2017-10-16
2021-03-16
Dariusz Kosiński

Teatr świętem, święto teatrem

Trzynasty numer „Performera” publikujemy niemal równo rok po Olimpiadzie Teatralnej „Świat miejscem prawdy”, będącej bodaj najważniejszym teatralnym wydarzeniem organizowanym w ramach Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016. Jej też w większości poświęcamy ten numer, publikując w jego głównej części zapisy rozmów z artystami, którzy byli gośćmi olimpijskiego cyklu „Prawda i tylko prawda”. Z naszej perspektywy decyzja, by oddać głos mistrzom światowego, europejskiego i polskiego teatru była oczywista. Zresztą, która redakcja nie chciałaby mieć tak imponującej listy autorów numeru...

Nie chcieliśmy jednak ograniczyć się tylko do zebrania materiałów, jakie zostały po Olimpiadzie Teatralnej, czy też nostalgicznie powspominać najciekawsze wydarzenia z jej programu. Nie jest też naszym zadaniem jej krytyczna ocena, na którą zresztą po roku byłoby już nieco późno. Zamiast tego chcieliśmy pokazać Olimpiadę w innej perspektywie i umieścić ją wśród wielu innych świąt tak teatralnych, jak i kulturowych, zadając – nie wprost – pytanie o miejsce i rolę tego typu wydarzeń we współczesnym życiu społecznym.

Święto jest jednym z antropologicznych słów-kluczy, jeśli nie wręcz mitem. Analizowane od lat w różnych swych formach i przejawach jako okres szczególnego wrzenia, wyjątkowy czas ujawniający ukryte na co dzień wyobrażenia, hierarchie i struktury, stanowiący bezcenny dla zrozumienia świata społecznego metakomentarz, przykuwało uwagę największych badaczy ludzkiej kultury. Także badaczy przedstawień i widowisk, dla których stanowi wyjątkowy wprost przedmiot refleksji: święto wytwarza własne widowiska i przyciąga te, które istnieją niezależnie od niego, a jednocześnie samo jest wielkim przedstawieniem kulturowym. Formuła „teatr święta”, której czasem się używa na określenie tego przedstawieniowego aspektu, oznacza więc jednocześnie teatr i wszelkie widowiska, które istnieją w środowisku święta (a jest to istnienie bardzo szczególne, zupełnie inne od przedstawienia zamkniętego w odrębnym budynku), jak i samo święto jako złożoną i dynamiczną całość performatywną. W uproszczeniu, a nawet z pewnym uwzniośleniem rzec by można, że tak jak teatr (jest) świętem, tak święto (jest) teatrem.

Wszystko to bardzo ładnie, ale od heroicznych czasów zachwytu diagnozami klasycznej antropologii kultury i kontrkulturowych prób zamiany świata w święto minęło już pół wieku. W tym czasie (nie bez wpływu klęski tamtych marzeń) święto stopniowo, ale i zasadniczo zmieniło swój charakter. Wyniesione na piedestał, obdarzone wielką estymą, przyciągające uwagę tysięcy ludzi zaczęło produkować mutacje, które zachowując ten sam kierunek „wartości/wyobrażenia – świąteczne przedstawienie”, zmieniły jego wektor. Antropologiczny metakomentarz ujawniający podwaliny i fantazmaty kultury zamienił się niekiedy wprost w komercyjne simulacrum ustanawiające nieweryfikowalną fikcję istnienia zjawisk, wartości i wspólnot, którym poświęca się kolejne festiwale.

Ta performatywna siła świąt ustanawiających przedmioty celebracji, wytwarzających hierarchie, a nawet całe środowiska dobrze jest widoczna na przykładzie festiwali teatralnych, które w Polsce rozmnożyły się tak bardzo, że mówi się o chorobie festiwalozy i proponuje (niekiedy radykalne) środki zaradcze. Niezależnie od deklarowanego tematu i formatu, festiwale teatralne z założenia gromadzić mają przedstawienia z jakiegoś względu warte trudu i kosztów przewiezienia ich w inne miejsce i pokazania poza rodzimą sceną. Już przez to nadają im szczególne znaczenie, a ponieważ jednocześnie umieszczają pojedyncze spektakle w sąsiedztwie innych i w całościowej kompozycji programowej, często zmieniają ich wymowę i sposób odbioru. Nie dość na tym: festiwale są także (i to bardzo znaczącymi) producentami własnych spektakli, a ten fakt stanowi chyba najbardziej oczywisty dowód na zmianę świątecznego wektora, o której mowa.

