2018-07-08
2021-02-23
Jenna Kumiega

Apocalypsis cum figuris: przekład i osobista relacja

Wersja rozszerzona tekstu opublikowanego [w:] Jennifer Kumiega: The Theatre of Grotowski, Methuen, London and New York 1985, s. 239–271.

Niniejszy tekst jest osobistą relacją z licznych pokazów Apocalypsis cum figuris Teatru Laboratorium – począwszy od mojej pierwszej wizyty we Wrocławiu w 1972 roku, aż do ostatniej otwartej prezentacji Apocalypsis w 1980 roku. W tym okresie, gdy tylko byłam w Teatrze Laboratorium, oglądałam każdy spektakl i dobrze poznałam wszystkie dialogi.

Gdy przeglądałam ten tekst ponad trzydzieści lat po jego napisaniu, moje serce, ciało i wyobraźnia dały się ponieść zapamiętanemu doświadczeniu. Poczułam się tak, jakbym znów znalazła się w sali, w której grano Apocalypsis – czułam ciepło ciał innych widzów tuż obok mnie; widziałam, jak przygasające płomienie świec odbijały się w pocie spływającym po twarzy Ryszarda Cieślaka, podczas gdy jego coraz donośniejszy i łamiący serce głos odbijał się echem od ścian i wibrował w mojej piersi. Pamięć przywracała w moim ciele każdy gest, każdy ruch, każdy dźwięk, wydany przez aktorów Teatru Laboratorium, każdy równie intensywny i czysty. Pozostają one świadectwem siły tych przedstawień i błyskotliwości, z którą Jerzy Grotowski tworzył teatr.

Kilka uwag praktycznych: w zrozumieniu dialogów pomagał mi opis spektaklu sporządzony przez Małgorzatę Dzieduszycką1. Dzięki niemu mogłam zrozumieć wszystkie odniesienia literackie, a po powrocie do Wielkiej Brytanii dotrzeć do większości źródeł. Żeby nie zakłócać płynności dialogów, nie zaznaczyłam miejsc, w których tekst został zmieniony przez zespół Teatru Laboratorium lub nieznacznie odbiegał od oryginału. I ostatnia kwestia – rolę Marii Magdaleny grały na zmianę Polka Rena Mirecka i Wenezuelka Elizabeth Albahaca, lecz wynikające stąd różnice w niewielkim stopniu wpłynęły na tekst i działania sceniczne. Opisałam jednak spektakl z udziałem Reny Mireckiej.

Pierwszy widz wchodzi do ciemnego, prostokątnego, pozbawionego okien pomieszczenia, które okazuje się puste. W środku znajduje się dwóch członków zespołu, których zadanie – wskazanie widzom miejsc – tym jest trudniejsze, im więcej widzów. Nie ma krzeseł, jedyne przedmioty to dwa reflektory. Są ustawione obok siebie na podłodze w taki sposób, że promienie światła odbijają się od jednej ściany, nadając oświetleniu dotykalne, przestrzenne walory. Widzowie wchodzą i umiejętnie kierowani przez członków zespołu zajmują miejsca wzdłuż ścian. Pośrodku morza falujących, wiercących się ciał pozostaje puste miejsce.

W tym samym czasie osobnym, schowanym za zasłoną wejściem wchodzą aktorzy. Zajmują te same co wieczór miejsca we własnym tempie, być może popychani przez nieświadomych ich obecności widzów, wodząc oczyma dookoła z taką samą ciekawością, jaka maluje się na ich twarzach. Pierwszy pojawia się Łazarz, w codziennym ubraniu. Jest niski, szczupły, umięśniony i czujny; na jego twarzy, klasycznej urody, widać głębokie rysy i parę świdrujących, okrutnych oczu. Następnie wchodzi Szymon Piotr – wysoki, szczupły mężczyzna z dobrze zbudowaną klatką piersiową, ubrany w długi czarny płaszcz. Ma żywą, ciekawą twarz, rzednące włosy i brodę. Maria Magdalena wchodzi szybko i niemal nieśmiało, ściskając bochenek chleba i nóż, zawinięty w białą serwetę. Cienkie czarne włosy opadają prosto do ramion, wiotkie kosmyki wpadają jej do oczu i ust; twarz zmęczona, ostre rysy. Ma na sobie sukienkę w jaskrawe wzory, z głębokim dekoltem i długimi rękawami, jej nogi są gołe, a stopy bose. Judasz wchodzi szybko, ukradkiem i sadowi się obok niej; choć jest przyzwoicie ubrany w koszulę i spodnie, wygląda podejrzanie. W pewnym momencie, niepostrzeżenie wślizguje się Ciemny i, nie zwracając na siebie uwagi, pełznie ku ścianie. W końcu, gdy sala jest już prawie pełna, do środka wkracza Jan, bosy i ostrożny, ubrany w bardzo obcisłe dżinsy, marynarkę i czapkę. Choć na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie osoby młodej, pod czapką kryją się zakola, a twarz zdradza nieznaczne oznaki rozwiązłości.

Wchodzą ostatni widzowie. Wszyscy aktorzy z wyjątkiem Szymona Piotra rozkładają się na podłodze, ale nie przestają być czujni. Tylko Szymon Piotr klęczy w rogu terenu gry, sprawia wrażenie kogoś, kto chce objąć dowodzenie. Ostatni widz zajmuje miejsce, ostatni rzut oka członków zespołu i drzwi zostają zamknięte.

Cisza zapada i gęstnieje.

W oczekiwaniu na to, co ma nastąpić, oczy Marii Magdaleny i Jana spotykają się; dzielącą ich przestrzeń przecina iskra światła. Jan, na kolanach, przesuwa się na środek sali i zwraca się do Marii Magdaleny z naciskiem: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam. Jeśli byście nie jedli syna człowieczego i nie pili krwie jego, nie będziecie mieli żywota w sobie”2. Maria Magdalena, teraz na siedząco, odpowiada zmęczonym głosem: „Tak sądzisz?”. Jan ciągnie: „Kto pożywa ciało moje i pije krew moją, ten ma żywot wieczny, a ja go wskrzeszę w ostatni dzień”3. Maria Magdalena ze współczuciem: „To nieprawda”. Jan wyciągniętym palcem kreśli znak krzyża na ziemi pomiędzy nimi, mówiąc: „Albowiem ciało moje prawdziwie jest pokarm, a krew moja prawdziwie jest napój”4.

Maria Magdalena prędko podchodzi i klęka przed nim, a potem delikatnymi ruchami rozkłada chleb i nóż na białej serwecie między nimi. Jan obserwuje ją z wyrazem ekscytacji na twarzy. Potem gwałtownym ruchem zdziera marynarkę, obnaża pierś, rozciąga ramię i odwraca twarz w geście bolesnej kapitulacji. Maria Magdalena jest nieporuszona, ale zainteresowana. Jan przesuwa w dół po dżinsach dłonią ułożoną w kształcie łódki, jego ciałem szarpią spazmy. Z czcią podnosi dłoń do ust i głośno sączy. Maria Magdalena przypatruje się uważnie, z fascynacją, ale też z odrobiną niesmaku. Jan powtarza działanie, tym razem oferując zawartość dłoni Marii Magdalenie. Ta sięga po nią łapczywie i opróżnia ją. Wtedy akcja przybiera gwałtowny obrót.

Rzucając się na niego, Maria Magdalena powtarza jego gesty. Jego ciało, zniewolone przez nią, drży bezradnie. Podnosi dłoń ku jego ustom i zmusza go do wypicia zawartości. Gdy on klęczy, osłabiony, z odwróconą głową, Maria Magdalena sięga po nóż. Wkłada go w jego bezwolną dłoń i pcha ją w stronę genitaliów. Jan popada w furię, odpycha Marię Magdalenę na bok i drżąc, odrzuca nóż na podłogę. Chwyta chleb i pada twarzą w dół. Wpycha chleb między nogi, jego ciałem szarpią spazmy. Maria Magdalena podnosi serwetę i krąży wokół Jana, z niepokojem obserwując jego zachowanie. Ciszę przerywa jedynie ciężki oddech Jana.

Poderwawszy się znów do działania, Maria Magdalena próbuje okładać Jana serwetą. Odbywa się krótka, gwałtowna walka, oboje padają na podłogę. Maria Magdalena walczy jak zwierzę, aż Jan strąca ją i przekręca się na plecy, a jego ciało wygina się w łuk wokół chleba. Maria Magdalena, teraz zdeterminowana, odzyskuje nóż. Odczekuje chwilę, a że on wciąż leży pogrążony w bezsilnych spazmach, odciąga od niego chleb. Włazi na niego i wbija nóż – raz, dwa, trzy razy. Za każdym razem ciało Jana napina się jak w agonii i rozlega się jego krzyk. Zapada kilkusekundowa pauza, po czym Szymon Piotr delikatnie odbiera chleb i nóż z rąk Marii Magdaleny i odkłada je z powrotem na serwetę.

Spokojnie rozgląda się dookoła sali i patrzy na widzów: „Wstańmy”.

Powiedziawszy to, Szymon Piotr wstaje. Ostrożnie krąży po obwodzie terenu gry, a potem rzuca się na Łazarza, i wciskając jego twarz w swój podołek, krzyczy: „Zbawco!”. Łazarz, spokojnie i z godnością (ale spoglądając na Jana z wyrazem rozbawienia w oczach) otacza go ramieniem i przyjmuje wyrazy czci: „Błogosławion bądź, błogosławiony. Siadajcie tu przy mnie. Skąd was przyniosło? Głupie ludziska postów przestrzegacie?”5. Łazarz zaczyna chichotać i przewraca się na bok. Szymon Piotr odchodzi od niego i skoczywszy znienacka za widzów, szarpie Ciemnego, który dotąd siedział niezauważony, zwinięty w kłębek. Zmusza go, żeby wstał i ciągnie na środek sali, gdzie Ciemny, odziany tylko w sięgający kolan czarny płaszcz, dzierżąc w ręku drewnianą laskę, stoi zupełnie oszołomiony. Oblizuje wargi; jego oczy gorączkowo wypatrują pomocy.

