2017-10-16
2021-02-11
Justyna Teodorczyk

Przystanek Woodstock – festiwal o tysiącu scen. Studium przypadku

Artykuł jest fragmentem rozprawy doktorskiej, napisanej pod opieką prof. dr. hab. Mirosława Kocura w Katedrze Kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego, obronionej w czerwcu 2012 roku.

Przystanek Woodstock postrzegany jest jako wydarzenie wyjątkowe w co najmniej podwójnym sensie1. Po pierwsze to impreza muzyczna pod wieloma względami jedyna w swoim rodzaju. Po drugie kostrzyńskie rockowisko osławione jest dzięki niepowtarzalnej atmosferze, która uchodzi za namacalny, wręcz idealny przykład koegzystencji społeczeństwa festiwalowego. Jak ujął to jeden z internautów, sedno wydarzenia stanowią „atmosfera, którą sami tworzymy, tolerancja, wspaniała zabawa i maksymalne oderwanie od rzeczywistości, które powodują niesamowicie pozytywną energię Woodstocku”2. Wyjątkowość panującego na Przystanku klimatu podkreślają jego uczestnicy. Czują i doceniają go stali bywalcy. Osławiona atmosfera polskiego Woodstock jest dla nich najważniejszym magnesem. Zaskoczeni nią nowicjusze, najczęściej doznają na miejscu ogromnego pozytywnego szoku, a najwięksi niedowiarkowie dopiero jako „nawróceni” przyznają się do towarzyszącego im na początku sceptycyzmu.

Miłość, przyjaźń, muzyka

Choć Jurek Owsiak od początku pracy nad swoim festiwalem, czyli od roku 1995, utrzymuje, że inspiracją dla imprezy jest legendarny amerykański pierwowzór przywołany w nazwie, sam najchętniej porównuje polski Woodstock w jego obecnej formie do brytyjskiego Glastonbury Festival of Contemporary Performing Arts3, który posiada czterdziestoletnią historię i ponad sto scen, a prócz koncertów prezentuje wystawy, pokazy teatralne, cyrkowe, taneczne oraz rozliczne happeningi i scenki inicjowane przez publiczność.

Jednak mitycznym i ideowym wzorcem Przystanku są legendarne „trzy dni pokoju i muzyki”4. Liczne nawiązania do festiwalu z farmy Bethel stanowią próbę odtworzenia imprezy w wielu wymiarach. Owsiak, który – jak deklaruje – wyrastał w kulcie i filozofii Woodstock5, wpadł na pomysł organizacji własnej imprezy w 1994 roku, gdy wrócił z amerykańskiego Woodstock II, oczarowany atmosferą wskrzeszonego po dwudziestu pięciu latach wydarzenia. Do dziś firmuje je hasłami „Miłość, przyjaźń, muzyka”. To, czym jest dziś jego impreza, uznaje za ogromny sukces. Wprost komentuje, co uważa za punkt styczny obu zlotów: „Ludzkość zaczyna tworzyć niezwykły spektakl wspólnego bycia ze sobą, który już można nazwać festiwalem, choć ten formalnie jeszcze się nie zaczął. Atmosfera Przystanku Woodstock polega jednak właśnie na tym byciu ze sobą”6. Gino Castaldo, który analizował historyczny festiwal z udziałem tysięcy hippies z 1969 roku, twierdzi, że „w epizodzie tym zawarła się cała mnogość znaczeń, do jakiej zdolny był jeszcze wówczas świat rocka”, oraz że „zdominował go silny duch braterstwa; wszyscy uczestnicy w pewien sposób zrozumieli wyjątkowość całej sytuacji, w końcu kluczem do wydarzenia była właśnie chęć pokazania światu, że takie rzeczy są możliwe”7. Dodaje, że tylko dlatego liczne przeciwności losu i niedociągnięcia nie zgubiły imprezy. Zapewne z tego powodu kultowy festiwal „okazał się wielkim, bulgocącym tyglem w stanie cudownej równowagi – równowagi również między oficjalną organizacją i samorządem”8.

Ogromna zbiorowość i komuna zrodzona podczas amerykańskiego zlotu w 1969 roku była pod każdym względem samowystarczalna, funkcjonowała według naturalnego systemu i plemiennych relacji. Żyła podstawowymi ludzkimi potrzebami połączonymi z górnolotnymi ideałami, bez bolączek współczesnego świata – bezdusznych, symbolizujących władzę i przemoc mundurów oraz zabijających indywidualizm i wolność przepisów. To wydarzenie, pomimo nieco podziemnego charakteru, było pierwszą doskonałą kombinacją kontrkultury, rozrywki i kapitalizmu9.

Ostatni ważki czynnik, bez którego dawny zlot nie stałby się kultowy, stanowiła publiczność. Objawiła się ona jako społeczny twór w nowej, niespotykanie poważnej roli, analizowanej zarówno w kategoriach teatralnych, jak i kulturowych. „Stworzyła coś więcej niż spektakl, poddała eksperymentowi, choć tylko podczas ulotnych, proroczych «trzech dni pokoju i miłości», model alternatywnego społeczeństwa”10 – pisze Castaldo, podkreślając aktywny charakter uczestnictwa widowni w wydarzeniu. I nie idzie tu o obecność na koncertach, bo od ich słuchania ważniejsza była dla obecnych na Woodstock sama wspólnota. Publiczność „po raz pierwszy odgrywała «swój» spektakl przed światem”11. Stała się równie interesującym bohaterem zbiorowym przekazów jak sceniczni herosi.

Przytoczmy kilka faktów dotyczących Przystanku Woodstock, które wydają się analogiczne do opisanych zdarzeń i zjawisk. Kostrzyński festiwal karmi się ideą wolności i pacyfizmu, które w zamierzeniu mają być obecne zarówno w działaniach odgórnych, jak i oddolnych. Jest imprezą w pierwszych założeniach (i początkowych edycjach) realizowaną jedynie wewnętrznymi siłami informacyjno-porządkowymi. Członkowie pilnującego porządku Pokojowego Patrolu (nazwa wzięta od podobnych służb utworzonych na Woodstock Festival) działają na zasadzie wolontariatu, do dziś składają się na zdecydowaną większość ekipy dbającej o bezpieczeństwo12. Współpraca zewnętrzna – podjęta ze względu na rozmiary imprezy i konieczność zabezpieczenia jej z pomocą profesjonalnych służb – odbywa się zgodnie z zasadami ustalonymi przez gospodarzy. Siły prewencyjne, porządkowe, ochroniarskie i medyczne występują bez uniformów, a jedynie w koszulkach o konkretnym kolorze wzorowanych na T-shirtach Pokojowego Patrolu (na przykład policjanci to tzw. niebieski patrol).

Na Przystanku Woodstock przyjezdnych z założenia darzy się zaufaniem i zakłada, że będą respektować zasady bezpieczeństwa i pozytywnej, bezkonfliktowej koegzystencji. Regulamin festiwalu zawiera się w czternastu punktach dotyczących bezpieczeństwa uczestników, w których najważniejszymi są zakazy wyłuszczone w punkcie drugim (zakaz używania narkotyków i tzw. dopalaczy oraz wnoszenia alkoholu). Na terenie imprezy dopuszczona jest sprzedaż piwa (oraz tytoniu), bardzo restrykcyjnie przestrzega się natomiast wymogu pełnoletniości kupujących oraz niespożywania alkoholu w tzw. strefach zero procent.

Teren festiwalu nie jest ogrodzony, festiwal jest bezpłatny i ogólnodostępny – nie praktykuje się zatem żadnych bramek, kontroli, sprawdzania biletów13. Publiczność może również dostać się przed samą scenę, która nie jest oddzielona od widowni. Uczestników zachęca się do współtworzenia barwnego wizerunku konstrukcji przez malowanie graffiti, zawieszanie flag i transparentów. Podczas pierwszych edycji przyjezdni dostawali się także na boczne rusztowania estrady, gdzie zawieszali swoje flagi; obecnie miejsce na transparenty i graffiti znajduje się wyłącznie na kilkudziesięciu metrach drewnianej podstawy sceny.

