2023-07-10
2023-07-10
Sofiia Rosa-Lavrentii, Roman Lavrentii

Jak rozmawiać z dziećmi o wojnie? Komunikacja ukraińskiego teatru z dziećmi i nastolatkami w czasie wojny i na temat wojny

Wojna i dzieci. To temat zawsze bolesny, trudny i poruszający. Te dwa słowa trudno nawet pisać obok siebie, bo kryją się za nimi dwa zupełnie inne światy. Chcemy dzieci ratować, chronić, ukryć i nawet o tym nie myśleć… ale wojna trwa, a dzieci jej doświadczają.

Wojna w Ukrainie zaczęła się w 2014 roku i do pełnowymiarowej inwazji 24 lutego 2022 roku trwała już osiem lat, dziś to już prawie dziewiąty rok. Wielu z tych, którzy w 2014 roku mieli po dziesięć lat, obecnie broni na froncie swoich rodzin. Wyrosło całe pokolenie. Więc jak rozmawiać z dziećmi o wojnie? Zwłaszcza gdy nas otacza, taka materialna i namacalna. To jest wyzwanie, przed którym stają dorośli i każdy podejmuje taką decyzję, jaką podpowiadają mu serce i rozum.

„Ciatoczka”, reżyseria Oksana Dmitrijewa, Charkowski Akademicki Teatr Lalek im.

W takich okolicznościach zadajemy sobie pytanie, czy można prowadzić rozmowy o wojnie z dziećmi i nastolatkami poprzez sztukę, w szczególności za pomocą sztuki teatru. Na temat doświadczeń teatralnych w czasie obecnej wojny rosyjsko-ukraińskiej mamy już dziś sporo przemyśleń1. Ale co się dzieje w teatrach adresowanych do widza dziecięcego i młodzieżowego? Czy kontynuują swoją działalność? Czy poruszają temat wojny przed młodą publicznością? I czy jest to w ogóle potrzebne? Zdawać by się mogło, że wojna jest wszędzie, że jest jej zbyt dużo, że przenika całe życia i że teatr powinien pozostać przestrzenią nietkniętą…

Dla ukraińskich działaczy teatralnych, którzy pracują z młodą publicznością, te kwestie są bardzo aktualne. Oczywiście każdy teatr reaguje na nie inaczej, zależnie od wielu różnych okoliczności: od konkretnego położenia geograficznego, od swoich możliwości i etapu wojny, przez który właśnie przechodzi. Niniejsze opracowanie nie pretenduje do wyczerpującej analizy działalności wszystkich zespołów teatralnych, które pracują z publicznością dziecięcą i młodzieżową – raczej wybieramy kilka przykładów ilustrujących bieżące wydarzenia.

Teatr, który tworzy narrację

Jednym z gatunków, który teatr ukraiński wykorzystuje, opowiadając o wojnie dziecięcej publiczności, jest baśń ludowa. Format baśni z jej alegoriami, symbolami i pewnym dystansem, wyraźnym i zrozumiałym podziałem na dobro i zło, okazał się bardzo przydatny nie tyle do omawiania trudnego tematu wojny, ile do komentowania ważnych kwestii moralnych, takich jak: zdrada i wolność, strach i godność, w końcu śmierć i miłość.