Szymon Piotr: „Mario Magdaleno, umyj, namaść i wytrzyj nogi jego”. Ledwie spojrzawszy na Ciemnego, Maria Magdalena podchodzi prosto do Łazarza. Pochyliwszy się do tyłu, Łazarz eleganckim ruchem podnosi stopę, którą ona wyciera śliną. Gdy ona wraca na swoje miejsce, pewnym, niemal bezczelnym tonem zwraca się do Szymona Piotra:

Ja od chleba ich ujść mogę, niepotrzebny mi ich chleb. Pójdę w las, to i ja jagodami pożyję. Zaś oni od stawonogi swojej nie ujdą czartem pokumane. Powiadają bałwochwalce, że post to tyle co i nic. Pycha i diabelność mowy ich, a czartów widziałeś u tych?

Ignorując go, Szymon Piotr zwraca się do Judasza: „Judaszu, wskaż go”.

Judasz, który dotąd w milczeniu przyglądał się z boku, okrąża Ciemnego, patrząc na niego pogardliwie i zbliża się do Łazarza. Wskazuje Ciemnego, kładąc rękę na jego głowie i popycha go do przodu, niby dla zabawy. Ze swojego miejsca na podłodze Łazarz obserwuje, jak Szymon Piotr z determinacją ponownie klęka przed chlebem i mówi do Ciemnego z chytrym uśmiechem: „Urodziłeś się w Nazarecie”. Wszyscy szczerzą się w uśmiechu, patrząc na Ciemnego. „Jesteś Zbawcą”. Zaczynają się śmiać. „Dla nich umarłeś za nas na krzyżu”. Śmieją się coraz głośniej. W odpowiedzi Ciemny uśmiecha się prostodusznie. „Jesteś Bogiem”. Do Judasza: „A ty jesteś Judasz”. I do dziewczyny, która piszczy, nie panując nad sobą: „Maria Magdalena”.

Gdy śmiech zamiera, Szymon Piotr zbliża się do Ciemnego, rozchyla jego płaszcz, by odsłonić jego bok. Jednym ruchem Ciemny skacze na niego – nogi złączone, ramiona kurczowo zaciśnięte, twarz wciska w kark Szymona Piotra. Szymon Piotr okrąża teren gry drobnymi kroczkami. Łazarz rzuca się na ziemię twarzą do dołu, rozkładając ręce w błagalnym geście. Jan, klęcząc, wyprostowany, zamyka oczy i zaczyna pomału badać swoje ciało dłońmi, śpiewając starą polską pieśń:

Wisi na krzyżu Pan, stwórca nieba
Płakać za grzechy, człowiecze, potrzeba
Ach, ach, dla mojej swawoli
Człowiek umiera i boli6.

Gdy Jan śpiewa ostatnie nuty, Szymon Piotr delikatnie układa Ciemnego, zwiniętego w kłębek, na podłodze, mówiąc porywczo:

Dwadzieścia już wieków minęło, odkąd przyrzekł przyjść i założyć królestwo swoje. Dwadzieścia już wieków minęło od czasu, gdy prorok jego pisał, że przyjdzie rychło, a o godzinie i dniu przyjścia on sam nawet nie wie, tylko ojciec w niebie. Ale ludzkość oczekuje go z niezmienną wiarą i z dawnym wzruszeniem. O, z większą bodaj wiarą, bo już skończyło się obcowanie człowieka z niebem. Wierz głosowi z serca swego, nie ma, nie ma znaków z niebios…

Szymon Piotr obraca się i jak oszalały biegnie do zasłoniętego zasłoną wyjścia, ale Judasz odcina mu drogę ucieczki. Judasz ukradkiem krąży po sali, i mówi takim tonem, jakby opowiadał szczególnie sprośną historię:

Człowiek niektóry sprawił wieczerzę wielką i zaprosił wielu. I posłał sługę swego w godzinę wieczerzy, żeby rzekł zaproszonym: Pójdźcie, bo już wszystko gotowe. I poczęli się wszyscy społecznie wymawiać. Pierwszy mu rzekł: Kupiłem wieś i muszę iść i oglądnąć ją, proszę cię, miej mnie za wymówionego.

Judasz poskakuje jak niewprawną ręką trzymana kukiełka.

A drugi rzekł: kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; miej mnie za wymówionego.

Judasz znów podskakuje.

A drugi rzekł: żonem pojął, a dlatego przyjść nie mogę. A wróciwszy się oznajmił to panu swemu. Tedy się gospodarz rozgniewawszy rzekł słudze swemu: Wynijdź prędko na ulicę i na drogi miejskie, a ułomne, i ślepe i chrome wprowadź.

Wypowiadając ostatnie słowa, Judasz oddala się, a jego głos stopniowo cichnie.

Szymon Piotr pochyla się ponownie i zwraca się do Ciemnego oskarżycielskim tonem:

Człowiek urodził się buntownikiem. Zaliż buntownik może być szczęśliwy? Ostrzegano cię, nie brakowało ci ostrzeżeń i rozkazań, tyś ich nie słuchał, odrzuciłeś jedyną drogę, która prowadziła ku uszczęśliwieniu ludzkości. Wszakże, na szczęście, odchodząc, dałeś nam swoje dzieło, obiecałeś, upewniłeś swojem słowem, dałeś nam moc związywania i rozwiązywania, to się już nie odstanie, nie możesz już w żaden sposób odebrać nam tego prawa. Przecz żeś przyszedł nam przeszkadzać.

Szymon Piotr wycofuje się, jego głos stopniowo cichnie. Natyka się na Jana, który go podtrzymuje.

Zapada pełna wyczekiwania cisza. Wtedy Ciemny, wciąż leżąc na boku, zaczyna mówić. Wypowiada słowa niskim, muzycznym tonem, z narastającą intensywnością, aż w pewnej chwili, pod wpływem wielkich emocji, udręczony, zaczyna pisać na ziemi:

Skoro nie mam nadziei, bym jeszcze powrócił
Skoro nie mam nadziei
Skoro nie mam nadziei, bym wrócił
Nie usiłuję walczyć o te sprawy
(Po cóż ma stary orzeł rozpościerać skrzydła?)
Po cóż bym opłakiwał
Minioną chwałę zwykłego królestwa?

Skoro nie mam nadziei, abym jeszcze zaznał
Niepewnej chwały określonej chwili
Skoro nie sądzę
Skoro wiem, że nie zaznam
Prawdziwej mocy, która przemija
Skoro nie mogę pić
Skąd piją kwiaty drzew i źródła rzek, bo nic tam już nie ma

Skoro wiem, że czas jest zawsze czasem,
A miejsce jest zawsze i jedynie miejscem
A co się dzieje, to się dzieje.

Skoro nie mam nadziei, bym jeszcze powrócił
Niech mówią za mnie te słowa
Bo co się stało, już się nie stanie
Niech sąd nad nami nie będzie zbyt srogi

Skoro już skrzydła nie niosą mnie w przestrzeń,
Tylko z wysiłkiem biją powietrze
Teraz już próżne, doszczętnie jałowe,
Próżniejsze i bardzie jałowe niż wola
Ucz nas jak troszczyć się7.

Ostatnie słowa wypowiada łkając, urywanym głosem. Inni przypatrują się z chłodną ciekawością. Szymon Piotr podnosi jedną rękę do góry, pada na kolana i wlecze się na nich po sali, odpowiadając uroczyście:

Straszliwy i mądry duch, duch samopotępienia i niebytu, wielki duch mówił z tobą na pustyni, jakoby cię kusił. Jestże tak w istocie? Zaliż można było powiedzieć coś prawdziwszego nad to, co ci był oznajmił w trzech pytaniach, coś ty odrzucił, a co w księgach nazwano kuszeniem? Przecież jeżeli na świecie wydarzył się kiedy jaki wielki i prawdziwy cud, to jeno owego dnia trzykrotnego kuszenia. Cud polegał na tym, że takie trzy pytania były postawione. Rozstrzygnij sam, kto miał słuszność. Ty czy tamten, który cię pytał? Przypomnij sobie pierwsze pytanie. Chociaż nie literalnie, ale sens jego głosi: chcesz wejść w świat, wchodzisz z pustymi rękoma, z jakąś obietnicą wolności, której oni w prostocie swojej i przyrodzonej zdrożności pojąć nie mogą, której boją się i lękają, albowiem nie masz nic bardziej nieznośnego dla człowieka i dla ludzkiego społeczeństwa niż otwarty wybór. Czy widzisz owe kamienie na nagiej i rozpalonej pustyni? Przemień je w chleby, a pójdzie za tobą cała ludzkość, jak trzoda szlachetna i posłuszna, chociaż wiecznie drżąca, że możesz odjąć rękę swoją i przepadną im chleby twoje8.

Ciemny, wyraźnie urzeczony Szymonem Piotrem, poderwał się, żeby go naśladować. Ruch w sali staje się nerwowy i gorączkowy. Szymon Piotr mówi coraz głośniej; Ciemny poskakuje, gotów do konfrontacji. Szymon Piotr obnaża pierś, a Ciemny zamierza się na niego z laską, próbując ubóść go w brzuch. Ciemny, potykając się, staje na czele procesji, niosąc na ramieniu laskę, która parodiuje krzyż; jego twarz wykrzywia grymas bezgłośnego śmiechu. Jeszcze raz, na kolanach, mierzy się z Szymonem Piotrem, jego twarz ma teraz wyraz bezbronny i zakłopotany. Nagle Ciemny rzuca się do przodu, ich czoła zderzają się z głośnym trzaskiem, jak walczące jelenie. Z gniewnym wzrokiem i diabelską miną Szymon Piotr wrzeszczy: „Tam w tym ślipiu to się cipa trzyma cipy i nic więcej!”.