Publiczność Przystanku Woodstock jest stale wychowywana w postawie otwartości muzycznej i odbiera muzykę bez agresji wobec słuchających czy wykonawców. Podczas koncertów publika bardzo gorąco wywołuje zespół i przeważnie ciepło go przyjmuje, chcąc jak najdłużej zatrzymać artystów na scenie. Jest też bardzo wyrozumiała dla stremowanych debiutantów, których potrafi przyjaźnie zdopingować. Od wielu lat nieobecne są, spotykane na pierwszych Przystankach, negatywne reakcje ze strony widowni, takie jak wygwizdywanie kapel czy utrudnianie im występu. Nie zdarzają się sytuacje obrzucania artystów obelgami. Zadziwiać mogą natomiast entuzjastyczne powitania kolejnych wykonawców, bez względu na reprezentowany przez nich styl muzyczny, oraz wspólna zabawa, przełamująca gatunkowe lub subkulturowe granice. Różnorodny tłum jednego wieczora przyjmuje najcięższe metalowe dźwięki, bujające reggae, odśpiewane operetkowo szlagiery epoki swoich rodziców i dziadków, brzmienia folkowych muzykantów, poezji śpiewanej, bezkompromisowych hardcorowców, jazzowe wariacje czy popisy smyczkowe, z każdym występem bawiąc się równie dobrze albo coraz lepiej. Co istotne, otwartość ta znacznie wykracza poza granice wytyczone przez i tak różnorodny nurt szeroko rozumianego rocka, co umożliwia twórcom programu nowe odważne eksperymenty.

Poziomy artystyczny, techniczny i estradowy bywają zaskakujące, jak różne są następujące po sobie style. Znamienne jest jednak traktowanie z najwyższym aplauzem i uznaniem debiutujących zespołów czy artystów, nawet nieznanych czy gubiących się w hierarchii, którą wyznaczają prestiż, sceniczne bywalstwo i dorobek fonograficzny. Przystanek Woodstock ma swoje własne gwiazdy, cieszące się tu uznaniem bez względu na ich pozycję na rynku. Ulubieńcami tutejszej publiczności, obok „znanych i uznanych” są: góralskie Trebunie Tutki, uliczny amator gitary Pan Witek Gość z Atlantydy, nieznany szerszej publiczności Jafia Namuel, „hipisowska” Ewelina Flinta, debiutujący tu Enej, przebrany za owady Łąki Łan, czy zawsze obecne w programie zespoły Carrantuohill i Maleo Reggae Rockers.

Uczestnicy Przystanku Woodstock tworzą nie tylko zgraną publiczność koncertów, ale również bezproblemowo funkcjonującą milionową społeczność, która jest w dużej części samowystarczalna w kwestii rozwiązywania rodzących się na miejscu zadań i problemów. Można odnieść wrażenie, że deklarowane przez organizatorów i widzów partnerstwo faktycznie tu funkcjonuje. Wszelkie regulacje służą nie tylko usprawnieniu organizacji imprezy, ale przede wszystkim podniesieniu komfortu mieszkańców pola namiotowego i zaproszonych gości. W oczy rzuca się sprawne, kompleksowe dbanie o ich interesy i potrzeby. Tyczy się to zarówno rozwiązań technicznych, logistycznych, komunikacyjnych, jak i pozostałych, związanych z porami i terminami, kryteriami doboru repertuarów i ofert. „Organizacja jest świetna: czuje się dbałość o dzieciaki, o każdą techniczną duperelę”14 – przyznaje jedna z artystek, bywalczyni woodstockowej sceny. Takie udogodnienia, jak na przykład polowa kafejka internetowa, bankomat, ścianka wspinaczkowa z instruktorem, prysznice z ciepłą wodą, biuro rzeczy znalezionych, nie zostały stworzone z powodów komercyjnych. Niektóre działania medyczne (na przykład darmowe badania cytologiczne), warsztatowe, poradnictwo, pomoc wielu z obecnych w pasażu instytucji pozarządowych trudno sprowadzić do zadań agitacyjnych czy marketingowych.

Na terenie festiwalu zaskakuje też niezwykła równowaga między organizacją a samorządnością oraz łatwość płynnego czerpania z obu opcji dla uzyskania najlepszego efektu. W tak zróżnicowanej proporcji publiczności do zespołu organizacyjnego trzeba wyważyć samodzielność i współpracę. Wprawdzie zawsze można liczyć na czerwone zastępy uśmiechniętych i chętnych do każdej pomocy patrolowców, ale zdecydowaną większość spraw i trudności skuteczniej i szybciej załatwi się z pomocą i udziałem współobywateli woodstockowej republiki, którzy prześcigają się w ofertach wszelkiej pomocy. Istnieje całe spektrum kwestii, które mogą być rozwiązane jedynie przy dyskretnej współpracy sąsiadów (na przykład niezgodne z regulaminem imprezy), lecz poza nimi – niemal wszystko da się załatwić z gospodarzami.

Publiczność zna swoje prawa i siłę. O ile rzadko nadużywa jej pod sceną, to chętnie czyni z niej narzędzie perswazji w innych kwestiach dotyczących standardów woodstockowej egzystencji. Dlatego ma realny wpływ na kształt wielu regulacji. Gdy festiwalowicze okazali swoje niezadowolenie z wymiany żetonów w usługach gastronomicznych, organizatorzy odstąpili od tego pomysłu. Uczestnicy zwykle nie przekraczają wypracowanych wspólnie kompromisów, na przykład podczas wojen na butelki plastikowe wyrzucaja do góry opakowania tylko przed sceną, bisującego zespołu nie wypuszczają z estrady, jeśli jest zapas czasu, sztuczny hałas czynią tylko wtedy, gdy nie trwają występy czy rejestracja nagrań. Na krążące po polu śmieciarki wskakuje tylko taka liczba osób, jaką akceptuje kierowca, a do błota wrzuca się tylko te osoby z tłumu, które dadzą choćby milczące przyzwolenie.

Kolosalne namiotowe miasto żyje jako gęsto utkana sieć relacji niezbędnych do normalnego funkcjonowania grupy. Są to interakcje zależne, interesowne, prowadzące do rozwiązania problemu oraz nieinstrumentalne, służące jedynie samospełnieniu się tymczasowej zbiorowości: reinterakcji, podtrzymywaniu i konsumowaniu więzi. Wzajemność w kilkudniowej komunie jest podstawą funkcjonowania tego miejsca. Wszelkie problemy rozwiązuje się w duchu braterstwa, a jako powszechnie obowiązująca traktowana jest oczywistość udziału i zaangażowania we wszystko, co się dzieje wokół.

Wyrazem podatności społecznego gruntu na impulsy samoorganizacji jest dominująca tu łatwość zawiązywania znajomości, kolektywnych inicjatyw, samopomocy. Wzajemna dbałość o innych wyraża się nagminnym zażegnywaniem niebezpiecznych zachowań przez przypadkowych świadków, nawykowym łagodzeniem postronnych konfliktów i agresji oraz szybkimi reakcjami grupy na sytuacje wymagające interwencji ratowników medycznych (na przykład tłum błyskawicznie rozstępuje się, gdy nadjeżdża polowy pojazd ratowniczy. Dobitnym tego przykładem była sytuacja, gdy quad na sygnale bez problemu w kilka minut dojechał po rannego znajdującego się w półmilionowym tłumie, ciasno zgromadzonym pod sceną w trakcie głównego koncertu). Z kolei w polowym biurze rzeczy znalezionych pełno jest zawsze cennych przedmiotów (portfeli z kompletną zawartością, aparatów telefonicznych i fotograficznych, plecaków).

