2018-07-08
2021-03-18
Michel Cournot

„Apocalypsis cum figuris” Jerzego Grotowskiego

Pierwodruk: Michel Cournot: „Apocalypsis cum figuris” de Jerzy Grotowski, „Le Monde” 1973 nr 18 (brak numeru strony)

Niemal cała posadzka Sainte-Chapelle została przykryta drewnianym podestem. Jest noc. O tej porze witraże przypominają jedynie wysokie, brudne ściany. Podłogę oświetla pojedynczy reflektor, blask pochodni i świec. Nieliczna publiczność, po przebyciu drobiazgowej kontroli najpierw przy na wpół otwartej bramie, później w wielkich drewnianych drzwiach, długo oczekiwała w krypcie, oddając się w tym czasie lekturze kilku kartek wysoce uduchowionego tekstu, które następnie musiała zostawić przed wejściem do sali. Kolejna kontrola odbyła się zanim wpuszczono nas na wąskie, kręcone schody. U ich szczytu stanęliśmy twarzą w twarz z „mistrzem ceremonii”, który precyzyjnie wskazywał każdemu, gdzie na podłodze może zająć miejsce. Krąg przygarbionych widzów wytyczał granice sanktuarium. Oto ściśnięta garstka wybrańców. Być może już wystarczająco dano im odczuć, że mają przywilej uczestniczyć w misterium.

Aktorzy leżą na podłodze. „Możliwe – jak przeczytaliśmy na dole – że wycieńczeni rozpustną [zabawą], odpoczywają w kałuży spermy, potu i alkoholu”. Wkrótce się podniosą. Dobrze zbudowany chłopak będzie udawał, że się…

Padają pierwsze słowa. To montaż cytatów z Biblii, [Fiodora] Dostojewskiego, [T. S.] Eliota i Simone Weil. Sześcioro aktorów wypowiada ten tekst ochrypłym, pełnym napięcia głosem, płynącym prosto z trzewi. Następnie to kładą się (ich ręce i nogi są napięte i powykręcane), to kuśtykają wokół sceny, padają na kolana; co jakiś czas gwałtownie gestykulują, skaczą, szamoczą się niczym opętani, kołyszą biodrami i głośno wyją.

Umięśnieni chłopcy raz po raz wolno zdejmują kurtki, odkrywając piękne torsy i w szale rzucają ubrania na podłogę, by za chwilę, w mroku sali, na nowo je przywdziać i zedrzeć z siebie raz jeszcze. Jednak przez większość czasu koncentrują się na swoich genitaliach – zaczynają je drażnić i zatrzymują się w pół drogi, by za moment ponownie oddać tej samej czynności – taka jest bowiem żałosna idée fixe tej Apocalypsis.

Montaż tekstów, pięknych głębokich głosów, kurczowych prostracji i szalonych gestów jest – na płaszczyźnie intelektualnej – uczony. Jerzy Grotowski, odpowiedzialny za scenariusz i inscenizację, wykracza poza domenę rozumu. Przenikanie się świętych czy religijnych słów z profanacyjnymi działaniami generuje w naturalny sposób nieskończoną serię znaczeń.

Po sześciu czy siedmiu minutach zdumienia ogarnia nas jednak znużenie. Jeśli ktoś przedkłada swobodę i wolność nad elitarność, może czuć się już zmęczony kolejnymi drobiazgowymi kontrolami i stawianymi przed nim wymaganiami. Mimo tylu wyrzeczeń i trudów, czujemy się wykluczeni. Chcielibyśmy zrozumieć dlaczego.

Zastanawiacie się, czy nie brakuje wam czegoś, co uczyniłoby was pełnoprawnymi członkami tego klanu. Może nie potraficie zrozumieć męskiego striptizu i obsesji fallusa, ponieważ nie jesteście homoseksualistami? Może nie rozumiecie nagromadzenia aluzji do świętych tekstów, bo nie urodziliście się mistykami? A może dlatego, że nie jesteście zawodowymi aktorami, po prostu nie rozumiecie powodów dla których prowadzone są te, na pierwszy rzut oka czysto formalne, eksperymenty na aparacie głosowym i mięśniach?

Zatem słusznie zaczynacie czuć się przygnębieni, ponieważ nigdy nie uważaliście homoseksualistów, mistyków czy aktorów za istoty ludzkie aż tak bardzo wam obce. Byli tacy sami jak pozostali „inni”, a nagle okazali się nie tacy, za jakich ich uważaliście. Tylko oni zostali bowiem dopuszczeni do pewnych praktyk i tylko oni mogą je zrozumieć i opanować.

Niepokój i irytacja nie ustępują. W miarę upływu czasu zmęczenie i znudzenie pogłębiają się. Gdy spektakl wreszcie się kończy, nuda ustępuje miejsca niesmakowi i niejasnemu poczuciu przerażenia.

Wychodzicie stamtąd szybciej, aniżeliście tam weszli. Pod osłoną nocy przecinacie dziedziniec Pałacu Sprawiedliwości i z miejsca wracacie do rzeczywistości. Znacie to miejsce, przechodziliście tędy, jeśli mieliście niedawno sprawę rozwodową lub w sądzie dla nieletnich. Robicie sobie wyrzuty, jak za każdym razem, gdy nie umieliście uczestniczyć w wydarzeniu, któremu na imię Grotowski, o którym trąbiono w gazetach, a jego walory i wspaniałość zachwalało wam wielu przyjaciół.

Tłumaczycie sobie, że ten polski teatr nazywa siebie laboratorium i że brak wam kultury, by zgłębić jego arkana. Chociaż przed takim wnioskiem też się wzdragacie. Gdyż dla was laboratorium jest miejscem badań, gdzie bezinteresowni uczeni między innymi usiłują – i to z sukcesem – zapobiegać narodzinom dzieci cierpiących na zespół Downa, a na wasze pytania (to znaczy pytania ludzi niewtajemniczonych) odpowiadają prostym i jasnym językiem. Tymczasem w laboratorium krzyków i gestów [Apocalypsis] stanowi jedynie pomieszanie pretensjonalności z arystokratyczną wyniosłością. Wracacie zatem do domu niezadowoleni tak z siebie, jak z laboratorium. Zasypiając, myślicie sobie, że być może ten wysoce nieprzystępny spektakl jest uwarunkowany ściśle określoną sytuacją panującą w kraju, gdzie za sprawą socjalizmu rozwiała się większość koszmarów, jakie wciąż dręczą nas, Francuzów. Być może Grotowski walczy z innymi chimerami – rodzącymi się w obcym świecie, którego my nie znamy.

Temu Grotowskiemu życzycie, mimo wszystko, by zachował rozsądek i nie dał się zniszczyć próżnym pochlebstwom i sławie, która zawsze jest ulotna. O ile nie jest za późno.

Tłumaczenie ze zbiorów Archiwum Instytutu im. Jerzego Grotowskiego. Brak nazwiska tłumacza. Rewizja archiwalnego tłumaczenia z oryginałem: Katarzyna Grabarczyk. Redakcja przekładu do druku: Katarzyna Woźniak.

Michel Cournot (ur. 1 maja 1922, Paryż; zm. 8 lutego 2007, tamże)
francuski publicysta, scenarzysta i reżyser filmowy. Wyreżyserował jeden film, Les Gauloises bleues, zakwalifikowany do odwołanego później festiwalu filmowego w Cannes w 1968 roku.