Ponieważ jednak w życiu nigdy nie jest tak prosto, to nie sposób do końca odmówić współczesnym festiwalom cech mitycznego święta. Nawet w najbardziej oczywisty sposób wytwarzające własne źródła święta sportowe generują niezwykle angażujące przedstawienia mające wszelkie walory metakomentarza społecznego i powołujące do życia wspólnoty spojone bardzo mocnymi więzami, niekiedy przyjmujące charakter wręcz plemienny. Jeszcze ciekawiej te mechanizmy funkcjonują w przypadku świąt muzycznych. Teoretycznie wiemy, że wielkie święto miłości, muzyki i pokoju jest już niemożliwe, ale w praktycznym doświadczeniu tysięcy uczestników jego polskiego simulacrum teoria ta zostaje zanegowana. Również tak jawnie komercyjne imprezy jak gdyński Open’er dla wielu jego uczestników stanowią prawdziwe święto, nawet jeśli powoływane w jego ramach przedstawienia stoją otwarcie na przeciwległym biegunie tego, co za świąteczne uważała kontrkultura.

Być może więc jest tak, że niezależnie od mechanizmów i motywacji generujących święta, w ich performatywnym doświadczeniu działają jednocześnie oba wektory. Oznaczałoby to, że święta nie są tylko metakomentarzami do już istniejących całości kulturowych i społecznych, ale też swoistymi laboratoriami nowych. Dotyczy to, jak mi się zdaje, szczególnie wydarzeń i ciągów świątecznych powoływanych przez artystów, którzy łącząc różne środowiska, tworząc okazję do spotkania tego, co zazwyczaj rozdzielone, wytwarzają lub przynajmniej wypowiadają możliwość zaistnienia konfiguracji nie do pomyślenia. W tym znaczeniu święto jest próbą urzeczywistnienia i przeżycia utopii, która dzięki jego performatywnej sile w szczególnych przypadkach może zostać zaszczepiona w życiu społecznym na dłużej.

By nie tworzyć jakiejś naddanej interpretacji dla poszczególnych tekstów, jakie znalazły się w tym numerze, nie omawiam i nie przedstawiam każdego z nich. Nie mamy ani ambicji, ani możliwości, by stworzyć choćby skrótową monografię współczesnych świąt i festiwali (a może należałoby te dwa pojęcia przemyśleć i oddzielić?). Zestawiając z Olimpiadą Teatralną huculskie wesele, Przystanek Woodstock, Igrzyska Olimpijskie, parateatr Ewy Benesz, wystawę „Konstrukcja w procesie”, Biennale Sztuki w Wenecji i festiwale teatralne Maxa Reinhardta, nakłuwamy pewien rozległy obszar w nadziei, że w ten sposób zainspirujemy do uważniejszego (i bardziej krytycznego) badania współczesnych mutacji świątecznych, także jako całościowych przedstawień o dramaturgii i znaczeniach często powstających niezależnie od motywacji i decyzji organizatorów. Koniec końców wszelkiego rodzaju festiwale nie mogłyby istnieć, gdyby nie włączały w swój obręb jakichś zbiorowych potrzeb, pragnień i fantazji. Na pewno jest tak w sporcie i muzyce popularnej. Ale sądzę, że dotyczy to także festiwali teatralnych. Dlatego warto o nie pytać, sprawdzając święto teatrem, a teatr świętem.


Zespół redakcyjny

  • Monika Blige, Dariusz Kosiński, Katarzyna Lemańska, Karolina Sołtys (korekta), Wanda Świątkowska, Katarzyna Woźniak

Projekt okładki

  • Barbara Kaczmarek

Współpraca

  • Bruno Chojak, Małgorzata Jabłońska, Tobiasz Papuczys