Oczywiście, istnieją uciążliwe strony takiego stanu rzeczy, szczególnie nadmiar pewnego rodzaju roszczeniowych postaw, które są bardzo popularne, choć niezbyt lubiane. Do takich należy na przykład przekraczający granice poszanowania intymności brak pohamowań w nawiązywaniu interakcji, nadużywanie kontaktów czy żerowanie na otwartości innych. Na porządku dziennym są „wyskakujący spod ziemi” nieproszeni goście, pojawiający się wszędzie tam, gdzie dzieje się coś interesującego – odbywa się posiłek, dzielenie dóbr, pozowanie do zdjęcia, a nawet intymna wymiana czułości. W ten sposób tzw. sępy, czyli wyłudzacze nieposiadający grosza przy duszy, przez wiele dni „wyłudzają” od innych posiłki i poczęstunek. Woodstockowi bogacze i kolekcjonerzy, którzy metodą wyłudzania gromadzą towary i pieniądze, niejednokrotnie wyjeżdżają z dużo większym dobytkiem, niż z którym przybyli, a przynajmniej wiodą dostatnie życie festiwalowe.

Zewnętrzne „okoliczności przyrody” (łącznie z kaprysami pogody) oraz konieczność koncentrowania się na kwestiach przetrwania sprawiają, że życie podczas kilkudniowego pikniku w Kostrzynie pod wieloma względami nabiera cech pierwotnych, plemiennych. Opiera się ono na logice podstawowych potrzeb i doraźnych rozwiązań oraz naturalnej hierarchizacji stosunków w obrębie zbiorowości. Wprawdzie odcięcie od zdobyczy cywilizacji nie jest drastyczne (szczególnie od kiedy pojawił się polowy Lidl), ale życie na łonie natury oraz internalizacja ideałów wolności, braterstwa, wspólnoty budzą pierwotne odruchy i zmierzają do nadania działaniom wymiaru systemu naturalnego. Nie bez znaczenia jest tu mit hipisowskiej utopii, która miała być ucieczką od „betonowego molocha” i powrotem do prostej, wytyczanej rytmem natury egzystencji.

Wśród zwyczajów panujących w woodstockowej społeczności zaobserwować można wzmożone zjawiska kojarzone ze „stanem natury”, takie jak: nudyzm, zwrotu ku ciału, swoiste odwrócenie hierarchii potrzeb, regres do ekonomii barterowej, relacji wymiany i wzajemnej pomocy, trybalizm czy tzw. nowy barbaryzm (nowy prymitywizm)15. Po części jest to wynikiem obiektywnej konieczności, po części uwznioślenia pewnych wzorów. Zachowania te służą jako klucz organizacji działań skierowanych tak na siebie, jak i na zewnątrz.

Mimo znacznej komercjalizacji tego typu imprez nie wszystko można kupić na miejscu ani przywieźć ze sobą. Ponadto żaden zakup nie zastąpi poczucia dumy z własnoręcznie wybudowanego „domu” czy zagospodarowania obozowiska. Tutejsza „inżynieria budowlana” stanowi prawdziwy fenomen. Wraz z przeniesieniem imprezy na częściowo zalesiony kostrzyński teren sztuka tworzenia konstrukcji drewnianych weszła na wyższy poziom. Szałasy zmieniły się w domostwa, które nierzadko posiadają piętra i balkony (sic!) oraz całkiem pokaźne umeblowanie.

„Totemy” czyli słupy dla flag znaczących teren danej grupy lub określające mieszkańców namiotu wydłużyły się z kijów do wielometrowych masztów. Gdy festiwal odbywał się na bezleśnych błoniach w Żarach, flagi zawieszano na tak długich stelażach, jakie zdołano dostarczyć na miejsce, obecnie możliwości te wyznacza sztuka ścinania dostępnych na miejscu drzew.

Pomysły na „instalatorstwo” na ciele są bardzo oryginalne. Równie imponująca jest umiejętność wykorzystania do tego celu surowców uznanych za wtórne. Na porządku dziennym są w miasteczku festiwalowym postacie „obudowane” kartonami, gałęziami czy tatarakiem, opasane folią czy oklejone plastikowymi pojemnikami. Nikogo nie zdziwi widok „półcyborgów” z przytwierdzonymi elementami przenośnych toalet, ogrodzeń, urządzeń, namiotów, sprzętów domowych. Nieustająco modny jest nurt „eko”, czyli odzienia z trawy, słoneczników, witek drzew, owoców lub żywności. Skrajną wersją tego naturalizmu ciała jest bardzo powszechny w tym miejscu nudyzm (i jego wersja „błotna”, ewentualnie gliniana – za sprawą bolesławieckiej Wioski Glinoludów). Ma on motywacje praktyczne lub „wyższego rzędu”.

Kostrzyński Woodstock to trzy dni muzyki, kilkudziesięciu koncertów i występów setek wykonawców. Muzyka, nie tylko ta emitowana ze scen, ale również ta obecna dookoła, generowana spontanicznie przez uczestników, dochodząca o każdej porze z setek gardeł, instrumentów, przedmiotów, za pomocą których wybija się rytm i z których wydobywa się dźwięk i hałas, stanowi centrum zbiorowej uwagi. Tworzy kontekst dla wszystkich wydarzeń, jest sposobem komunikacji.

Część słuchaczy stara się nie stracić żadnego koncertu (co jest fizycznie niemożliwe), godzinami stojąc pod sceną. Inni, postrzegając muzykę jako okoliczność zastaną, traktują ją jako stały element audiosfery, nad którym nie trzeba się przesadnie skupiać. Muzyka jest w tym miejscu naturalnym czynnikiem, a jednocześnie najsilniejszym nośnikiem dźwięku, treści, wartości. Stanowi powód, dla którego na festiwalu są setki tysięcy ludzi. Objawia się jako idea artystyczna i społeczna, jako centralna wartość kultury rockowej.

Dla uczestników Woodstock ważna jest muzyka sama w sobie, a nie konkretne zespoły. Zawiązana wspólnota stanowi odbicie relacji z koncertu, ale uniezależnia się i staje modelem „bycia razem”, także poza jego wymiarem czasoprzestrzennym. Owsiak często podkreśla wagę samej idei rockowej komuny, szczycąc się tym, że ludzie ciągnący na Przystanek Woodstock dopiero na miejscu interesowali się, jaki zestaw zespołów zaprezentuje się na scenie. „Cały czas […] słyszymy jedno stwierdzenie – nie do końca wiem, kto zagra. Przyjeżdżam dla atmosfery”16 – z dumą podkreśla inicjator festiwalu, bo oznacza to, że przesłanie rockowej idei zostało odebrane zgodnie z jego intencją.

Festiwal performansów

Wykreowany przez Owsiaka festiwal jest doskonałym produktem medialnym. Znany w Polsce i za granicą, nagłaśniany i relacjonowany przez setki gazet, portali, rozgłośni radiowych i szereg stacji telewizyjnych, dzięki transmisji online obserwowany w internecie przez tysiące osób z całego świata (najdalszy zakątek, z którego oglądano stronę Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, to wyspy Tokelau), staje się spójną rzeczywistością, która żyje własnym życiem podczas kilku dni „tu i teraz” oraz w relacjach i publikacjach, filmach, zdjęciach i wspomnieniach. W sierpniowy weekend na rockowisko skierowane są oczy Polski – zarówno fanów, z utęsknieniem oglądających miejsce, w którym nie mogli się znaleźć, sympatyków na odległość, jak i zatroskanych rodziców, którzy puścili tam swoje dzieci oraz wrogów i sceptyków, którzy czekają, aż wydarzy się tam coś skandalicznego.

W czasie trwania Przystanku Woodstock komunikaty i relacje z imprezy na bieżąco docierają do Polaków, oglądających codzienny program informacyjny17 i śledzących portale internetowe. W obszarze masowego zainteresowania są zarówno wydarzenia sceniczne i inne z oficjalnego programu, jak i codzienność woodstockowego miasta. Zdarzają się sytuacje, gdy migawki z pola namiotowego zastępują informacje dotyczące wydarzeń artystycznych (wzmiankowanych jedynie z dziennikarskiej rzetelności). Tym Przystanek Woodstock zdecydowanie różni się od innych festiwali. Niektórzy z uczestników festiwalu podkreślają, że bawią się poza dużą sceną, spędzając kilka dni bardzo aktywnie, biorąc udział w przeróżnych inicjatywach na polu namiotowym, w alternatywnych wioskach czy na wzgórzu Akademii Sztuk Przepięknych – swoistym centrum kultury. Obie areny wydarzeń (programowe inicjatywy odgórne i spontaniczne oddolne) są istotne zarówno dla samych ich twórców, jak i dla mediów czy obserwatorów zewnętrznych. Przystanek Woodstock – słusznie zauważa Owsiak – „stworzył w pewnym sensie dwie sceny – tę, na której artyści z całego świata prezentują swoją twórczość, i tę, tworzoną przez bardzo różnorodną publiczność”18.