Wtedy pozostali aktorzy, którzy podczas tego okrutnego duetu razem w widzami wtopili się w ciemność, wyskakują, żeby pogrążyć się w szaleńczej aktywności. Otaczają klęczącego Ciemnego, oszołomionego nagłym hałasem, i przewracają się, krzycząc histerycznie, tworząc krąg powykręcanych rąk i nóg. Wstając wśród morza ich ciał, Ciemny wyciąga rękę do Szymona Piotra, który teraz stoi z boku, i mówi przekrzykując wrzawę: „Nie trwóżcie się… Nie trwóżcie się o dusze wasze, azaż dusza ważniejsza niż pokarm, a ciało niż odzienie?”9. Nagle zapada cisza, a Szymon Piotr oświadcza: „I widziałem wodę wychodzącą z prawego boku świątyni, Alleluja, a wszyscy, których ta woda dosięgła, zostaną zbawieni”10.

W odpowiedzi Łazarz unosi płaszcz, który Ciemny ma na sobie, obnażając jego bok; przycisnąwszy do niego usta, pije chciwie. Pozostali przypatrują się zachłannie, wreszcie Judasz odciąga go jak pijawkę i zajmuje jego miejsce. Łazarz powoli przewraca się na plecy i zaczyna się na nich kołysać, z otwartymi ustami i nadąsaną miną, jak niemowlę oderwane od matczynej piersi. Pomiędzy każdym kolejnym atakiem Ciemny, oszołomiony i osłabiony, próbuje odsunąć się kilka kroków od pasożytów, ale za każdym razem znów go dopadają. Następna w kolejce jest Maria Magdalena; tuli się do niego skwapliwie, a jej ciało wydaje się wypełniać z każdym łykiem. W końcu Jan z radością odciąga Marię Magdalenę i rzuca się do źródła, chrząkając jak zwierzę. W końcu pada jak pozostali, rozdęty i rechocze: „Gorzała w nim siedzi, a nie krew!”.

Ciemny, wydrenowany, przewraca się na podłogę. Przez chwilę pozostała czwórka tarza się dookoła, głosy Marii Magdaleny i Jana mieszają się w pijackim duecie sytości. Do umiarkowanego otrzeźwienia przywraca ich głos Judasza, który przynudza, opowiadając jedną ze swoich przypowieści:

Zawołaj robotników, a oddaj im zapłatę, począwszy od ostatnich aż do pierwszych. A gdy przyszli i oni, którzy o jedenastej godzinie byli najęci, wziął każdy z nich po groszu. Poszedłszy też pierwsi mniemali, że więcej wezmą, ale wzięli i oni, każdy z nich po groszu11.

Wszyscy zdążyli już wstać i utworzyć chwiejną procesję. Na jej czele stoją Maria Magdalena i Jan, za nimi Judasz z laską w ręce, kulejąc jak starzec, na końcu Łazarz i Szymon Piotr. Jan zaczyna śpiewać wolną, liryczną melodię, kołysząc się do rytmu i jednocześnie głaszcząc Marię Magdalenę. Ona przywiera do niego, nie odrywając oczu od jego twarzy. Teraz jest spokojnie i romantycznie. Powolna, bezkresna procesja dokonuje pełnego okrążenia terenu gry, hipnotyzując całą salę.

Przez jakiś czas Ciemny tkwił bez ruchu, niezauważony. Lecz łagodny rytm powoli przywraca go do życia; ostrożnie, małymi krokami wraca na środek sali. Jego ciało ogarnia napięcie, a twarz pogrąża się w ekstazie. Podczas drugiego okrążenia, gdy procesja mija Ciemnego, jej rytm ulega zachwianiu. Ciemny patrzy na każdego z nich, a oni zdają się darzyć go uwagą, ich twarze są pełne miłości. Niepewny ich akceptacji, zatrzymuje wzrok na Łazarzu, a widząc w jego twarzy ten sam wyraz miłości, wyciąga ręce, by dotknąć jego twarzy. Na chwilę obraz zamiera – centymetry dzielą dłonie Ciemnego od twarzy Łazarza. Ale nagle Łazarz odskakuje do tyłu jak sprężyna i okrąża grupę. Ciemny stoi, zdezorientowany, z dłońmi wyciągniętymi w próżnię.

Powoli procesja znów rusza, a Ciemny biegnie dookoła, naśladując ich ruchy. Ale w końcu wraca na środek pokoju, klęka z zamkniętymi oczyma i daje się ponieść łagodnej melodii. Chwilę później procesja i śpiew urywają się nagle, a Ciemny zaczyna mówić z namiętną intensywnością:

Która szła między fiołkiem a fiołkiem
Która szła między
Wieloma rzędami przeróżnej zieleni
Szła w błękicie i bieli, barwach Marii,
Mówiła o rzeczach powszednich
Niewiedząca i świadoma wiecznego cierpienia
Szła niepewna wśród innych idących,
A która potem ożywiła źródła i odświeżała zdroje
Odkup czas, odkup marzenie
Świadectwo słowa niesłyszalnego
Niewypowiedzianego
Na tym wygnaniu12.

Procesja znów rusza, wykonuje pół okrążenia sali, po czym się rozpada, wciąż spokojnie śpiewając. Jan i Maria Magdalena, z wyciągniętymi rękoma, powoli zbliżają się do klęczącego Ciemnego. Na jego twarzy widać strużki potu i łez, a jego głowa ufnie pochyla się do tyłu, gdy Maria Magdalena zbliża się, by objąć jego twarz. Ale w tej samej chwili Szymon Piotr z dzikim okrzykiem tupie butami po podłodze, brutalnie przerywając idylliczne interludium. Przestrzeń wypełniają znów dzikie okrzyki i wijące się ciała, które wykonują wokół Ciemnego orgiastyczne fandango. Rzucają się na ziemię, Łazarz i Judasz parodiują uścisk kochanków, a Maria Magdalena i Jan kładą się na wznak przed Ciemnym. Szymon Piotr kuca u ich głów, niczym anioł zemsty z płaszczem rozpostartym wokół ramion jak czarne skrzydła. Śpiew Jana rozbrzmiewa coraz głośniej:

Niech nas prowadzą w Jeruzalem święte,
Orszak aniołów niech nas obejmie,
Abyśmy z ubogim niegdyś Łazarzem
Stanęli po prawicy ojca13.

Śpiewając ostatnie nuty Szymon Piotr zaznacza kulminację szaleńczym gdakaniem lunatykującej kury, wyrywając z letargu Ciemnego, który zastygł w bezruchu.

Bębniąc bosymi stopami po podłodze, wymachując dziko rękoma w szalonym, niekontrolowanym tańcu wojennym, Ciemny okrąża żywy obraz, stworzony przez pozostałych wykonawców. Pędzi jak szalony, aż nagle zatrzymuje się. Staje za Szymonem Piotrem i gwiżdże do utraty tchu, dając upust swojemu cierpieniu.

Ale oni nie zwracają na niego uwagi, zajęci szukaniem nowej ofiary. Szymon Piotr oderwał się od reszty i znów zmierza w kierunku wyjścia. Łazarz, Judasz, Jan i Maria Magdalena otaczają go i szydzą z niego. Maria Magdalena, kucając na ziemi, prowokacyjnie spoglądając na Szymona Piotra, kpiąc z niego zaczyna nucić sprośną piosenkę. Stopniowo pozostali przyłączają się. Szymon Piotr stoi przed nimi bezradny i wstrząśnięty, gdy podchodzą do niego kolejno, najpierw Judasz, a potem Łazarz. Ten ostatni patrzy na Szymona Piotra z ukosa, aż wreszcie odwraca się z niesmakiem. Następnie Maria Magdalena klęka przed nim, wypinając piersi i pośladki, ale wywija się z głośnym śmiechem, gdy on próbuje jej dotknąć. Śpiew staje się głośny i przychodzi kolej na niespożytego Jana, który bez zahamowań obraża Szymona Piotra obscenicznymi gestami nastoletniego chłopca. Śpiew na chwilę zamienia się w ciche i wyczekujące nucenie, gdy ponownie zbliża się Maria Magdalena. Szymon Piotr chwyta ją, co staje się sygnałem dla innych, by się na niego rzucić. Zastyga w stanie katalepsji, gdy popychają go na podłogę i wykorzystują.

Rozdziela ich Ciemny. Długo ignorowany, chce po prostu przyłączyć się do zabawy. Ale jego nagłe zjawienie się sprawia, że inni rozbiegają się, zostawiając go przy zesztywniałym ciele Szymona Piotra. Ostrożnie pochyla się nad nim i zaczyna go energicznie klepać po twarzy. Szymon Piotr raptownie wraca do życia, i wstaje, przyjmując władczą postawę wobec skulonego u jego stóp Ciemnego. Wysuwa jedną stopę do przodu. Ciemny energicznie pucuje jego but, używając w tym celu poły swojego płaszcza. Na komendę „hop!” wsuwa głowę między nogi Szymona Piotra i podrywa się na nogi z Szymonem Piotrem siedzącym mu na ramionach. Ciemny biegnie po pokoju z balastem na plecach, z wybałuszonymi z wysiłku oczami i zaciśniętymi ustami. Szymon Piotr pogania go batem, piszczy z zachwytu i spina go ostrogami. Wreszcie Ciemny zrzuca Szymona Piotra z pleców i pędzi jak szalony, aż dosłownie opadnie z sił. Przewraca się z impetem na podłogę; siła uderzenia niesie go dalej w poprzek sali, aż ląduje u stóp widzów.

Drwiący tłum zamilkł, Szymon Piotr spokojnie wraca do rogu sali, klęka i przypatruje się dalszej akcji. Pozostali otaczają Ciemnego i kręcą się wokół niego. Pośpiesznie wyrzucają pod jego adresem kwestie, których ton sięga od pełnego gniewu rozczarowania do złośliwego szczucia biernej ofiary, którą próbują sprowokować do reakcji.

Judasz: „Kto nie wchodzi drzwiami do owczarni, ale wchodzi inędy, ten jest złodziej i zbójca”14.

Maria Magdalena: „Łóżko nasze kwiecia pełne”15.

Łazarz: „Jeśli zwiedzione jest serce moje do niecnoty i jeślim czyhał u drzwi przyjaciela mego, niechajże miele innemu żona moja, a niechaj się inni nad nią schylają, boć to jest sprośny występek”16.