„Koza-Dereza”, reżyseria Ihor Zadnipriany, Pierwszy Akademicki Teatr Ukraiński dla Dzieci i Młodzieży we Lwowie, 2021. Fot. Oleksandr BałabajPrzykładem dobrze przemyślanej rozmowy teatru z młodymi widzami na temat naruszania granic jest przedstawienie Koza-Dereza Pierwszego Akademickiego Teatru Ukraińskiego dla Dzieci i Młodzieży we Lwowie. Premiera spektaklu odbyła się 5 czerwca 2021 roku. Reżyser Ihor Zadnipriany i zespół teatralny opowiadają znaną ukraińską baśń ludową, wykorzystując estetykę telewizyjnego programu detektywistycznego. Popularna historyjka o wrednej Kozie, która odebrała chatkę Zajączkowi (w przedstawieniu Lisicy), a jego samego wypędziła z domu, nabiera cech aktualnej opowieści i staje się narzędziem do prowadzenia rozmowy teatru z widzami o granicach geograficznych i osobistych; o tym, jak je tworzyć i jak ich bronić. Widzowie wyraźnie odczytują aluzje, przede wszystkim dzięki leksyce, którą stosuje teatr. Koza nie tylko wypędziła Lisicę z jej domku, ale też go „okupowała”. Poza tym sama Koza w przedstawieniu nie raz zostaje nazwana właśnie „okupantką” i „agresorką”. Czasem wywołuje to śmiech, niemniej role są bardzo wyraźnie określne, dlatego fabuła samej bajki odczytywana jest właśnie w tym kontekście. Spektakl w konwencji kryminalnego reality show z muzycznymi, rapowanymi monologami bohaterów, a także z rapującym „chórem”, który „komentuje” rozwój wydarzeń (kompozytor – Jurij Sajenko), z jaskrawoluminescencyjnymi elementami kostiumów w stylu pop artu i płaskimi ruchomymi elementami dekoracji (scenografia i kostiumy – Darija Zawjałowa, światło – Switłana Korińkowa), czasem jest odbierany jako komiks teatralny. Jest to gatunek wyrazisty, dynamiczny i łatwo przyswajalny przez młodych widzów. Dzięki komiksowemu formatowi widzowie czują, że historia ta jest im bliska, ale jednocześnie struktura baśni ze zrozumiałym morałem na końcu tworzy pewien rodzaj dystansu, który pozwala teatrowi swobodnie poruszać trudne tematy. Koza „okupantka” (Natalija Ałeksejenko albo Bohdana Bonczuk – w różnych obsadach) nie jest wcale demoniczna i przerażająca (jak bywa w ludowej opowieści), ale bardzo wyrazista, nawet trochę charyzmatyczna. Jest jednak na tyle „zwyczajna”, że można ją pokonać. Na końcu improwizowana scena badania Kozy wykrywaczem kłamstw demaskuje ją jako zwykłą oszustkę. Teatr w swoim spektaklu tworzy czytelną narrację: Koza to oszustka, która swoim zbrodniczym czynem zaburza harmonię życia w lesie, narusza osobiste i fizyczne, przestrzenne granice Lisicy, a obecnie wszyscy mieszkańcy lasu stają przed trudnym zadaniem, jak przywrócić porządek i ochronić swoje osobiste granice. Sama postać Lisicy (Marjana Kiczma i Anastasija Chawunka) bardzo się zmienia – z pacyfistycznie-przyjacielskiej, księżniczkowo-kwiecistej, beztrosko-infantylnej na początku spektaklu, na pewną siebie i defensywną, ale nie mniej kwiecistą w finale. Lisiczce w nieszczęściu pomagają wszyscy mieszkańcy lasu (choć nie od razu). Tylko zjednoczone i solidarne zwierzęta są w stanie przepędzić Kozę. Wyraźną aluzją do wydarzeń Majdanu i Rewolucji Godności jest to, że mieszkańcy lasu po trochu zaczynają uświadamiać sobie własną siłę i prawo do walki. Sprawiedliwości stało się zadość – euforia na sali. To optymistyczna historia ze szczęśliwym zakończeniem, tworząca narrację, że zło z pewnością zostanie ukarane, że można je pokonać, ale razem, solidarnie. Narracja ta ma przejrzystą strukturę i morał, który ma kształtować w młodym widzu przekonanie, że nie można naruszać granic osobistych, łakomić się na cudze, a przede wszystkim, że „Ja” jest wartością, którą trzeba szanować. W warunkach wojny, w przeddzień pełnowymiarowej inwazji wojsk rosyjskich na Ukrainę, wartości te nabrały szczególnego znaczenia.

Teatr, który chroni

Okres po 24 lutego 2022 roku był dla Ukraińców szokiem i czasem przełomowym. W pierwszych dniach rosyjskiego ataku, ukraińskie teatry przestały funkcjonować jako teatry. Przekształciły się w schroniska, centra wolontariatu, tak samo zresztą jak muzea, biblioteki i konserwatoria. Wszystkie do tej pory istniejące struktury społeczne i artystyczne, w tym teatry, zostają przeformatowane: część pracowników idzie na front, inni do obrony terytorialnej, a ci, którzy zostają, rozwijają centra wolontariatu. Takie centra przyjmują na siebie rolę schroniska – udzielają pierwszej niezbędnej pomocy Ukraińcom uciekającym z terenów okupowanych i położonych niedaleko linii frontu. A mowa tu o milionach ludzi.

