeniesienie życia społecznego do internetu (z powodu pandemicznych restrykcji) w przypadku pracy Richardsa jedynie zmieniło dynamikę dojrzewającego już od jakiegoś czasu procesu.

Open Fridays przyciągnęły liczne grono świadków – było nas, w zależności od tygodnia, od siedemdziesięciu do blisko stu trzydziestu osób. Co tydzień czuliśmy się w centrum zainteresowania Thomasa Richardsa, który nie tylko na nas patrzył po zakończeniu pracy, ale poświęcał nam swoją uwagę – po sesji, a przed rozmową wpatrywał się w monitor, przyglądał naszym twarzom, a na zakończenie żegnał każdego z nas z imienia, o ile ktoś odważył się nie być anonimowym i włączyć mikrofon, żeby opuszczając „pokój” na platformie Zoom także się pożegnać.

Oczywiste, a mimo to uderzające w pracy Thomasa Richardsa jest jej oderwanie od tradycyjnych pieśni polskiego katolicyzmu. Dźwięki Pracy są nieprzesiąknięte grzechem. Czyste. Dopiero po kilku tygodniach uświadomiłam sobie ten brak, pod wpływem jednej z niewielu rzewnych pieśni intonowanych podczas Pracy. Posępne, molowe nuty tradycji polskiego męczeństwa, znane z prac Jerzego Grotowskiego, są jedynie dalekim wspomnieniem. Reminiscencje tradycji europejskiej i cmentarzyska narodów budzą także wtórujące sobie głosy wszystkich członków zespołu, które w końcowej części the Work nawołują się i nakładają się na siebie w taki sposób, że ich brzmienie wywołuje z pamięci muzykę krakowskich dzwonów z Akropolis Stanisława Wyspiańskiego (ale nie powidoki z opolskiej inscenizacji Teatru Laboratorium).

W pracy Thomasa Richardsa nie ma Maria Biaginiego – i to także oczywiste. Biagini od wielu lat pracuje z innym zespołem – Open Program – i prowadzi poszukiwania w innym kierunku. W strukturze budowanej przez Thomasa Richardsa nie tylko tradycja polskiego katolicyzmu, ale i tradycja zachodnioeuropejskiego rozumu nie zajmują uprzywilejowanego miejsca, czego nie można było powiedzieć o Akcji Jerzego Grotowskiego. Symbolem tego uprzywilejowania w opus Grotowskiego był Sfinks i ukrzyżowany Chrystus, „ucieleśniani” w Akcji właśnie przez Biaginiego. Owe braki to bodaj najbardziej charakterystyczny rys Pracy. Wszystko wskazuje na to, że wiedzy nie trzeba jakoś szczególnie zdobywać (nie trzeba wykazywać się inteligencją, szukać odpowiedzi na zagadkę Sfinksa, nie trzeba wiedzy zdobywać mozolną pracą). Aby wiedzę posiąść, „wystarczy” w działaniu być jak dziecko, którego śmiech rozlega się w momentach, w których odsłania się istota działania. Poznanie nadal jest sprawą działania, ale działanie to jest wolne od brzemienia nieswoich win i grzechów. Wolne od warunku sukcesu pod groźbą zapomnienia; od „performuj, albo…”. Staje się wolnym wyborem. Nie trzeba też przejść drogi męczeństwa, dokonywać samospalenia. Zapowiadana przez dawnych proroków Paruzja będzie wszak czasem, w którym „ani żałoby, ni krzyku, ni trudu […] nie będzie” (Ap 21, 4).

Bardzo ważnym elementem działania i procesu odsłaniania się istoty jest horyzont zdarzeń. Zatem już nie tylko ruch wertykalny, ale i działanie w przestrzeni. Uświadamiam to sobie w dniu, w którym w Krakowie za oknem szaleje wichura zapowiadająca kolejną wiosenną burzę, a w Vallicelle działający przeprowadzają sesję na zewnątrz. Głosom działających wtórują podmuchy porywistego wiatru, uderzającego w mikrofony, i śpiew ptaków (ptaki będzie słychać i w kolejnych tygodniach, podczas pracy w budynku, i ten śpiew za każdym razem będzie drogowskazem prowadzącym percepcję ku przestrzeni).

Michel de Certeau zwracał uwagę, że miejsce staje się przestrzenią dopiero wówczas, gdy jest praktykowane. Powstaje zatem pytanie, w jaką przestrzeń zmieniają miejsce praktyki grupy kierowanej przez Thomasa Richardsa? Wiatr w Vallicelle wypełniał przestrzeń, a jego praca kazała myśleć o gęstości powietrza i materialnej naturze przestrzeni pomiędzy działającymi. Wiatr wskazał na przestrzeń, która była równie ważna i wcale nie była pusta. Wypełniona powietrzem różnej gęstości, stawiającym opór ciałom, spowolniającym ruchy. Dopiero ciało odpowiadające na działania wiatru pozwoliło zobaczyć wyraźnie, że działania podejmowane w sali charakteryzowały się tą samą powolnością ruchów. Skoro tak, to można przyjąć, że spowolniony ruch w przestrzeni zamkniętej, w której nie działał wiatr, miał wskazywać na ten sam opór gęstej masy powietrza, który w innych warunkach atmosferycznych stawał się oczywisty.

Wzajemne oddziaływanie powietrza i ciał w działaniu nabiera szczególnego znaczenia w momentach ciszy w strukturze Pracy (zupełnej lub przerywanej dziecięcym śmiechem czy gaworzeniem). Zazwyczaj działający nie zamykają w tych momentach oczu, co pozwala myśleć, że proces, którego jesteśmy świadkami, nie jest skierowany do wnętrza. Podobnie jak w trakcie koncentracji uwagi w niektórych praktykach jogi, kiedy to otwarte oczy pozwalają nie rozpraszać się, nie schodzić w głąb wewnętrznego świata. Działanie powinno być przecież obiektywne i możliwe do zweryfikowania ze względu na swoją skuteczność. Właśnie w tych momentach ciszy widać wyraźnie, że przestrzeń nie jest obojętnym świadkiem działania. W ciszy oddaje energię, którą chwilę wcześniej przyjęła od performerów, i odpowiada na ich inwokacje: o wodę, światłość, odrodzenie. I jeśli jest jakieś obcowanie świętych, to dzieje się właśnie w tych momentach i w przestrzeni pomiędzy, i przygotowuje ponowne nadejście Chrystusa. Już nie wertykalnie (albo: nie tylko wertykalnie), ale horyzontalnie (lub: także horyzontalnie). Także tu i teraz.

O autorce