Maria Magdalena: „Tam tobie dam piersi moje”17.

Łazarz: „Do dołu rzekę: ojcem moim jesteś, a do robaków: wy jesteście matką moją i siostrą. A chociaż ta skóra moja roztoczona będzie, przecież w ciele moim oglądam Boga”18.

Maria Magdalena: „Miły mój mnie, a ja jemu”19.

Jan: „I wyszedł inny koń, ryży, a siedzącemu na nim nie było dane, aby zabrał”20.

Nieustający potok słów przebija się przez odrętwienie Ciemnego, który leży na podłodze. Potrząsa głową w stronę swoich dręczycieli, jak maltretowany niedźwiedź na uwięzi.

Judasz: „Gdym wchodził do bramy przez miasto, młodzi ukrywali się, a starzy powstawszy stali. I kruszyłem szczęki złośnika, a z zębów jego wydzierałem łup”21.

Maria Magdalena: „Miły mój sięgnął rękę swoję dziurę”22.

Łazarz: „Wyciągnięszże wędą wieloryba? Albo sznurem utopionym w języku jego: zali zawleczesz kolce przez nozdrza jego? Albo hakiem przekoleszli czeluść jego? Zali będziesz z nim igrał jako z ptaszkiem, a uwiążesz go dziatkom swoim? Izaliż zawadzisz hakami o skórę jego, a widelcami rybackimi za głowę jego?”23.

Jan: „I widziałem z paszczy smoka, z pyska juchy i z ust fałszywego proroka trzy duchy nieczyste na kształt żab”24.

Judasz podniósł laskę Ciemnego. Umieściwszy rączkę laski pod brodą leżącego twarzą do ziemi Ciemnego, podnosi go, szydząc: „Kto ma uszy ku słuchaniu, niechaj słucha. Ale komuż przypodobam to plemię? Podobne jest dziatkom, które siedzą na rynkach i wołają na towarzysze swoje i mówią: graliśmy wam na piszczałce, a nie skakaliście”25.

W końcu jest reakcja. Ciemny wstaje, chwiejąc się i odbiera Judaszowi laskę. Ale szydercy wycofują się i rozpraszają po sali. Kładą się skuleni na podłodze, plecami do niego. Ciemny zaczyna mówić; kiedy podchodzi do każdego z nich, kulą się jeszcze bardziej, lecz gdy ich mija, wychylają roześmiane twarze.

Chociaż nie mam nadziei, bym jeszcze powrócił
Chociaż nie mam nadziei
Chociaż nie mam nadziei powrotu

Waham się między korzyścią a stratą
W krótkim przelocie, gdzie schodzą się sny
W półmroku między poczęciem a skonem
(Ojcze błogosław) chociaż już nie chcę chcieć tego […]

Oto jest czas napięcia […]
Samotne miejsce gdzie schodzą się trzy sny
Lecz kiedy głosy strząśnięte z cisu ulecą
Niech zadrży inny cis i niech odpowie.
Błogosławiona siostro, święta matko, duszo źródła, duszo ogrodu,
Nie pozwól, byśmy drwili z ciebie pełni fałszu26.

Łazarz porzuca grę, siedzi, wpatrując się uważnie w Ciemnego. Jego słowa, wypowiedziane w stronę pleców Ciemnego, brzmią złowrogo:

Zwątpiłem, i już więcej
Żyć nie będę,
Bo się teraz w proch położę,
A choćbyś mnie szukał rano, nie będzie mnie27.

W odpowiedzi Ciemny sztywnieje i obraca się, żeby trwożliwie przyglądać się Łazarzowi, gdy ten opada bez ruchu na ziemię, podciągając koszulę, by ukryć twarz. Maria Magdalena i Judasz wstają powoli i niezgrabnie i podchodzą do ciała Łazarza, nucąc pieśń pogrzebową. Judasz staje przy głowie, Maria Magdalena przy stopach, pochylają się nad nim i, przerysowując gesty, podnoszą i niosą sztywne ciało, żeby je położyć stopami w stronę Ciemnego. Jan podnosi chleb z białej serwety, na której leżał przed Szymonem Piotrem i niesie go grupie żałobników. Dzieli go na małe kawałki i rozdaje im.

Ciemny przygląda się temu, co się dzieje z rosnącym przerażeniem. Maria Magdalena przykucnęła przy nogach bezwładnego ciała, Judasz siedzi na jego piersi, a Jan stoi przy głowie. Kiedy pieśń żałobna cichnie, Szymon Piotr, który jest po drugiej stronie sali, pochyla się i podpowiada im gniewnie. Podejmują rytm i śpiewają ochoczo, aż dyscyplina załamuje się i pieśń zamienia się w kakofonię smętnych pisków i histerycznego wycia.

Trzy ostre uderzenia laski Ciemnego o podłogę sprawiają, że raban natychmiast ustaje. Ciemny: „Łazarzu, ja tobie mówię, wstań”28.

Wypowiada te słowa miękko, ale pewnie. Całą salę przeszywa wyraz wyczekiwania na twarzy Ciemnego – przejmujący, bezbronny. Tymczasem pozbawione twarzy ciało powoli podnosi się i klęka przed sprawcą cudu. Łazarz powoli unosi ręce, by wolno, centymetr po centymetrze, opuścić koszulę, którą zasłaniał twarz. Jego oczy, nad rąbkiem tkaniny są wlepione w oczy Ciemnego, lekko oszołomione powrotem do rzeczywistości. Na twarzy Ciemnego pojawia się cień nadziei i…znika, gdy z ust Łazarza wydobywa się przeraźliwy, szyderczy rechot.

Ciemny cofa się o kilka kroków, na twarzy Łazarza śmiech zastyga w masce nienawiści. Łazarz niedbale wyciąga dłoń, w którą Judasz wpycha bochenek chleba. Wstaje i podchodzi do skulonej ofiary, łamie bochenek na dwie części i rzuca połowę pod nogi Ciemnego.

Łazarz: „Któż może czystym uczynić, który się począł z nasienia nieczystego. Krótkie są dni człowiecze, zamierzałeś granice jego, które nie będą mogły być przestąpione”. Wbiwszy palce w miękki miąższ, rozsypuje okruchy u stóp Ciemnego i między jego wyciągniętymi palcami, hipnotyzując ofiarę ufnym tonem. Łazarz: „Drzewo ma nadzieję, jeśli wycięte będzie, zaś bywa zielone, a gałązki jego puszczają się, jeśli się starzeje w ziemi korzeń jego”.

Powoli wycofują się, jakby w groteskowym tańcu, aż niemal wkraczają między rzędy widzów. W miarę jak jego palce coraz głębiej zanurzają się w miąższu chleba, głos Łazarza przyjmuje nieszczery ton prośby. „A człowiek, gdy umrze i obnażony, i strawiony, proszę, kędy jest?”. Nagle cofa ramię, zamierza się i z całej siły rzuca wielki kawał miąższu w twarz Ciemnego. Chleb rozpada się, grad okruchów spada na widzów. W głosie Łazarza coraz głębiej pobrzmiewa nuta żalu i tragizmu: „Niech zginie dzień, któregom się narodził, i noc, w którą rzeczono począł się człowiek. Dzień on niech się obróci w ciemności. Niech się o nią nie pyta Bóg z wysoka i niech będzie oświecon światłością. Noc onę ciemny wicher niech osiędzie”.

Łapie Ciemnego za poły płaszcza i ciągnie go na środek sali: „Niech się zaćmią gwiazdy mrokiem jej. Niechaj czeka światła, a nie ogląda ani wejścia wstawającej zorzy…”.

Klęka u stóp Ciemnego: „Iż nie zawarła drzwi żywota, który mię nosił, ani odjęła złego od oczu moich. Czemum w żywocie nie umarł, wyszedłszy zaś z żywota wnet nie zginął? Przecz przyjęty na kolana? Czemu karmiony piersiami?”.

Wyciąga ręce, wsuwa je pod płaszcz Ciemnego i przesuwa je w górę po jego udach. Jego głos przyjmuje łagodny, uspokajający ton: „Pierwej, niźli jem, wzdycham, a jako wzbierające się wody, tak ryczenie moje. Azam mimo nie puszczał? Zażem nie milczał? Zażem nie był spokojny?”29.

Ciemny wykonuje gwałtowny ruch, po czym jego głowa opada do tyłu z westchnieniem, oczy są zamknięte. Jego dłonie pieszczotliwym gestem sięgają do twarzy Łazarza. Ciemny:

Źle z moimi nerwami. Tak, źle. Bądź tu w nocy.
Mów do mnie.
Słyszałem, jak klucz
Obrócił się w zamku…
Uwięziony, o kluczu myśli.
I myśląc o nim, utwierdza więzienie30.

Pieszczota ustępuje miejsca gwałtowności – chwyta głowę Łazarza i z całej siły popycha go na drugą stronę sali. Na twarzy Łazarza widnieje okrutna satysfakcja. Sięgnąwszy po porzuconą laskę, Ciemny kieruje się w stronę wyjścia. Gdy do niego dochodzi, zatrzymują go słowa Łazarza:

Jako niewolnik pragnie cienia
I jako najemnik czeka końca pracy swojej
Takem i ja miał miesiące próżne i
noce pracowite, obliczałem w sobie,
jeśli zasnę, rzeką, kiedyż wstanę?
I zasię będę czekał wieczora
Ciało moje obleczone jest zgniłością
Dni moje przeminęły prędzej,
Niźli tkacz płótno obrzyna.
Wspomnij, iż mój żywot wiatrem jest31.

Teraz Szymon Piotr wysuwa się do przodu, zabiera Ciemnemu laskę i zaczyna ciągnąć go w stronę reflektorów, mówiąc: „I gdy obiad odprawili, rzekł Jezus Szymonowi Piotrowi: Szymonie Jonaszowy, miłujesz mnie więcej aniżeli ci? Rzekł mu: Tak jest, Panie, ty wiesz, że cię miłuję”.