Lwowski Teatr Akademicki im. Łesia Kurbasa, luty–marzec 2022. Fot. Bohdan KutiepowAktorzy, reżyserzy, scenografowie, których dziś można określić jednym słowem – wolontariusze, przyjęli pierwszą falę uchodźców, wspierając ofiary rosyjskiej agresji zarówno fizycznie (organizując wyżywienie i nocleg), jak i psychologicznie (akceptując ich, wysłuchując, pochylając się nad ich cierpieniem i strachem, otwierając się na ich przeżycia). Prawie każdy ukraiński teatr przeszedł przez etap schroniska. Wielu artystów opowiadało o swoich doświadczeniach z pierwszych miesięcy jako o okresie „odrętwienia” psychicznego. Czuli, że w tej sytuacji nie mogą zajmować się teatrem i nie wiedzieli, czy jeszcze kiedykolwiek będą mogli2.

Losy teatrów w przyfrontowych miastach, narażonych na intensywne i częste ostrzały, są podobne, choć mają swoje cechy szczególne. Na przykład w Charkowie w tunelach metra ukrywało się wielotysięczne miasto, w tym bardzo dużo dzieci. W pewnym momencie kilkoro aktorów postanowiło wnieść trochę teatru w tę zimną, przesiąkniętą strachem i cierpieniem przestrzeń. Teatru, który stał się odskocznią od strasznej rzeczywistości, wybawieniem zarówno dla siebie, jak i dla widzów. Prawdziwie poruszająca jest historia studentów lalkarstwa Charkowskiego Narodowego Uniwersytetu Sztuk im. Iwana Kotlarewskiego i aktorów Charkowskiego Akademickiego Teatru Lalek im. Wiktora Afanasjewa, którzy pewnego dnia postanowili przenieść do metra jeden ze swoich spektakli dla dzieci. Była to Ciatoczka Annie Schmidt (reżyserka Oksana Dmitrijewa, scenografka – Natala Denysowa). Sami aktorzy wspominają tę historię jako „czysty surrealizm”. Weszli w kostiumach do metra i oznajmili zdziwionym mieszkańcom, że zagrają przedstawienie dla dzieci. Jego uczestnikami stali się w wszyscy – i dzieci, i młodzież, i dorośli. Oksana Dmitrijewa przyznaje, że były to najbardziej niezwykłe występy gościnne teatru. Właśnie te, dawane na wypełnionych ludźmi stacjach charkowskiego metra:

Występy w metrze były dla mnie szczególnym rodzajem obcowania z widzem, gdy biegliśmy sobie na spotkanie. Widz do aktora, a aktor do widza. To była obustronna pomoc. Po każdym przedstawieniu rzucaliśmy się sobie w objęcia, by zaspokoić głód dotyku, który był wtedy niezwykle silny. Wymienialiśmy wiele uścisków, gdy ludzie na to pozwalali albo tego potrzebowali… Teatr ma teraz nową funkcję – zaczyna leczyć3.

„Ciatoczka”, reżyseria Oksana Dmitrijewa, Charkowski Akademicki Teatr Lalek im. Wiktora Afanasjewa. Fot. Wiktoria JakimenkoWielu charkowian przyznało, że spektakle w metrze na krótką chwilę pozwoliły im powrócić do tak niedawnego, normalnego życia, które wówczas wydawało im się już ogromnym luksusem. Przypomniały życie, do którego chce się wrócić i o które chce się walczyć. Spektakle dla dzieci były zdecydowanie łatwiejsze do przeniesienia pod ziemię niż spektakle dla dorosłej publiczności, bo ta jeszcze długo nie będzie mogła pozwolić sobie na „rozrywkę”. Natomiast teatrowi lalkowemu, dzięki jego formie, mobilności i specyfice pracy z przedmiotem, udało się stworzyć atmosferę zaufania i szczerej rozmowy.