Artyści zaproszeni na Woodstock są otwarci wobec zdarzeń oddolnych: zauważają je, ustępują im miejsca i odnoszą się do nich, a przede wszystkim – sami je stymulują. Czynią to zarówno gospodarze, jak i goście dużej sceny, którzy w wielotysięcznym tłumie publiczności widzą wyjątkowy żywioł i potencjał.

Nie zdarza się, by muzycy nie komplementowali publiczności w szczególny sposób. Wielu z nich wręcz gloryfikuje ją, poświęcając jej sporo czasu, uwagi i miejsca na interwencje w trakcie swego występu. W ten sposób na dużej scenie pojawiają się Przystankowicze, którzy podjęli się wspólnej pracy podczas warsztatów artystycznych, jak również rekrutowani z pola namiotowego zwycięzcy dyscyplin sportowych i innych konkurencji. Owsiak zaprasza ponadto na scenę na przykład woodstockowych Brodaczy czyli nieformalną, otwartą grupę sympatyków zarostu, znaną już od lat. W czasie przerw między koncertami udostępnia estradę chętnym z tłumu, którzy mają kilka minut na prezentację własnej twórczości. W historii Przystanków nad głowami tysięcznego tłumu niejednokrotnie pojawiali się ludzie znikąd (czyli z pola namiotowego), którzy wydali się Owsiakowi na tyle interesujący, by przedstawić ich publiczności.

Jeszcze większa elastyczność w kontaktach obu stron przedstawienia panuje na pozostałych estradach. Na scenie Akademii Sztuk Przepięknych jeden z woodstokowiczów przebrany za Kapitana Amerykę przeprowadził improwizowaną scenkę castingu z Markiem Piwowskim, inny odegrał z Markiem Kondratem znany z filmu Dzień świra dialog syna z ojcem (słynne przepytywanie z języka angielskiego).

Scena folkowa od początku była kultowym miejscem dla woodstockowego ludu z powodu swojej dostępności – w wyznaczonym czasie każdy mógł na niej stanąć i wyrazić się we własny sposób.

Ale nie tylko estrady pełnią rolę scen podczas festiwalu. Każde ze strategicznych miejsc Woodstocku ma swoje charakterystyczne, kultowe zabawy, które tworzą jego performatywną czy teatralną tkankę. Duża scena słynie z iskrzącej interakcji oraz morza flag i deszczu PET-ów, pasaż handlowy – z przebierańców i „sępów”, pole namiotowe – ze swoich wiosek, niezależnych scen i piętrowych budowli, pochodów, a wioska piwna – z wyczynów kaskaderskich i walk kartonowych psów i rycerzy w zbrojach (wykonanych z występujących wyłącznie na Woodstock kartonowych uchwytów do przenoszenia czterech kubków piwa).

Podczas koncertów trwa swoisty performans, odbywający się zarówno na scenie, jak i pośród publiczności. Muzycy woodstockowych scen koncertując, sięgają do asortymentu trików estradowych, zgodnych z manierą reprezentowanego przez nich gatunku muzycznego. Własny występ przed woodstockową publicznością zazwyczaj traktują jednak wyjątkowo i nadają mu specjalną rangę. Działania osób występujących na estradzie mogą być spontaniczne bądź zaplanowane do ostatniego szczegółu. Wśród nich najczęściej występują:

  • nawoływanie do żywych reakcji poprzez zagajające wypowiedzi, wykrzykiwanie chwytliwych haseł lub gestykulację i mimikę, a także poprzez uciekanie się do odgrywania ról wobec publiczności na przykład obrażonych, zaskoczonych, niedowierzających, zawziętych, przekornych, urzeczonych;
  • dialogowanie bądź dłuższe wypowiedzi liderów sprzyjające nawiązaniu bliższego kontaktu z odbiorcami;
  • elementy humorystyczne – odgrywanie zabawnych scenek, przekomarzanie się i dialogi członków zespołów;
  • środki teatralne – gesty lub przebrania, inscenizowane działania nietypowe, użycie scenografii i rekwizytów (także do rzucania w tłum), nietypowe wykorzystanie instrumentów itd.;
  • od paru lat zwieńczeniem każdego koncertu jest selfie artystów w rockowej pozie z publicznością w tle.

Bardzo ważną funkcję na scenie pełni Jerzy Owsiak, który w roli guru katalizuje zbiorowe emocje. W czasie koncertów najczęściej przebywa na uboczu estrady, w pobliżu artystów, i jest inicjatorem wielu sytuacji, które służą wspólnej zabawie na scenie i przed nią. Swoje działania kieruje zarówno do muzyków, jak i do publiczności. Jego najczęściej spotykane zagrywki w trakcie koncertów to:

  • zachęcanie do witania bądź nagradzania brawami lub odśpiewywania muzykom „Sto lat” oraz do zatrzymania zespołu na scenie (namowa, by intensywniej nawoływać do bisów: „To jest Woodstock, nie pozwólcie im tak łatwo odejść!”, „Tu również wy decydujecie, jak długo artyści mają dla was grać!”); niekiedy sam Owsiak prosi też swych ulubionych wykonawców o konkretny utwór czy ponowne odegranie przeboju albo „w drodze wyjątku” udziela im dodatkowego czasu na jeszcze jeden utwór; występ dopełniają jego osobiste podziękowania dla wykonawców, przyjacielskie uściski i prowokowanie sentymentalnych dialogów, jak również prośba, by wszyscy razem objęci pokłonili się wyjątkowej publiczności;
  • „karcenie” publiki za opieszałość i zbyt słaby entuzjazm okazywany muzykom („Jesteście coś trochę leniwi!”, „Dajcie czadu, bo na razie z tym trochę słabo!”); główny dyrygent ma kilka sposobów na rozgrzanie publiczności, najbardziej znanym z nich jest kilkakrotne zawołanie „Macie siłę?!” lub „Jak wasze gardła?!”, które wymuszają dialog między sceną a widownią (tym bardziej spektakularny, im sam Owsiak bliżej jest utraty głosu);
  • szczerość i humor – wypowiedzi humorystyczne lub dialogowanie z tłumem „na poważnie” to standardowe przerywniki pomiędzy częściami koncertu.

W repertuarze Owsiaka znajdują się również koordynowanie z estrady pokazu dziesiątek flag, które przynoszone przez publiczność w finale koncertu powiewają pod sceną, albo „gradu” butelek plastikowych, które na jego hasło wylatują w powietrze z widowni. Mocno emocjonującymi momentami są też ponawiane 1 sierpnia minuty ciszy, zarządzane każdorazowo po sygnale syreny (dla uczczenia pamięci powstania warszawskiego), a także intonowanie hymnu Polski na tysiące gardeł. Podczas edycji w 2002 roku w trakcie koncertu Owsiak stojący na dachu wozu strażackiego z dziecięcą uciechą przez kilkanaście minut polewał wężem spragniony ochłody tłum. W 2009 roku w trakcie występu Dżemu spontanicznie skoczył ze sceny i „dryfował” wynoszony w górę na rękach fanów.