Na początku Ciemny pozwalał się prowadzić, ale teraz stawia opór, zapierając się piętami o podłogę. Szymon Piotr musi go ciągnąć na siłę, skandując słowa jak wyrok śmierci: „Rzekł mu: Paś baranki moje. Rzekł mu zasię po wtóre: Szymonie Jonaszowy, miłujesz mnie? Rzekł mu: Tak, Panie, ty wiesz, ze cię miłuję. Rzekł mu: Paś baranki moje”32.

Wypycha Ciemnego przed reflektory, a sam przechodzi na drugą ich stronę, by przykucnąć w ich pełnym świetle, rzucając na ścianę pełzający cień. Jan, który dotąd wił się na podłodze, nie mogąc opanować emocji, zrywa się na równe nogi i biegnie do biernie przypatrującej się dziewczyny. „Idź” – warczy. Ona posłusznie szybko wstaje i, lekko przestraszona, staje naprzeciwko Ciemnego, bardzo blisko. Jan szaleje z wściekłości, wrzeszczy na Ciemnego, zrywa jego czapkę i płaszcz i rzuca je na podłogę.

Idź, pokażę ci potępienie wielkiej wszetecznicy, która siedzi nad wodami, z którą nierząd uprawiali i opijali się winem jej nierządu. Jucha, która widziałaś, była, a nie jest, i ma wyjść, i pójdzie na zagładę, i zdziwią się widząc juchę, która była, a nie jest33.

Jan staje przed Ciemnym i Marią Magdaleną w pozie zapaśnika, z głową wojowniczo pochyloną do przodu. Jego naga pierś i ramiona błyszczą w przygaszonym świetle. Ciemny odpowiada cicho i uspokajająco: „I tu jest rozum, kto ma mądrość34”.

Ciemny zwraca się ku Marii Magdalenie i delikatnie bierze w dłonie jej twarz. Judasz pośpiesznie przyłącza się do Szymona Piotra w świetle reflektorów. Pogrążoną w mroku salę wypełnia odgłos ich ciężkich oddechów i wiatru hulającego nocą po lesie. Łazarz leży skulony na boku, trochę z boku. Jan nawet nie drgnął, ale trwa czujny i gotowy.

Cała uwaga skupia się na Ciemnym i Marii Magdalenie. On badawczo przesuwa palce między jej włosami, pocierając miękkimi kosmykami swoją twarz i usta. Ona, z opuszczonymi wzdłuż boków ramionami i zamkniętymi oczyma, czeka z lękiem. On ściska ją, całuje gwałtownie, przerywa i wyciąga ręce na oślep w stronę Jana w geście niemego błagania. Mięśnie Jana drżą, gdy zaczyna powoli biec w miejscu, a jego bose stopy delikatnie wybijają rytm na podłodze. Ciemny obraca się z powrotem do partnerki i gwałtownie pokrywa jej twarz pocałunkami. Tupot stóp Jana na podłodze narasta i przechodzi w nieznośny rytm, a potem ulega zachwianiu i zatrzymuje się, gdy dwie pochylone ku sobie postacie przed nim oddalają się od siebie, wciąż złączone ramionami. Wiatr cichnie nagle, z rogów sali dobiega tylko echo odległego ujadania kojota.

Jan poskakuje i zajmuje nową pozycję. Wiatr zrywa się ponownie, gdy Maria Magdalena powoli kładzie się u stóp Ciemnego. Ten patrzy na nią przez chwilę, a potem klęka między jej nogami. Jan podejmuje znów swój bieg, oddychając konwulsyjnie. Znów narasta rytm, muzyka w tle towarzyszy uściskom ciał na podłodze. Znów nadchodzi kulminacja, ciało Jana chwieje się jakby przestrzelone w locie, dwa rozdzielone ciała przed nim, przerażający ryk. I cykl doznań zmysłowych powtarza się po raz trzeci.

Po ciele Jana spływają teraz strużki potu, a twarz jest udręczona. Gdy kulminacja zostanie osiągnięta po raz trzeci, wzór zostanie złamany. Jan opada na ziemię na ręce i kolana, jak potężne przestrzelone zwierzę, z głową pochyloną. Pot spływa po jego ciele, płynie strumykiem po jego czole i tworzy kałużę pod nim. Jan dyszy i drży z bólu. Ciemny odrywa się od Marii Magdaleny, rzuca ją na ziemię i pada twarzą do ściany, wołając:

Pani, trzy białe lamparty siadły pod jałowcem
W chłodzie dnia, pożywiły się już do sytości
Moim sercem, wątrobą, tym co zawierało
Zagłębienie mej czaszki. I Bóg rzekł
Czy kości te żyć winny? Czy te
Kości żyć winny? A to, co zawierały
Te kości (już wysuszone), odparło ćwierkając:
Nie ma w nich życia.
I Bóg rzekł:
Prorokuj na wiatr, na wiatr tylko, bo tylko
Wiatr będzie słuchał.
Pani milczenia
Cicha i znękana
Rozdarta i nienaruszona
Róża pamięci
Róża zapomnienia
Kończy się męka
Miłości niezaspokojonej
Mowa bez słowa
Słowo nie z mowy
Dzięki Matce
Za ten ogród35.

Po tej scenie następuje odprężenie. Judasz i Łazarz wstają i, opanowani, chodzą dookoła sali. Wyraźnie unikają kontaktu wzrokowego do momentu, gdy Łazarz zatrzymuje się nagle przed Judaszem i mówi: „O jakóżeś piękna, przyjaciółko moja! O, jakaś ty piękna, przyjaciółko moja”36. Judasz odpowiada: „O, jakaś ty piękna, przyjaciółko moja, siostro moja, oblubienico moja, szyja twoja jako gołębica”. Drepczą w tę i z powrotem, ni to nieśmiało, ni to niecierpliwie, jak dwóch wiejskich wyrostków. Łazarz: „O, jakaś ty piękna”. Judasz: „O, jakaś ty piękna”.

Odwracają się od siebie i odgrywają komiczną pantomimę zbierania owoców i kwiatów. Judasz przejmuje inicjatywę – podtrzymuje grę, śpiewając falsetem: „Przybywaj, miły mój, a bądź podobny jelonkowi na górach ziół wonnych”37. Zaczyna nucić w powolnym rytmie walca, który Łazarz podejmuje. Ochoczo ruszają ku sobie, parodiując taneczny krok. Niefrasobliwy nastrój znika, gdy Judasz chwyta Łazarza i powala go na ziemię. Scena osiąga kulminację, gdy ze splecionymi nogami zastygają na chwilę w dwuznacznej pozie.

Teraz Jan podrywa się, tańczy i niedorzecznie zwraca się do Ciemnego, który, wciąż osłabiony, opiera się o ścianę i spogląda za siebie zmęczonym wzrokiem: „Ale mam przeciwko tobie, że niewieście Jezabel pozwalasz uczyć i zwać je sługi swoje, żebyście się oddawali rozpuście i jedli rzeczy bałwanom ofiarowane”.

Nie doczekawszy się odpowiedzi Ciemnego, paradnym krokiem przechodzi na środek sali, by kontynuować swoją tyradę, w coraz większym uniesieniu i zapominając o wszelkich hamulcach: „Oto rzucę ją na łoże, a którzy z nią cudzołożą, będą w ucisku bardzo wielkim i dzieci je pobiją śmiercią, i poznają wszystkie, że ja jestem, który bada nerki i serce”38.

Maria Magdalena zaczyna śpiewać popularną współczesną piosenkę39, a pozostali kręcą się wokół środka sali, śpiewając i tańcząc. Na nowo wzrasta poziom energii grupy, ale ruch jest bardzo chaotyczny. Każdy wydaje się podążać tropem własnych skojarzeń, jakby przypadkiem wyrzucając z siebie słowa. Szymon Piotr leży na plecach, z dziwnie podwiniętymi nogami i grymasem udanego bólu na twarzy. Łazarz, kucając u jego stóp, pogrążony jest w dziecinnej zabawie.

Szymon Piotr: „Tam naruszona jest matka twoja, tam zgwałcona jest rodzicielka twoja”40.

Judasz: „Podobny jest człowiek królowi, który sprawił wesele synowi swemu. A gdy król usłyszał, rozgniewał się i wytracił on mordercę i miasto ich zapalił. Weźmijcie go, a wrzućcie do ciemnicy”41.

Maria Magdalena: „Miły mój jest biały i rumiany”42.

Łazarz: „Rozdzierają na mnie usta swe i sromotnie mnie spoliczkowali, zebrawszy się pospołu przeciwko mnie. Byłem w pokoju, alem się potarł, rozciął nerki moje, a nie przepuścił i rozlał na ziemię żółć moją”43.

Grupa jest w stanie najwyższego podniecenia, a żywy obraz na środku sali nie zastyga ani na moment: tańczą, skaczą dookoła, zwracają się to ku jednemu, to ku drugiemu. Maria Magdalena jest na zmianę uwodzicielska i odrażająca: „Lewa ręka jego pod głową moją, a prawica jego obłapi mnie”44.

Judasz: „A o północy stał się krzyk: Oto Oblubieniec idzie, wynajdźcie przeciwko niemu. Tedy wstały one wszystkie panny i ochędożyły lampy swoje. Ale głupie rzekły do mądrych: dajcie nam oleju wonnego, boć lampy nasze gasną. A odpowiedziały one mądre, mówiąc, nie damy”45.

Jan: „Ujrzałem konie, a siedzące na nich mieli pancerze ogniste i hiacyntowe. A głowy koni były jako głowy lwie, a z pysków ich wychodzi dym i siarka. Siła bowiem koni jest w ich pyskach i ogonach”46.

Cała ta gorączkowa aktywność nieodparcie przyciąga Ciemnego. Lecz oni stanowią zamkniętą grupę na środku sali, a on cicho stąpa dookoła nich, pogwizdując prosząco. Orgiastyczna gorączka zarazem przyciąga go i odpycha.

Łazarz: „Żółcią padalcowi stanie się w trzewiach jego. Bogactwa, które pożarł, zwróci, a z brzucha jego wyżenie się Bóg”47.