Pewnym fenomenem stają się aktorzy wychodzący z własnymi inicjatywami. Dobrym przykładem jest rodzina artystów z Charkowa: Darija Kusznirenko – scenografka i aktorka teatru lalkowego oraz Pawło Sawieljew – aktor teatru lalkowego. Wraz ze swymi trzema synami zostali oni w Charkowie i cały czas zajmują się wolontariatem, między innymi dowożą pomoc humanitarną do przyfrontowych wsi.

Darija Kusznirenko pierwsza zaczęła tworzyć postaci lalkowe do wymyślnego spektaklu Iwasyk-Tełesyk. Wspomina, że gdy w szarej wojennej rzeczywistości zobaczyła dzieci, które niczym myszki wyglądały z okien domów, nagle poczuła potrzebę i odnalazła w sobie wewnętrzną siłę, by zacząć rozmawiać z nimi poprzez teatr. Lalki szyła nocami, a nawet podczas alarmów przeciwlotniczych. Było to dla niej pocieszenie i spełnienie marzeń. Wraz z mężem Pawłem Sawieljewem stworzyła spektakl właściwie z tego, co miała pod ręką. To było ich najbardziej mobilne i najbardziej elastyczne przedstawienie. I znowu poprzez ludową baśń wybrzmiała historia o niebezpieczeństwie i ocaleniu, o miłości i czułości, które mogą pozostać z nami na zawsze. W spektaklu znalazło się miejsce na humor (o gęsiach bojowych, które muszą strzec przestrzeni powietrznej nad Ukrainą) i na czułość (w postaci matczynej kołysanki granej na fujarce). Wojna w rękach artystki zmaterializowała się w postaci lalki Wiedźmy, która zgodnie z historią opowiedzianą w ukraińskiej baśni, chciała złapać głównego bohatera – chłopczyka Iwasyka, by go zjeść. Wiedźma miała bardzo zmilitaryzowany wygląd. Przypominała stalowy czołg z o ogromną paszczą pełną ostrych kłów. Straszna, przerażająca, groźna, ale – jak się okazuje – jednocześnie nieporadna i powolna. Oczywiście mały chłopczyk jej nie pokona, ale musi zrobić wszystko, by przed nią uciec. I Iwasyk ucieka.

„Iwasyk-Tełesyk”, reżyseria Darija Kusznirenko i Pawło Sawieljew. Fot. O. OsipowKluczowe akcenty spektaklu i jego główne przesłanie mówią o tym, co pozwala człowiekowi pozostać człowiekiem mimo strachu i niewyobrażalnie trudnych okoliczności. Matczyna kołysanka i melodia fujarki to proste rzeczy, które mogą zasiać ziarno miłości i pozwolić mu wykiełkować. Mogą dawać siłę, wzmacniać wewnętrzną wolność, pozwalają pozostawać sobą i nie wpuszczać chaosu i okrucieństwa do swojego serca. Dzięki wyraźnej wizualnej różnicy między dwojgiem głównych lalkowych bohaterów: Iwasykiem – wykonanym z drewnianego klocuszka (naturalnego i ciepłego materiału) i Wiedźmą – stalową, ostrą, wrogą i zimną, młodzi widzowie doskonale rozumieją, że jest to opowieść o ich rzeczywistości. Poprzez baśń teatr opowiada im o ich sile, o wielkiej miłości, którą darzą ich dorośli, o tym, że nawet straszne sceny w baśni kończą się szczęśliwymi zwrotami akcji i o tym, że one – dzieci zasługują na szczęście. Wiara w te proste, ale jednocześnie skomplikowane rzeczy, jest szalenie ważna. I ważne jest także to, by prawdy te usłyszały dzieci żyjące w wojennej rzeczywistości.