Z kolei w strefie widowni można wyróżnić następujące zachowania:

  • zabawy zgodne z kanonem rockowym: krzyk i śpiew, pogo, moshing, headbanging (czyli bardzo szybkie, rytmiczne potrząsanie głową bądź zarzucanie włosami), połączone z tańcem, podskokami, działaniami „w kierunku sceny” (wznoszenie rąk, okrzyki i gwizdy w odpowiedzi na inicjatywy muzyków);
  • zabawy parodiujące zachowania łączone z odmiennymi konwencjami muzycznymi, jak na przykład tańców ludowych (taniec pod boki), towarzyskich (tanga, walce i inne układy klasyczne) oraz artystycznych (balet, akrobatyka taneczna), zabaw dziecięcych („wąż”, „kaczuszki”), popowych bądź masowych (macarena, style lat pięćdziesiątych–sześćdziesiątych, karaoke);
  • wciąganie do zabawy osób postronnych (przy czym spektrum praktykowanych metod jest szerokie – od subtelnych zaproszeń po gwałtowne porywanie nieznajomych do tańca); crowd surfing (dryfowanie na rękach tłumu – zwykle po zeskoku ze sceny, po stage diving lub – przy braku możliwości wejścia na scenę – z ramion sąsiadów), ściana śmierci (inicjowana przez lidera ze sceny – na jego polecenie tłum rozstępuje się na dwie grupy, a na hasło „ściany” ludzie zderzają się ze sobą – przy czym jest to powszechny na koncertach rodzaj tańca, a nie walki);
  • taniec z rekwizytami, których różnorodność obejmuje niemal wszystko, co podpowie wyobraźnia, od ubrań i wykonanych własnoręcznie atrap instrumentów, poprzez „miecze”, „wstążki”, „obręcze”, po dmuchane zabawki, drobne meble, elementy wyposażenia namiotów, pojazdów, części toalet toi toi; częste jest użycie podręcznych przedmiotów do wybijania rytmu (kije, puszki, puste butelki lub kufle, opakowania, części garderoby, bagażu, różnorodne przybory); osobną kategorię stanowi „taniec flag”, których nie może zabraknąć pod sceną podczas finałowych występów, przy czym flaga jest tym bardziej widowiskowa, im wyżej zamocowana i większa;
  • taniec naśladujący różne – mniej lub bardziej spektakularne – czynności, jak na przykład grę na instrumencie lub dyrygowanie tłumem, prowadzenie pojazdu, sztuki walki, pozy superbohaterów, postaci z kreskówek lub idoli;
  • zabawa z wozem strażackim – w najbardziej upalnych i tłocznych momentach koncertów na widownię wjeżdża straż pożarna, która polewa wodą zgromadzonych; chóralne wezwania straży zwykle inicjuje Owsiak, a pojawienie się czerwonego wozu witane jest z hałasem, poprzez który tłum wyraża swoje zadowolenie.

Warto wyraźnie zaznaczyć, że alternatywna scena – ta stworzona przez woodstokowiczów – nie powinna być rozumiana jedynie jako „odbicie” dużej sceny czy jako jej widownia. Publiczność koncertu jest ważną, konstytutywną stroną wydarzenia. Jednak mając na myśli kulturowy, performatywny fenomen Woodstocku, należy rozszerzyć optykę na wszystkie miejsca na terenie festiwalu (także te poza zasięgiem zdarzeń muzycznych) – pola namiotowe dziś ciągnące się kilometrami za terenem imprezy oraz wszystkie inne punkty woodstockowej mapy.

We wszystkich „instytucjach” – od jadłodajni po sanitariaty, od stoisk usługowych po medyczne, od pola namiotowego po parkingi, od centralnych po sytuowane na obrzeżach sceny – dzieją się tysiące równoległych wydarzeń o strukturze mega i mikroprzedstawień. Upublicznienie, steatralizowanie tych sytuacji wynika z czynników obiektywnych (okoliczności) i subiektywnych (świadomości). Podział na nadających i odbierających komunikaty wizualne jest zmienny i rozmyty. Performatywna, a także ludyczna, interaktywna specyfika zbiorowości niejako z góry narzuca ten obustronny, otwarty i wtórny charakter relacji. Widzowie są wszędzie, podobnie jak aktorzy. Każdy woodstockowicz obserwuje i jest obserwowany. Wielu nader chętnie korzysta z łatwości pozyskania audytorium, poczynając od użycia stroju czy rekwizytu, a kończąc na rozbudowanych przedstawieniach (na przykład koncertach, paradach, animacjach czy odgrywaniu stylizowanego życia osadowego – jak choćby pokazowe dobrobyty w rozbudowanych domostwach czy demonstracja nietypowych pojazdów, partnerów, zdolności, świadczonych usług).

Poza terenem festiwalu woodstokowicze także odgrywają nie tylko spektakl zbiorowy, lecz także spektakl indywidualny. Można wymienić wiele miejsc i zdarzeń szczególnie spektakularnych z punktu widzenia „teatru życia festiwalowego”: podróże na Przystanek pociągami z całej Polski, „oblężenie” przez rockową brać miasta Kostrzyna, zapełnione autostopowiczami drogi dojazdowe do miejsca festiwalu, włącznie ze zbiorowymi popasami w pobliskich zajazdach, sjestami nad przydrożnymi jeziorami i przystankami na przykład w parkach rozrywki, na parkingach, przy stacjach benzynowych czy wszechobecny na długo przed granicą miasta tłum, zagęszczający się tym bardziej, im bliżej jest teren rockowiska.

Ugruntowana opinia o fenomenie woodstockowej społeczności, którą wyróżnia niespotykany nigdzie indziej koloryt i zażyłość, może mieć podstawy w kilku faktach. Jest to największe miasteczko festiwalowe w tej części Europy, które zawdzięcza swoją wyjątkowość muzycznemu i generacyjnemu zróżnicowaniu. Oprócz młodzieży przybywają tu rodziny z niemowlętami, czworonogami, obok psów, tchórzofretek, królików zdarzają się nawet kury. Teren imprezy nie jest ogrodzony i można wjechać nań pojazdem (co daje nieograniczone możliwości wnoszenia i wwożenia przeróżnych przedmiotów), a wydzielone sektory pola namiotowego bezpośrednio sąsiadują z innymi punktami (gastronomią, sanitariatami, wioskami, ASP), co potęguje atmosferę swojskości, życia w komunie.

Ta otwartość i dostępność sprawiły, że polski Woodstock szybko stał się mekką nie tylko okołorockowych subkultur, ale także wszelkiego rodzaju freaków. Wolny wstęp i dobra organizacja transportu (dodatkowe pociągi w całym kraju) spowodowały, że do Kostrzyna ciągną wszyscy, którzy lubią nie tylko rockowe koncerty, ale i szaloną zabawę. Nic też dziwnego, że ta zabawa stała się sztandarową cechą imprezy i znakiem firmowym tutejszej publiczności, a w konsekwencji – ważną częścią świadomie kreowanego wizerunku Przystanku.

Trzeba podkreślić, że woodstokowicze jako aktorzy alternatywnej sceny, bardzo zmienili się, jeśli chodzi o świadomość swej siły medialnej, a aktorska osobowość kilkusettysięcznego tłumu znacznie ewoluowała w ostatnich latach. W pierwszych edycjach nie było telefonów komórkowych, aparaty fotograficzne były mało popularne. Kiedyś barwne postaci mogły przetrwać jedynie w opowieściach współmieszkańców pola i na archiwalnych filmikach Fundacji, obecnie „odżywają” w tysiącach obiektywów, telefonów komórkowych, w materiałach rejestrowanych przez kilkaset redakcji zewnętrznych oraz sztab ludzi związanych z WOŚP. W serwisie YouTube pod hasłem Przystanek Woodstock znajduje się około stu tysięcy filmików, w większości tworzonych i zamieszczanych przez uczestników zlotu.

Przebieranie się

Na Przystanku obecnie bardzo popularne jest paradowanie w kostiumach, na przykład strojach okazjonalnych, uniformach, wyróżniających grupy zawodowe, społeczne czy etniczne, oraz przebraniach tworzących postacie autentyczne i fantastyczne (para młoda, górale, jaskiniowcy, więźniowie, żołnierze, rycerze, wróżki, diabły, mumie, sportowcy, lekarze, Indianie, barbarzyńcy, Szkoci, Eskimosi, owady, zwierzęta, krasnale, Mikołaje, Bin Ladenowie, Owsiakowie, Avengersi, Minionki, księżniczki i wiele innnych). Ważną odmianę tej zabawy stanowi kreowanie kostiumów z materiałów podręcznych, dostępnych w miasteczku festiwalowym (lub mieście), często traktowanych jako typowe wizytówki miejsca i symbole woodstockowej egzystencji. Mowa tu o zbrojach ze zgniecionych puszek, plastikowych kubków i tacek, kostiumach z tekturowych opakowań, z folii, gałęzi, części namiotów. Rodzajem miejscowej mody jest oklejanie się od stóp do głów naklejkami WOŚP i innych akcji reklamowanych w pasażu NGO.