Judasz: „I tedy pokazał się i kąkol. Panie, izaliżem dobrego nasienia nie nasiał, skądże tedy ma kąkol? A on mu rzekł: nieprzyjaciel człowiek to uczynił. I rzekli do niego: A chcecie, iż pójdziemy i zbierzemy go? A on rzekł: nie”48.

Ciemny próbuje naśladować ich taniec, Łazarz go do tego zachęca, wykonując dziki taniec wojenny. Lecz najbardziej fascynuje Jan swoją zwierzęcą ruchliwością i obscenicznymi gestami. Po krótkim kontakcie z grupą ta obsceniczność ostatecznie na nowo odstręcza Ciemnego. Skołowany, bezradny biega w kółko dookoła nich, z płaszczem naciągniętym na głowę.

Jan: „A drugi wyszedł wołając głosem donośnym do siedzącego na obłoku: zapuść sierp swój i rżnij. I ten, co siedział na obłoku zapuścił sierp swój. A inny zawołał głosem donośnym do tego, co miał sierp ostry, mówiąc: zapuść sierp swój ostry i zbieraj grona winnicy, bo jej jagody są dojrzałe. I zapuścił sierp swój ostry, i dokonał zbioru winnicy i wrzucił w kadź. I deptano kadź za miastem i wyszła krew z kadzi”49.

Stoją wciąż na środku sali, obserwując, jak Ciemny nieustannie krąży wokół nich.

Łazarz: „Człowiek nierozumny nabiera rozumu, choć jako źrebię leśnego osła rodzi człowiek”50.

Maria Magdalena: „Zwlokłam suknię moją, umyłam nogi moje”51.

Łazarz: „Pamiątki wasze podobne są popiołowi, a wyniosłość wasza kupie”52.

Maria Magdalena: „Na łóżku moim w nocy szukałam tego, którego miłuje dusza moja, szukałam go, ale nie znalazłam”53.

Łazarz: „Bo okrył twarz swoją tłustością, a fałdów mu się uczyniło na słabiźnie”54.

W czasie apokaliptycznych słów Jana rozpraszają się po sali i zaczynają brutalnie szturchać Ciemnego, który ma wciąż zasłonięte oczy, popychając go wzajemnie ku sobie. Zupełnie zdezorientowany, wiruje bezradnie dookoła, znów wygwizdując swoją rozpacz i machając rękoma w poszukiwaniu jakiegoś oparcia.

Jan: „I widziałem drugą juchę wychodzącą z ziemi, i miała dwie nogi podobne do barankowych, a mówiła jak smok. I zwiodła mieszkańców przez znaki, które pozwolono jej czynić przed oczyma juchy, która była pierwej, polecać mieszkańcom, aby uczynili obraz juchy i żeby obraz juchy mówił, i sprawiła, że wszyscy, co się nie pokłonią obrazowi juchy, byli zabici!”55.

Szymon Piotr stał za reflektorami. W czasie, gdy Jan wypowiadał ostatnie słowa, rozpostarł poły płaszcza i rzucił się do przodu, zasłaniając dwa snopy światła i pogrążając nagle salę w ciemności.

Ciemność i niemal zupełna cisza przytłaczają. Nagłe urwanie się obrazu i akcji wywołują w widzach poczucie dezorientacji, zagrożenia i bezbronności. Chwilami słychać jeszcze ciche gwizdanie Ciemnego, a echo jego kroków odbija się od ścian. Nagle daje się odczuć powiew świeżego powietrza, a sala wypełnia się chwiejnymi cieniami – oto Szymon Piotr wchodzi, trzymając świece. Zatrzymuje się przy wejściu; wosk spływa swobodnie na podłogę.

Gdy wolno okrąża pokój, zmierzając do miejsca, w którym Ciemny klęczy przed białą serwetą, z ciemności wyłaniają się sylwetki pozostałych. Łazarz jest sam – kuli się w kącie; jego palce, które wcześniej robiły coś z okruchami chleba, nagle nieruchomieją. Judasz siedzi okrakiem na Marii Magdalenie, z ręką na jej piersi. Jan, w kałuży własnego potu, wydaje się być nieprzytomny.

Od tego momentu, działania toczą się napędzane własnym impetem, a wydarzenia szybko zmierzają ku nieprzewidzianym, ale nieuniknionym rozstrzygnięciom.

Judasz mówi ironicznie: „Oto oblubieniec idzie, wynijdźcie przeciwko niemu”56. Jan, nie ruszając się, mówi niechętnym i przepełnionym bólem głosem: „Dajcie nam oleju waszego, boć lampy nasze gasną”57. Szymon Piotr stoi nad Ciemnym, świece rażą ostrym światłem w otaczającym półmroku. Ciemny zwilża językiem wewnętrzną stronę dłoni i wyciera nią but Szymona Piotra. Szymon Piotr, szczerze zdziwiony, mówi: „Panie, ty miałbyś obmywać nogi moje?”58. A Ciemny, teraz stanowczy i pełen godności, odpowiada: „Co ja czynię, ty nie wiesz teraz, ale się potem dowiesz. Nie wszyscy czyści jesteście. Już teraz powiadam wam, zanim to się stanie, abyście, gdy to się stanie, uwierzyli. Jeden z was mnie wyda”59. Szymon Piotr schyla się, by postawić świece przed biała serwetą i kuca obok nich. Spoglądając w przeciwległą stronę sali, podpowiada: „Janie, zapytaj go, kto to jest”60. Jan wije się na podłodze, udręczony i wyczerpany, z trudem wypowiadając słowa: „Kto to jest, Chryste?”61. Ciemny szybko sięga po stojące przed nim świece. Podniósłszy jedną z nich wysoko, gasi płomień dwoma wilgotnymi palcami i popiołem kreśli na czole Szymona Piotra znak krzyża. Judasz woła: „Panie, a ja?”. Szymon Piotr wstaje i odchodzi, mówiąc łagodnie: „Judaszu, synu Iszkariota…”. A Ciemny odpowiada: „Jeszcze chwilkę będę z wami, szukać mnie będziecie i, jak powiedziałem Żydom, gdzie ja idę, tam wy pójść nie możecie i teraz wam to mówię”62. Szymon Piotr pyta go: „Panie, dokąd idziesz?”. A on odpowiada z pobłażliwym śmiechem: „Dokąd idę, ty teraz ze mną pójść nie możesz, ale potem pójdziesz”63. I, zwracając się do całej sali, mówi donośnym i radosnym głosem. „Zanim zostanę im wydany, zanućmy hymn do ojca”.

Judasz odpowiada z nadzieją głosie: „Męka Baranka?”. W tym miejscu pada długie, przeciągane, potwierdzające „Amen” Marii Magdaleny, do którego skwapliwie przyłączają się inni. Ciemny z powrotem traci pewność siebie, znów jest oszołomioną ofiarą. Łazarz zawiązuje wokół jego szyi białą serwetę i razem z Szymonem Piotrem ciągnie go na środek sali. Wśród uczestników rozdawane są świece, Szymon Piotr stawia też świecę na podłodze metr – półtora od Ciemnego. Trzymając świece w wyciągniętych dłoniach, cała piątka klęka twarzą do Ciemnego, z Szymonem Piotrem na czele. Pochyliwszy się, Szymon Piotr przybiera pozę wyrażającą pokorę i cześć, i cicho intonuje: „Chwała wielkiemu i sprawiedliwemu, chwała wielkiemu i sprawiedliwemu, chwała…”.

Pozostali po kolei przyłączają się do śpiewu, kołysząc się do przodu i do tyłu, podczas gdy blask świec snuje hipnotyzujące wzory. Ciemny wpatruje się w nich kolejno, szukając wyjaśnienia, ale spotyka się tylko ze ślepym i przerażającym go uwielbieniem. Przyczaja się, ze wzrokiem przykutym do świecy, centymetry od hipnotyzujących oczu Łazarza – urzeczona ofiara. Szymon Piotr wstaje i przesuwa się do przodu, z pochyloną głową i ramionami, jak niegdysiejszy mnich. Przechodzi za plecami Ciemnego i pochyla się, żeby pocałować go w ramię. Liturgiczny śpiew staje się dużo głośniejszy i szybszy, a oni zaczynają przesuwać się na kolanach dookoła Ciemnego; płomienie świec wciąż chyboczą. Poruszają się coraz szybciej, a harmonia ich śpiewu zostaje raptownie zakłócona – opuszcza ich modlitewne skupienie. W końcu hałas i histeria stają się niemożliwe do wytrzymania, wszyscy gromadzą się za plecami Ciemnego, unosząc wysoko świece, a wydobywane przez nich dźwięki zamieniają się w szydercze beczenie.

Jednym powolnym, opanowanym ruchem Ciemny obraca się dookoła, wciąż na kolanach, twarzą do nich, po czym przewraca się do tyłu, uderzając głową o podłogę centymetry od migoczącej świecy. W pełnym szacunku milczeniu wysłuchują jego niespójnych, przepełnionych udręką słów:

Jeżeli słowo przepadłe przepadło
Jeżeli zużyło się słowo zużyte
Jeżeli niesłyszane, niewypowiedziane
Słowo jest niewypowiedziane, niesłyszane;
Jeszcze jest niewypowiedziane słowo. Słowo niesłyszane
Słowo bez słowa […]

Ludu mój, ludu […]
Gdzie odnajdzie się słowo, gdzież się słowo
Odezwie? Nie tu […]
Nie tutaj czas ni miejsce, idą nadaremno.
Nie znajdą łaski, którzy pośród zgiełku zapierają się głosu
Czy siostra pomodli się za tych, którzy idą w ciemności, którzy obrali i opierają się,
Tych, co szamoczą się w nędzy pomiędzy porą a porą,
Pomiędzy potęgą a potęgą,
Którzy kochają wśród pustyni w ogrodzie
Pustyni pragnienia
Wypluwając z ust wyssaną pestkę64.