Teatr, który jest głosem

Można powiedzieć, że teatrowi ukraińskiemu udaje się stworzyć dialog z dziećmi w czasie wojny i o wojnie. Osobnym wyzwaniem jest komunikacja na temat wojny z nastolatkami, czyli ze szczególną kategorią widzów, którzy już nie są dziećmi, ale jeszcze nie są dorosłymi. Jak z nimi rozmawiać? Jak wyjaśnić im to, czego nawet dorośli nie potrafią zaakceptować i zrozumieć? Dramaturżka Nina Zachożenko (Lwów) próbowała oddać głos tej grupie naszego społeczeństwa poprzez dramat Jestem OK. Obserwując i zapisując rozmowy usłyszane na dworcach, miejskich placach, w centrach wolontariatu, autorka stworzyła historię czworga nastolatków z miasta Bucza (które staje się uogólnionym portretem miast ukraińskich pod brutalną moskiewską okupacją). Poprzez każdą postać ukazane zostają różne sytuacje, których doświadczyły ukraińskie nastolatki w warunkach agresji rosyjskiej. Historia Lizy (aktorka Katia Pinczuk) to opowieść o długiej drodze z rodzinnego miasta, a potem o ucieczce z kraju. Bohaterka wraz z rodzicami opuszcza Buczę w pierwszych dniach wojny. Nie ma wyboru. Liza zostaje wyrwana ze swojego świata, pozbawiona przyjaciół, szkoły, przestrzeni rodzinnego miasta i własnego domu. Nikt jej nie pytał o zdanie, po prostu ją ratowano. Historia Saszy (aktor Jakiw Ozierow) również nie jest prosta. Chłopiec po raz drugi opuszcza dom. Gdy miał dziesięć lat, przeżył pierwszą ewakuację z rodzinnego Doniecka (gdy Rosjanie w 2014 roku zaczęli zajmować wschodnie tereny Ukrainy i tworzyć marionetkowe republiki). Wątek Mike’a (Danyjił Nikiforow) to tragiczna historia młodzieńczego maksymalizmu. Rozpaczliwa potrzeba zachowania godności i kipiąca złość zmuszają bohatera do stawienia bezpośredniego oporu… Ale co może zrobić nastolatek z koktajlem Mołotowa w ręku przeciwko uzbrojonemu po zęby wrogowi…? I wreszcie bohaterka, w imieniu której prowadzona jest opowieść (aktorka Lilija Osejczuk), przeżywa okupację, ukrywa się w piwnicy szpitala, w którym pracowała jej mama, a następnie niczym cel strzelecki pokonuje pieszo długą drogę ze zbombardowanego miasta, przechodząc przez punkty kontrolne, by wreszcie wraz z mamą wydostać się z okupowanych terenów.

Premiera spektaklu Jestem OK odbyła się latem 2022 roku w Charkowskim Akademickim Teatrze Lalek im. Wiktora Afansjewa. Spektakl w przestrzeni samego teatru praktycznie nie zaistniał, był natomiast prezentowany w piwnicach różnych lokacji. Reżyserka – Oksana Dmitrijewa wykorzystuje w wyraźny i wielofunkcyjny sposób drewniane klocki. Swoją inspirację bez wątpienia czerpie z animacji, z teatru lalek. Klocki wypełniają całe przedstawienie. Nie uwznioślają go, ale i tak są symbolem tego, co najcenniejsze, tego, co staramy się zawsze mieć przy sobie. Bohaterowie noszą je w tak zwanych „plecakach ewakuacyjnych”, które trzeba mieć zawsze przy sobie i w których trzyma się najważniejsze rzeczy. Dla Ukraińców to bardzo wyrazisty i czytelny symbol walizki-domu, do której trzeba było spakować cały swój dom, całe swoje życie. Klocki są jak cegły z domu rodzinnego. Ponadto w czasie przedstawienia aktorzy ogrywają ten przedmiot: klocki stają się bochenkiem chleba, miastem, które się odbudowuje i które się rozpada, wyimaginowanymi ścianami schronu, koktajlami Mołotowa… Drewniane klocki są niczym proto-lalka, coś prawdziwego i materialnego, co przywraca normalne życie i głębokie wartości. Wyrazisty, a jednocześnie prosty i zrozumiały obraz.