Znamienne dla przystankowej mody jest też przewrotne użycie części garderoby, na przykład zakładanie chust zamiast spódnic lub staników, swetrów jako turbanów, koszulek jako okryć głowy). Niezwykle popularny, zwłaszcza wśród mężczyzn, jest cross-dressing – zakładanie damskiej bielizny (stringi, biustonosze), innych części ubrań (rajstopy, paski, szpilki), jak i całych strojów (suknie ślubne, sukienki, miniówki), podkreślanej makijażem (także błotnym).

Rekwizyty

Niemniej popularne jest użycie przedmiotów przywiezionych specjalnie dla celów przystankowej rewii mody (z domu lub trasy – jak na przykład nagminnie popularne elementy wystroju pociągów), bądź znalezionych na miejscu. Niejednokrotnie inspiracją stają się inni przebrani (stąd uzasadnione jest mówienie o trendach czy ewolucji tutejszej mody). Pod ich wpływem sąsiedzi nadają drugie życie rozmaitym odpadom z tutejszych domostw i gospodarstw, elementom flory czy odrzutom z gastronomii.

Na woodstockowych ścieżkach nie dziwią ludzie-mumie poowijani sznurami, papierem toaletowym, folią, workami na śmieci czy taśmami ostrzegawczymi, osoby z deskami klozetowymi zawieszonymi na szyjach, prowadzące wózki marketowe czy pupilów z butelek PET, a nawet wyposażone w narty albo choinkę. Do katalogu swojskich przybrań należą również: biżuteria i garderoba z zawleczek do puszek i kapsli, hełmy z wydrążonych arbuzów, sterczące na głowach irokezy z aluminiowych puszek czy czapki z papierowych toreb z napisem Lidl.

W błocie nie może zabraknąć płetw, dmuchanych materacy, desek do pływania i dziecięcych zabawek oraz akcesoriów wodnych, takich jak: pontony, deski surfingowe, ale także narty czy rowery. Nurt wakacyjny ma też kontynuację na „suchym lądzie”, gdzie pojawiają się hamaki, leżaki, krzesełka turystyczne, które stanowią podręczny ekwipunek dla szukających relaksu w tłumie pod sceną.

Markowanie czynności

Ulubiony rodzaj zabawy woodstokowiczów to markowanie czynności. Cechuje się dużym poczuciem humoru, szeroką tematyką oraz wyjątkową kreatywnością. Zabawa ta, rozgrywana przez solistę, małą lub większą grupę, błyskawicznie rozprzestrzenia się pośród mieszkańców festiwalowego miasta. Koncerty na „ruchomej scenie” ze śmietników, „grane” tekturowymi gitarami i na butelkowych zestawach perkusyjnych od razu zyskują szeroką publikę. Różnej maści „sportowcy” uprawiający jedną z wielu nigdzie indziej nie spotykanych konkurencji, oblegani są przez kibicujących fanów, którzy z aplauzem przyglądają się zmaganiom oraz dekorują mistrzów wieńcami (z desek klozetowych, tektur, roślin, części namiotów) i pucharami z aluminium lub plastiku. Samozwańczy pływacy, skoczkowie (celujący w telemarkach), biegacze, drużyny piłkarzy, strzelców i dyskoboli, strongmanów, bardzo aktywnie działają na polu namiotowym. Kultowym miejscem dla nietypowych konkurencji wyczynowych są „grzybek” (wodotrysk usytuowany na lewo od sceny), wioska piwna oraz punkty z kranami. Popularne są też rywalizacje wykorzystujące sterty śmieci, kontenery (szczególnie na kółkach) oraz wszystko, co jeździ, ze śmieciarkami na czele (tu rekord pada w kategorii osób jadących na doczepkę).

Każde oryginalne czy efektowne działanie jest przetworzone przez woodstockowych aktorów, przy czym odbywa się – zależnie od możliwości – z użyciem alternatywnych kostiumów, rekwizytów, a nawet z elementami sztafażu czy scenografii. I tak tutejsze „orkiestry symfoniczne” używają materialnych lub niewidzialnych instrumentów (przy czym za te pierwsze służą autentyczne sprzęty, a częściej samoróbki z plastikowych butelek, puszek, przyborów i przedmiotów znalezionych). Z kolei „ekipy telewizyjne” zawsze legitymują się godnymi podziwu kamerami z puszek i butelek oraz mikrofonami z kolb kukurydzy, wyciszonymi gałęziami czy perukami, „policjanci” – uniformami różnego pochodzenia i odpowiednim sprzętem (pałki, alkomaty, kajdanki), „lekarze” – specjalnym wyposażeniem: stetoskopami, aparaturą do USG piersi czy prostaty (używanym podczas „ręcznej” diagnozy po wprowadzeniu pacjenta do kartonowego boksu).

Markowanie może dotyczyć też powtarzania ruchów – gdy kilku ludzi kopiuje zachowanie wybranej (często niezorientowanej) osoby w ten sposób, że świadkowie (widzowie) mają wrażenie, że jest ona wielokrotnie „sklonowana”. Podobną praktyką jest spontaniczne włączanie się do działania innych, niekoniecznie na ich zaproszenie czy za ich zgodą (na przykład „robienie tłumu” do cudzych zdjęć, „węża” w tańcu, sztucznego tłoku). Często spotyka się także aktorskie pozy, gdy na przykład ktoś dzięki rekwizytowi lub przebraniu udaje konkretną postać, zwierzę, robota, osobę innej płci. Przy czym rekwizyty mogą być realne bądź wyobrażone, co jedynie stymuluje pomysłowość i dołączanie kolejnych „specjalistów”.

Gry i zabawy dziecięce i podwórkowe

Pewnego wieczora w wiosce piwnej powstało kilkaset babek z piasku, za formy do których posłużyły jednorazowe kufle. Inna grupa przedsiębiorczych uczestników stworzyła „kulkowy basen” z butelek PET. Gra w berka z nieznajomymi jest wszechobecna, przy czym męscy uczestnicy preferują wersję dla dorosłych, w której berka przekazuje się sugestywnym ruchem bioder. Na polu namiętnie grywa się „w Giertycha” (zespołowa gra zręcznościowa, polegająca na zbijaniu kamieniem puszek po piwie). W „grzybkowym” jeziorze roi się od wytrawnych surferów, kolorowych kółek pływackich, rękawków i zwierzątek, a na polu – od czworonożnych ekoulubieńców z odpadów. Egzystują nawet schroniska dla zwierząt czy zawodowe walki psów. Styl „kinder” jest jednym z chętniej eksplorowanych nurtów miasteczkowej mody, podobnie jak prowadzanie się na smyczy.

Ozdabianie ciał, domostw i pojazdów

Dekoracja ciał dotyczy w największej mierze opisanych powyżej: nakryć głów, rekwizytów oraz twórczości na ciele. Popularne są też wariacje na temat strojów i wszelkie eksperymenty z nudyzmem. Do najczęściej spotykanych należą opalanie na skórze wzorów według szablonów (napisy, pacyfa) czy stroje lub ozdoby z błota, gliny, farb bądź gałęzi. Hitem są irokezy z puszek po piwie, rekordziści noszą na głowach parumetrowe czuby z posklejanych puszek.

Ozdabianie, urządzanie, dekorowanie czy budowanie konstrukcji dotyczy nie tylko miejsc zamieszkania – namiotów, osad, szałasów, samochodów – ale obejmuje też tworzenie flag i totemów. Woodstockowe domostwa posiadają zadaszenia, ogrodzenia, balkony, izby, niekiedy także rabatki i budy dla psów czy zagrody dla kur (czasem zamieszkałe przez „inwentarz”). Mają też swoje nazwy (jak na przykład Dom z Białej Wody, Kurna Chata, Beskidzka SuCHATA). Wyposażenie obejmuje dywany, kanapy, fotele i inne meble, nieczynne telewizory i lodówki, wanny, choinki, firanki i ebonitowe aparaty telefoniczne, wiadra z mopami oraz wiele innych „potrzebnych” sprzętów, jak narty, wędki, dziurawe garnki.