Obserwująca grupa w skupieniu rozchodzi się po sali, przestawiając świece. Szymon Piotr ponownie klęka w swoim kącie sali, stawiając świece pół metra przed sobą; jego sylwetka jest widoczna w ich blasku. Mówi szeptem: „In nomine patris et filii et spiritus sancti. Amen. Kyrie elejson, Kyrie elejson, Kyrie elejson”. Łazarz odpowiada: „Chryste elejson. Szymon Piotr: Sursum corda. Habemus ad Dominum gratias agamus Domino Deo nostro dignum et iustum est. Sequentia sancti evangelii secundum…”. Po czym wraca do swoich wcześniejszych oskarżeń, kierowanych pod adresem skulonej postaci Ciemnego na środku sali: „Znowu ci powtarzam. Jeżeli za tobą pójdą tysiące, to co się stanie z milionami, które nie będą miały na tyle mocy, by wzgardzić chlebem ziemskim?”65.

Pełne czci skupienie uczestników nie trwało długo. Salę wypełnia teraz straszny szum. Trwa handel – oferują swoje towary. Jan: „Siebie sprzedam”. Judasz: „Babę!” Maria Magdalena: „Golenie jego słupy marmurowe”66. Tymczasem Szymon Piotr ciągnie dalej: „Czy może drogie są tobie jeno owe tysiące wielkich i silnych, a pozostałe miliony słabe, lecz kochające, mają być zaledwie surowcem?”. Ciemny wrócił do życia i, wciąż przykucnięty, chłoszcze dookoła, rzucając gniewne spojrzenia na swoich dręczycieli. Szymon Piotr: „Nie, występni są, buntują się, ale w końcu i oni będą poskromieni. Będą nas podziwiać, bo zgodziliśmy się za nich znosić wolność, której się zlękli. Wszakże my powiemy, że jesteśmy tobie posłuszni. Już nie dopuścimy cię do siebie”67.

Łazarz przemyka do przodu, klęka za Ciemnym i wygina ciało w kształt łuku, jakby chciał go w tej pełnej wdzięku pozie chronić. Łazarz: „Nagim wyszedł z żywota matki mojej, nagim się zaś tamże wrócę”. Jego głos podnosi się błagalnie: „Błogosławiony, którego Bóg karze. Bo on zrania, zawiązuje, uderza”68. Ciemny zrywa się na nogi i białą serwetą zaczyna okładać Łazarza, który nadstawia plecy. Inni, ochoczo idąc w jego ślady, też domagają się swojej kary, nadstawiając plecy. Ciemny chłoszcze ich, urządzając orgię katartycznej chłosty i oczyszczenia, aż opada z sił pośród nich. Z rękoma wzniesionymi do góry w geście ekstazy, obracają się i w milczeniu jeden po drugim pospiesznie wychodzą z sali. Judasz zwleka, żeby przyjaźnie poklepać Ciemnego po plecach, mówiąc: „Świeże mięso sprzedam”.

Oprócz Szymona Piotra i Ciemnego zostaje tylko Jan. Zawahał się przy wyjściu i niepewnie powrócił. Stojąc z boku, nie patrząc na Ciemnego, zaczyna mówić szybko oskarżycielskim tonem:

Wszedł do pokoju mego i powiedział, biedny: kto nie rozumie nic, nic nie wie. Chodź ze mną, a ja cię nauczę rzeczy, których się nawet nie domyślasz. Kazał mi wyjść i pójść za sobą na poddasze, skąd przez otwarte okno widać było całe miasto, jakieś drewniane rusztowania i rzekę, na której rozładowywano statki. Byliśmy sami. Z szafy w ścianie wyjął chleb, którym się dzieliliśmy. Ten chleb miał naprawdę smak chleba. Nigdy już później nie odczuwałem tego smaku. Obiecał mnie nauczać, ale nie uczył mnie niczego. Pewnego dnia powiedział mi: a teraz już idź. Nigdy nie próbowałem go odnaleźć. Zrozumiałem, że on przyszedł do mnie przez pomyłkę69.

Ciemny staje za nimi i słucha, bardzo poruszony. Przy ostatnich słowach podnosi znów białą serwetę i trzykrotnie z wściekłością smaga nią nagie, błyszczące plecy Jana. Trzask uderzeń rozbrzmiewa w całej sali, a Jan zgina się pod wpływem uderzeń jak w agonii. Obraca się i pada na kolana przed Ciemnym. Jan jest teraz bliski płaczu. Mówiąc, głaszcze stopy Ciemnego, który klęka naprzeciw niego. Ich twarze i ciała zbliżają się do siebie, ich pot się zlewa. Jan:

Moje miejsce nie jest na tym poddaszu. Gdziekolwiek bądź, w celi więziennej, w dworcowej poczekalni, gdziekolwiek, ale nie na tym poddaszu. Czasem nie mogę się powstrzymać, aby z lękiem i wyrzutami sumienia nie powtarzać sobie po trochu tego, co mi powiedział. Ale jak się przekonać, czy pamiętam? On mi nie powie, nie ma go. Wiem, dobrze, że on mnie nie kocha; jakżeby mógł mnie kochać? A przecież jest we mnie jakaś odrobina mnie samego, która w głębi duszy, drżąc z lęku, nie może obronić myśli, że pomimo wszystko on…70

Ostanie słowa zamieniają się w szloch. Ciemny wyzwala się z uścisku, wstaje i znów zadaje dwa ciosy. Ciałem Jana wstrząsa dreszcz; wyskakuje z sali jak strzała wystrzelona z łuku.

Pozostają tylko Szymon Piotr i Jan. Ciemny obraca się, żeby ze znużeniem przerzucić serwetę na środek sali i osuwa się na ziemię, zajmując pozycję ukośnie, między świecami, naprzeciw Szymona Piotra. Tymczasem Szymon Piotr znów głosi podstępnie:

Zamiast dać twarde podwaliny pod uspokojenie sumienia ludzkiego raz na zawsze – przyjąłeś wszystko, co nie oznaczone, ciemne, niezwykłe, co przerasta siły ludzkie. Postąpiłeś tak, jakbyś ich wcale nie kochał, i kto, ten, który przyszedł oddać za nich życie swoje. Zapragnąłeś wolnej miłości ludzkiej, aby z własnej woli poszedł za tobą pociągnięty, ujęty tobą. Zamiast dawnego twardego prawa – wolnym sercem miał odtąd człowiek rozstrzygnąć sam, co jest dobre, a co złe, mając przed sobą twój obraz, twój wzór. Ale czyś ty nie pomyślał, że w końcu odrzuci twój obraz i twoją prawdę, jeśli się go obciąży tak strasznym brzemieniem, jak wolność wyboru? Ogłoszą w końcu, że nie w tobie jest prawda, albowiem nie można ich było zostawić w większym zamęcie i męczarni, niż tyżeś to zrobił, zostawiwszy im tyle trosk i tyle nie rozstrzygniętych zadań71.

Do sali wbiega dziwna para: Maria Magdalena, teraz z włosami zaczesanymi do tyłu i Judasz, z podwiniętymi nogawkami. Przynieśli ze sobą mnóstwo rzeczy: wiadro wody, czarny strój, szklane flakoniki, stare buty i białe wykrochmalone serwetki. Na oczach ogłupiałego Ciemnego odgrywają komiczny rytuał mycia i ubierania się. Następnie formują procesję, ciężko kroczącą po sali w tę i z powrotem w długiej pielgrzymce. Prowadzi ją Maria Magdalena, a Judasz wlecze się z tyłu, jak staruszka. Dotarłszy do celu, zwalniają nagle i przybierają pobożne pozy. Cicho, drążącymi głosami intonują pieśń żałobną On wie, co udręczenie, on zna co smutku łzy. Maria Magdalena zasłania twarz serwetą, a Judasz ciężko osuwa się na kolana. Pozostają w tych pozycjach.

Ciemny teraz zdaje się ich nie dostrzegać; patrzy w drugą stronę na Szymona Piotra, który pyta: „I cóż tak patrzysz na mnie w milczeniu i badawczo swymi łagodnymi oczyma? Rozgniewaj się, nie chcę twej miłości, albowiem nie kocham ciebie”72.

(Maria Magdalena i Judasz, nie wychodząc z ról, ruszają przed siebie i, zabierając swoje rekwizyty szybko wychodzą.) W czasie gdy Szymon Piotr dalej przemawia, Ciemny obraca się na kolanach, żeby znaleźć się twarzą w twarz z najbliższymi widzami. Niewidzącymi, nieobecnymi oczami zagląda w ich twarze, jedną po drugiej. Szymon Piotr:

I cóż będę taił przed tobą? Czyż nie wiem, z kim mówię? Znasz już to, co chcę ci powiedzieć. Czytam to z twoich oczu. Zali potrafię ukryć przed Tobą naszą tajemnicę, a może chcesz ją usłyszeć z ust moich. Słuchaj więc: nie z Tobą jesteśmy, lecz z innym, oto nasza tajemnica. Dawno już nie jesteśmy z tobą, lecz z innym, już kilkanaście wieków73.

Ciemny stoi teraz przed świecami, twarzą do Szymona Piotra po przeciwnej stronie sali. Stojąc na rozstawionych nogach, zaczyna mówić cicho, ale stopniowo podnosi głos, aż osiąga stan niekontrolowanego uniesienia.