„Jestem OK”, reżyseria Oksana Dmitrijewa, Charkowski Akademicki Teatr Lalek im. Wiktora Afansjewa, 2022. Fot. Jan GalasWidz poznaje historie nastolatków fragmentarycznie, głównie się ich domyślając. Ale nikomu nie trzeba niczego tłumaczyć, wszyscy wiedzą, jak się one kończą. W przestawieniu chodzi nie tyle o same historie, ile o to, co się dzieje wewnątrz bohaterów, jak przeżywają takie doświadczenie w tak trudnym dla nich wieku. Reżyserka w kilku momentach wykorzystuje wręcz Brechtowski efekt obcości. Na przykład prawie wszystkie rozmowy w spektaklu odbywają się poprzez wiadomości tekstowe, które aktorzy czytają w telefonie. Przyjaciele cały czas komunikują się i wymieniają informacjami za pośrednictwem wiadomości tekstowych, a aktorzy prawie beznamiętnie czytają je na głos. Rzeczy, o których „rozmawiają” postaci, na tyle różnią się od rzeczywistości normalnych nastolatków, że takie beznamiętne odczytywanie okazuje się szalenie wymowne. Dzięki kontrastowi między treścią a formą widz otrzymuje burzę emocji. Swój „głos” bohaterowie wyrażają poprzez monologi. Każdy z nich przeżywa swój własny ból spowodowany utratą domu, przyjaciół, marzeń, życia…

Efekt obcości w przedstawieniu tworzą także autorskie pieśni Liliji Osejczuk. Aktorka wykonuje je między kwestiami. Te bardzo liryczne pieśni jakby wyrywały bohaterkę i aktorkę z całej rzeczywistości spektaklu-życia. Bohaterka i aktorka zlewają się w jedno, albowiem pieśni są bardzo osobistą refleksją Liliji na temat wojennych wydarzeń.

Technika dystansowania się i przekazywanie w pieśniach własnego doświadczenia emocjonalnego, sprawiają, że spektakl zachowuje równowagę między emocjami a racjonalnym postrzeganiem. W ten sposób widz otrzymuje szansę, by wsłuchać się w głos nastolatków, przemierzyć drogę, którą pokonali, zrozumieć wyzwania i problemy, przed którymi stanęli. Najważniejsze jest jednak to, że teatr przechodzi przez te etapy bardzo delikatnie i dyskretnie, nie traumatyzując wtórnie swojej publiczności.

Spektakl ten jest wyjątkowy także dlatego, że stanowi opowieść samych nastolatków adresowaną do innych nastolatków. Aktorzy to studenci Charkowskiego Narodowego Uniwersytetu Sztuk im. Iwana Kotlarewskiego. Są w podobnym wieku, co postaci dramatu i przeżyli podobne doświadczenia. To ich głos wypełnia rzeczywistość i to on wybrzmiewa w teatrze. (Warto zaznaczyć, że jest to jedno z niewielu przedstawień ukraińskich, które zostały pokazane za granicą, w tym także w Polsce).

Teatr, który leczy

W dzisiejszych czasach miejscem refleksji nad doświadczeniem wojennym staje się coraz częściej tak zwany „teatr dla dorosłych”4. Ponieważ doświadczenie to jest bardzo traumatyczne, niezwykle ważna jest kwestia terapii, którą we wprawnych rękach specjalisty może zaoferować sztuka teatralna. Rozwój tego zjawiska można zaobserwować i w teatrze dla dzieci i młodzieży. Tak przynajmniej wygląda projekt Monster opera (na podstawie tekstów Williama Shakespeare’a) w wykonaniu dzieci, których rodzice walczą właśnie na froncie. To próba oddania głosu dzieciom. Daje im szansę przepracowania własnych doświadczeń poprzez wcielenie się w postaci Szekspirowskie i, na ile to możliwe, przekierowania traum w inną stronę. Jest to projekt arterapeutyczny prowadzony przez brytyjskiego kompozytora i pedagoga Nigela Osborne’a wraz ze studentami wydziału kultury i sztuk Lwowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Iwana Franki i Charkowskiego Narodowego Uniwersytetu Sztuk im. Iwana Kotlarewskiego. Wiadomo, że w spektaklu wykorzystane zostaną ogromne marionetki. Premiera zaplanowana jest na lato 2023 roku.

A więc teatr kontynuuje rozmowę z dziećmi i młodzieżą na temat wojny i ich przeżyć, bo ta historia jeszcze się nie skończyła…

O autorach
Sofiia Rosa-Lavrentii
Roman Lavrentii

Z języka ukraińskiego przełożyła Anna Korzeniowska-Bihun