Ciekawie odgradzane osady oznaczane są tablicami z nazwami ulic, miejscowości czy innymi komunikatami, jak na przykład: znak zakazu fotografowania, wjazdu, ogłoszenia w stylu „Tu żremy mięso, nie podchodź”, „Ten dom jest z desek, takim paniom już podziękujemy” czy postpeerelowskimi tabliczkami informacyjnymi. Zdarzają się abstrakcyjne taryfy za wstęp, oglądanie, robienie zdjęć lub przejście przez posesje oraz za omijanie albo odwracanie głowy i „nieczytanie ogłoszeń”. Od kilku już lat zawsze naprzeciw sceny powstaje monochromatyczne zamczysko z „kamiennych bloków” z herbami, blankami, wrotami, mostem zwodzonym, wartą i wieżą, w której straszy koszmarna księżniczka. Budowla rozrasta się z roku na rok, dziś przybierając rozmiary pokaźnej piętrowej altany, która zadziwia przechodniów nie tylko estetyką, ale przede wszystkim techniką budowlaną.

Namioty i szałasy – podobnie jak zaparkowane na polu namiotowym pojazdy – przyozdabiane są dosłownie wszystkim, co można znaleźć pod ręką – od trawy i błota po rozmaite trofea z surowcodajnych wiosek: piwnej i „gastro”. Tutejszą specjalnością jest wykonywanie wzorów i napisów w pokaźnej warstwie kurzu pokrywającego karoserie i płachty namiotów i zadaszeń.

Wioska Krisznowska

U „Krisznowców” – jak mawiają Przystankowicze – bezustannie odbywają się zdarzenia sytuujące się pomiędzy teatrem a religią (obrzędem). Spotyka się wszelkie rodzaje zabaw zgodne ze zwyczajami tego ruchu religijnego, tj. oparte na mantrowaniu, tańcu, wspólnych śpiewach czy korowodach. W pierwszych edycjach Przystanków, na których woodstokowicze mieli okazje do konfrontacji z przejawami nieznanej wówczas powszechnie kultury krysznaitów, samozwańcze grupy „wojowników” uskuteczniały antypochody pod hasłem „Uwolnić marchewkę!” lub organizowały akcje porywania krów, które były częścią polowego inwentarza wioski Kriszny.

Barwnym elementem są coroczne pochody wyznawców ruchu Hare Kriszna. Chętnie przyłączają się do nich postronne osoby z miasteczka, które nie mogą odmówić sobie takiej barwnej okazji do chwili „karnawałowego” zapomnienia. W korowodach poruszają się tancerki, grajkowie, chóry mantrujących w odświętnych strojach. Zwierzchnicy ruchu usadowieni są na ogromnych drewnianych wozach wieńczonych kopułkami, zdobionych rzeźbami, tkaninami i dzwonkami.

Wioska Piwna

To przestrzeń, w której roi się od samozwańczych performerów. W Wiosce Piwnej od lat rodzą się zabawy, które stąd rozprzestrzeniają się na całe pole namiotowe. Powtarzane i udoskonalane latami, zyskują miano kultowych. W niektórych z nich mocno widoczny jest element nowatorstwa i progresji, inne – nie zmieniają się. Co ciekawe – jest to drugie obok pasażu NGO miejsce ulubione przez wszelkich woodstockowych animatorów, inicjatorów, prowodyrów, sekundantów, kibiców, artystów i aktorów, jak również przez tutejsze „sępy” (prawdopodobnie dzieje się tak dlatego, że w tych dwóch miejscach częściej niż gdziekolwiek indziej na terenie festiwalu realnie używa się pieniędzy).

Z kolei ci, którym nie brakuje gotówki, ale silnej woli, by opuścić wioskę, spędzają tu długie godziny, wraz z ich upływem coraz chętniej angażując się w wymyślanie nowych zabaw. Pierwszy z nich to „sępienie”. Przedsiębiorcze „piwożłopy” właśnie tu próbują wymienić kreatywność na ulubiony trunek. Stąd spotykane tu nagminnie przypadki „akwizytorów”, którzy z równym zaangażowaniem handlują użytecznymi przedmiotami (oferując dosłownie wszystko, co da się znaleźć na polu namiotowym), co dobrami abstrakcyjnymi (jak na przykład święty spokój na kilogramy, prawo do złości, nudy na pudy, kulawe szczęście, czarne dziury, własny promień słońca). Ostatnio rozwinął się system adopcji „sępów”, ze względu na zachwalany walor: „nie trza karmić, tylko piją”.

Równie popularne są różnego rodzaju zawody. W parze z temperamentem i instynktem grupowym amatorów Wioski Piwnej idzie ich sportowa wyobraźnia i zapędy kaskaderskie. Odbywające się tu niemal bez przerwy nocnej zawody angażują nieraz spore rzesze kibiców i samozwańczych sędziów, przyciągając tłumy gotowych na wszystko amatorów sportów ekstremalnych. W repertuarze są rozmaite akrobacje, włącznie z zeskokami ze stołów, barierek, czy ławek – obowiązkowo zakończone telemarkiem. Do ulubionych należą ślizgi na brzuchu na kartonach oraz kartonowy surfing, skoki w dal lub na sterty śmieci, rzuty do celu (niemal wszystkim, także sobą, dzieckiem lub partnerem), przewroty i wyskoki. Ze względu na specyfikę miejsca i wyczynowy charakter dyscyplin, wiele z konkurencji obarczonych jest dużym stopniem ryzyka. Z tego też powodu stanowią wielką atrakcję dla oglądających i ogromne utrapienie dla ratowników.

W Wiosce Piwnej kwitnie także alternatywna działalność estradowa i plastyczna. Pierwsza, wynikająca zapewne z naturalnych skłonności biesiadnych, objawia się niezliczonymi występami grajków, śpiewaków, recytatorów, aktorów, komików i mimów. Bardzo często występy solowe przechodzą w ilustrowane tańcem zrywy szerszego kręgu wioskowiczów, co łatwo sobie wyobrazić, jeśli wziąć pod uwagę, że pod parasolami w Wiosce Piwnej może zasiąść jednocześnie kilkaset osób. To doskonała widownia dla hazardu, zawodów, igrzysk i walk na wszystko poza realnymi razami.

Druga forma kreatywności, prowokowana ogromnymi zasobami kartonu i plastiku, osiąga rekordy popularności. Opakowywanie ludzi i przedmiotów, przebieranie, tworzenie uniformów stylizowanych na bohaterów kreskówek, komiksów czy kultowych filmów akcji, to najbardziej znane przykłady wytwórczości wioskowiczów. Tutejsi mistrzowie do perfekcji opanowali przerób specjalnych kartonowych czteropaków na plastikowe kubki do piwa. Do podstawowych patentów tutejszego „origami” należą: okulary, nakrycia głowy (te można wymienić na łyk piwa) oraz psy (dostępne w kilku rasach), którymi można handlować z amatorami papierowych psich zakładów i walk. „Psi interes” może nie jest bardzo dochodowy, ale bije rekordy popularności wśród tutejszych rozrywek hazardowych.

Wśród jednorazowych zachowań żywiołowych, spontanicznie podejmowanych przez grupę zaludniającą Wioskę Piwną należy wymienić wszelkiego rodzaju okrzyki, skandowania, krzyczane dialogi, wymiany pozdrowień czy tzw. meksykańską falę. Warto dodać, że tutejsza obyczajowość picia piwa jest pojęciem zgoła pojemniejszym niż w potocznym rozumieniu. Walor integracyjny Wioski Piwnej jest zaskakujący, miejsce to – mimo zakładanej czysto utylitarnej roli – żyje własnym życiem. Odkąd sprzedawca piwa premiuje zakupy systemem przydatnych w polowym życiu gadżetów (worki na szelkach, latarki, chusty, ręczniki, otwieracze, breloczki, itd.) piwne trofea nabrały nowego znaczenia. Są one elastycznym środkiem płatniczym (wielokrotnością niezbywalnej jednostki podstawowej „łyku piwa”).