Ja nie broniłem płonących wąwozów
Ani do bitwy szedłem w ciepły deszcz
Ni po kolana w słonym bagnie z kordelasem
Cięty przez muchy nie walczyłem
Moim domem jest rozpadający się dom
Koza kaszle nocami nad głową
Kamienie, perz, porosty, mech i ekskrementy
Kobieta prowadzi kuchnię, zaparza herbatę
Kicha wieczorem przetykając zatkany zlew
Po takiej wiedzy, jakie przebaczenie?
Myśl o tym, że historia ma wiele skrytych przejść
Wiele tajemnych korytarzy i progów
Że nas oszukuje szeptem ambicji, uwodzi próżnością
Myśl o tym, że daje, kiedy się już nie zwraca uwagi,
A co daje, daje w tak wielkim zamęcie,
Że zgłodniałych dręczy jej dar
Daje za późno to, w co już nie wierzymy
Czy jeszcze wierzymy wspominając pasję minioną
Daje za wcześnie bezsilnym rękom co im niepotrzebne
Aż do chwili kiedy z odmowy rośnie strach
Więc pomyśl, ni strach, ni odwaga nie zbawią nas
Potworne winy są dziećmi naszego heroizmu
Cnoty są na nas wymuszone przez haniebne zbrodnie
Drzewo gniewu otrząsnąć, stamtąd są te łzy
W nowy rok skacze tygrys, nas pożera
Z rozumu nie wyciągnęliśmy wniosków
Cóż, że ja drętwieję w wynajętym domu
Nie dopatruj się tu żadnej sprawki zacofanych diabłów
Chciałbym być z tobą szczery co do tego
Ja bliski twemu sercu byłem odepchnięty
Piękno straciłem w grozie, grozę w dociekaniu
Znikła moja namiętność, czemuż bym jej strzegł
Jeżeli to co nasze musi być skażone?
Straciłem wzrok i dotyk, słuch, smak i powonienie
Jakże mi więc ich użyć do zbliżenia się z tobą?74

Szymon Piotr:

Wiedz, że ja nie boję się ciebie. Wiedz, że ja byłem na pustyni, że i ja żywiłem się szarańczą i korzonkami, że i ja błogosławiłem ludziom, że i ja sposobiłem się do pocztu twoich wybrańców, do grona potężnych i silnych, aby dopełniła się ich liczba. Ale opamiętałem się i nie chciałem służyć szaleństwu75.

Oddychając głęboko, Ciemny odzyskał panowanie nad sobą. Na jego twarzy widać wyczerpanie i głęboką rozpacz. Zaczyna śpiewać. Jego głos jest niski, wibrujący; niemal szlocha. Kiedy pada na kolana, jego głos zdaje się jeszcze głębiej spowijać salę.

Cogitavit Dominus dissipare
Murum Filiae Syon
Tetendit funiculum suum, et
non avertit manum suam a
perditione luxitque antemurale
et murus pariter dissipatus est.

Szymon Piotr skrada się dookoła niego, kolejno gasząc świece, brutalnie przystawiając je do podłogi. Ciemność gęstnieje w miarę, jak podnosi się jego głos:

Sederunt in terra conticuerent
senes Filiae Syon
consperserunt cinere capita
sua accincti sunt ciliciis
abiecerunt in terram capita
sua virgines Jerusale.

Szymon Piotr dotarł do dwóch ostatnich świec koło wyjścia; kładzie się obok nich. Dwa gasnące płomienie zlewają się, tworząc niebieską poświatę. Ciemny brnie ku niej, jak ginąca ćma spragniona ostatnich promieni światła.

Defecerunt prae lacrimis
oculi mei, conturbata
sunt viscera mea; effusum est
in terra iecur meum super
contritione filiae populi mei
cum deficeret parvulus et
lactens in plateis oppidi.
Ierusale, Ierusale
convertere ad Dominum
Deum tuum76.

W ciemności rozlegają się słowa Szymona Piotra: „Idź i nie przychodź więcej”. Bezlitośnie zapala się światło. Sala jest pusta.

O autorce

 

Z języka angielskiego przełożyła Agata Zawrzykraj


Przekład sfinansowany przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego.

  • 1. Wszystkie cytaty podajemy [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”. Opis spektaklu Jerzego Grotowskiego, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 1974.
  • 2. Ewangelia wg św. Jana 6,53. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 8.
  • 3. Ewangelia wg św. Jana 6,54. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 8.
  • 4. Tamże, 6,55. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 8.
  • 5. Ten i kolejne cytaty z Braci Karamazow Fiodora Dostojewskiego, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 8, 9, 10, 11. Por. Fiodor Dostojewski: Bracia Karamazow. Powieść w czterech częściach, przełożył Aleksander Wat, opracował Józef Smaga, wydanie 2 przejrzane i uzupełnione, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 2016.
  • 6. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 10.
  • 7. Thomas Stearns Eliot: Popielec, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 12–13. Por.Thomas Stearns Eliot: Popielec, przełożył Władysław Dulęba, [w:] tegoż: Wybór poezji, wybór tekstów Krzysztof Boczkowski, Wanda Rulewicz, wstęp Wanda Rulewicz, komentarze Krzysztof Boczkowski, Wanda Rulewicz, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1990, s. 171–182 (przyp. red.).
  • 8. Fiodor Dostojewski: Bracia Karamazow, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 13.
  • 9. Ewangelia wg św. Łukasza 12,22–23. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 14.
  • 10. Fragment Psalmu 23, Ordo sepeliendi parvulos, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 14.
  • 11. Ewangelia wg św. Mateusza 20,8–10, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 15.
  • 12. Thomas Stearns Eliot: Popielec, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 15.
  • 13. Fragment modlitwy pogrzebowej rytuału rzymskiego, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 17. Por. Thomas Eliot Stearns: Popielec, przełożył Władysław Dulęba, [w:] tegoż: Wybór poezji, wybór tekstów Krzysztof Boczkowski, Wanda Rulewicz, wstęp Wanda Rulewicz, komentarze Krzysztof Boczkowski, Wanda Rulewicz, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1990, s. 171–182 (przyp. red.).
  • 14. Ewangelia wg św. Jana, 10,1. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 18.
  • 15. Pieśń nad pieśniami 1,16. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 18.
  • 16. Księga Hioba 31,9–11. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 18.
  • 17. Pieśń nad pieśniami 7,12–13. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 18.
  • 18. Księga Hioba 17,14, 19–26. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 18.
  • 19. Pieśń nad pieśniami, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 18.
  • 20. Apokalipsa św. Jana 6,4. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 19.
  • 21. Księga Hioba 29,7–8, 17. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 19.
  • 22. Pieśń nad pieśniami 5,4. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 19.
  • 23. Księga Hioba 40,20–21, 24, 26. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 19.
  • 24. Apokalipsa św. Jana 16,13. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 19.
  • 25. Ewangelia wg św. Mateusza 11,15–17. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 19.
  • 26. Thomas Eliot Stearns: Popielec, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 19–20.
  • 27. Księga Hioba 7,20–21. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 20.
  • 28. Ewangelia wg św. Jana 11,43. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 20.
  • 29. Kięga Hioba 15,14; 14,4–10; 17,12; 3,11, 12, 24, 26. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 21.
  • 30. Thomas Stearns Eliot: Ziemia jałowa, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 22.
  • 31. Księga Hioba 7,2–7. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 22.
  • 32. Apokalipsa św. Jana 17,1, 2, 8, 9. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 22.
  • 33. Ewangelia wg św. Jana 17,1, 2, 8. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 23.
  • 34. Apokalipsa św. Jana 17,1, 2, 8, 9. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 23.
  • 35. Thomas Stearns Eliot: Popielec, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 24.
  • 36. Pieśń nad pieśniami 4,1. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 25.
  • 37. Tamże 8,14. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 25.
  • 38. Apokalipsa św. Jana 2,20, 22, 23. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 25.
  • 39. Guantanamera Joan Baez (przyp. red.).
  • 40. Pieśń nad pieśniami 8,5. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 26.
  • 41. Ewangelia wg św. Mateusza 22,2, 7, 13. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 26.
  • 42. Pieśń nad pieśniami 5,10. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 26.
  • 43. Księga Hioba 16,10, 12, 13. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 26.
  • 44. Pieśń nad pieśniami 2,6. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 26.
  • 45. Ewangelia wg św. Mateusza 25,6–9. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 26.
  • 46. Apokalipsa św. Jana 9,17–19. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 27.
  • 47. Księga Hioba 20,14–15. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 27.
  • 48. Ewangelia wg św. Mateusza 13,26–29. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 27.
  • 49. Apokalipsa św. Jana 14,15, 18–20. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 28.
  • 50. Księga Hioba 11,12. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 28.
  • 51. Pieśń nad pieśniami 5,3. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 28.
  • 52. Księga Hioba 13,12. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 28.
  • 53. Pieśń nad pieśniami 3,1. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 28.
  • 54. Księga Hioba 15,27. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 28.
  • 55. Apokalipsa św. Jana 13,11, 14–15. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 28.
  • 56. Ewangelia wg św. Mateusza 25,6. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 29.
  • 57. Tamże, 25,8. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 29.
  • 58. Ewangelia wg św. Jana 13,6. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 29.
  • 59. Tamże, 13,7, 11, 19, 21. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 29.
  • 60. Tamże, 13,24. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 29.
  • 61. Tamże, 13,25. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 29.
  • 62. Tamże, 13,33. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 29.
  • 63. Tamże, 13,36. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 30.
  • 64. Thomas Stearns Eliot: Popielec, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 30–31.
  • 65. Fiodor Dostojewski: Bracia Karamazow, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 31.
  • 66. Pieśń nad pieśniami 5, 15. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 32.
  • 67. Fiodor Dostojewski: Bracia Karamazow, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 31.
  • 68. Księga Hioba 5,17–18. Cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 32.
  • 69. Simone Weil: Świadomość nadprzyrodzona, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 32–33.
  • 70. Tamże, s. 33.
  • 71. Fiodor Dostojewski: Bracia Karamazow, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 33–34.
  • 72. Tamże, s. 35.
  • 73. Tamże.
  • 74. Thomas Stearns Eliot: Gerontion, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 35–36. Por. Thomas Eliot Stearns: Gerontion, przełożył Czesław Miłosz, [w:] tegoż: Wybór poezji, wybór tekstów Krzysztof Boczkowski, Wanda Rulewicz, wstęp Wanda Rulewicz, komentarze Krzysztof Boczkowski, Wanda Rulewicz, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1990, s. 60–64 (przyp. red.).
  • 75. Fiodor Dostojewski: Bracia Karamazow, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 36.
  • 76. Treny Jeremiasza, cyt. [za:] Małgorzata Dzieduszycka: „Apocalypsis cum figuris”, s. 37.