Pasaż handlowy

W pasażu ze stoiskami komercyjnymi oraz namiotami organizacji pozarządowych panuje ciągły ruch. Miejsce to jest nieformalnym centrum „sępienia”. Z czasem ta pierwotna funkcja nieco zanikła na rzecz innych pobudek i obecnie spotyka się tu wszelkich odmieńców czy „wariatów”, którzy chcą się po prostu zaprezentować szerszemu gronu. Ponieważ utrwaliło się to miejsce w zbiorowej świadomości jako teren, gdzie jest pełno nietypowych osobników, stało się celem wycieczek i rodzajem lokalnej atrakcji turystycznej. To stąd zaimportowano na inne festiwale zwyczaj free hugs.

Pasaż handlowy funkcjonuje trochę na zasadzie słynnych deptaków w sercu znanych miast, gdzie prócz bogatej oferty handlowej czeka na zwiedzających mnóstwo miejscowych osobliwości. Przestrzeń ta wywiera bardzo duże wrażenie na odwiedzających Przystanek po raz pierwszy – w pewnym sensie stanowi kwintesencję „Kostrzyna”. Pasaż jest maksymalnie zatłoczony, dlatego przemierzający tę drogę po raz pierwszy są stopniowo „wtajemniczani” w kolejne etapy, niejako płynąc z tłumem, angażuja wszystkie zmysły i nasycają się natłokiem widoków.

Stoiska handlowe z odzieżą lub gadżetami ukazują kanony woodstockowej mody i gatunków muzycznych, sympatyzujące z imprezą organizacje pozarządowe dają obraz ideologicznych preferencji jej uczestników, a obecność charakterystycznych dla tego miejsca barwnych postaci tworzy panoramę tutejszego ludu. To właśnie tu zobaczyć można woodstockowe życie i trendy w pigułce.

„Grzybek”

W rozlewisku pod „grzybkiem” odbywa się nieustający spektakl. Praktykuje się tu wspinanie się na słup wodotrysku, zawisy i ewolucje na nim, demonstracyjne „zdobycie szczytu” i zeskoki. Błotne jezioro to arena woodstockowych rytuałów, epicentrum tańca (ze względu na bliskość sceny), zabawy i teatralnych zachowań, które napędza tłumna obecność gapiów i mediów. Taniec w strugach błota, bitwy na błotne kule czy mokre razy, „relaksacyjne” i „wyczynowe” kąpiele, podskoki i rozchlapywanie, pływanie na gumowych (i nie tylko) akcesoriach i rozmaite ślizgi nie wyczerpują katalogu pomysłowości amatorów brudnej wody.

Nieustannie od lat rekordy popularności bije nieco kontrowersyjna metoda „polowania błotniarzy”. To zespołowe działanie polega na wypatrywaniu czystych ofiar, chwytaniu ich i przenoszeniu na rękach z oddalonych zakątków pola namiotowego. Zdobywcy demonstracyjnie dźwigają swą ofiarę nad głowami i biegną z okrzykami przez pole namiotowe, a po wrzuceniu jej do błota i doszczętnym zmoczeniu – wspólnie podnoszą dziki aplauz. Ulubionymi ofiarami wodnych agresorów są też najbliżsi obserwatorzy, którzy wciągani są do ciemnej toni znienacka. Miejscowy kodeks honorowy nakazuje jednak dać im szansę na porzucenie aparatu czy portfela, zanim zostaną bezlitośnie „skopani” wodą przez grupę.

Trzeba podkreślić, że mimo groźnie czasem wyglądających scen błotnych polowań, zabawa – choć nie zawsze w pełni aprobowana przez zaskoczone ofiary – pozostaje zabawą i zwykle kończy się uśmiechem zmoczonych i wymianą przyjacielskich serdeczności z oprawcami. Niekiedy błotni nowicjusze podejmują dalszą zabawę, a nawet współdziałają przy kolejnych podobnych akcjach. Można odnieść wrażenie, że „naznaczeni” w pewnym sensie czują się wyróżnieni i usatysfakcjonowani, że przeszli tutejszy „błotny chrzest”. Rzadko kiedy wyrywają się, częściej pogodzeni z losem odkładają swe cenne przedmioty przed kąpielą.

Słynne zdjęcie Owsiaka na czele błotnego pociągu (ciągu ludzi siedzących na doczepkę, rozchlapujących wodę rękami) kilka lat temu zostało opublikowane w „New York Times” i obiegło świat.

Brodacze

Fani zarostu po raz pierwszy dali o sobie znać w roku 2003, gdy pojawili się pod sceną skandując: „Broda, broda, broda!”, oraz domagając się: „Jurek zapuść brodę!”. Wcześniej pochód złożony z przypadkowych posiadaczy zarostu (i w ciągu kilku chwil pomnażający swe szeregi) przemierzył pole namiotowe, wznosząc okrzyki w rodzaju: „Broda rządzi, broda radzi, broda nigdy cię nie zdradzi!”, „Śmierć żyletkom!”. Gdy sytuacja powtarzała się na kolejnych festiwalach, Owsiak zaprosił ich na dużą scenę, gdzie triumfalnie odśpiewali swój hymn: „Sto lat, sto lat, niech rośnie, rośnie nam, niech rośnie nam… broda!” i próbowali wymusić na idolu, by zobowiązał się choć do próby zapuszczenia bródki. Ponieważ ten odpowiadał wymijająco, brodacze swoje żądanie ponawiają co roku. „Próbujcie – żartował adresat żądań. – Tu dzieją się rzeczy niewyobrażalne, zdarzyć się może wszystko. Może prędzej mi broda wyrośnie, niż z wami przegram!” – krzyczał ze sceny.

Ich grupa, mimo że wywodzi się z Wioski Brodaczy, zawsze rośnie w siłę i zarost w wyniku spontanicznej rekrutacji podczas pochodu, a jej prowodyrzy wyposażeni są w przywiezione z domów transparenty i flagi. Logo grupy to znak z przekreśloną żyletką. Powstało ono w wyniku konsultacji na ogólnopolskim forum wiele lat temu. Celem grupy zawsze jest scena, a swe okrzyki kierują do Owsiaka, bez względu na to, czy ów zjawia się na ich wrzaski, czy nie. Parada Brodaczy – mimo że wciąż jest nieoficjalnym punktem programu festiwalu – to już oczekiwanym, lubianym i rozpoznawalnym.

Podsumowanie

Festiwal ma cechy karnawalizacji, konwencja ludyczna obowiązuje nawet w miejscach, które teoretycznie powinny być z niej wyłączone. Prawa odmiennej rzeczywistości obejmują miejsca i strefy przeznaczone dla innych funkcji, dosięgają praktycznych przedmiotów i obiektów, nadając im status rekwizytów i drugie życie. Barierki, sanitariaty, fizyczne cechy otoczenia, dworce, ulice miasta, wagony i autobusy, stają się częścią scenografii zabawy, entourage’u, w którym obowiązują inne prawa niż w codzienności. Na przystanku obowiązuje też postawa zabawowej gotowości. Wystarczy, by jedna osoba rozpoczęła grę, a już po chwili dołączają do niej inni. Stąd tak często obserwowane tu minikorowody, skandujące grupy, zbiorowe tańce, wokalizacje czy wzajemne powitania i wymiany gestów trofeami. Na tej samej zasadzie inicjatywy jednostkowe natychmiast przeradzają się w działania zbiorowe. Każda gra zespołowa kończy się masowym udziałem tłumu. Berek w woodstockowym wydaniu liczy wielu goniących naraz. Na kultowe hasło wykrzykiwane znienacka: „Zaraz będzie ciemno!”, z ripostą „Zamknij się!” (dialog przejęty z francuskiego filmu Rrrr, w którym pełnił rolę absurdalnego refrenu), odzywa się nawet kilkadziesiąt osób. Podobnie dzieje się z okrzykiem „Łozap!” (pochodna angielskiego „what’s up”), który nadany raz, specyficznie artykułowany rozprzestrzenia się niczym echo, zataczając coraz szersze kręgi. Nieznane jest źródło nieodłącznego okrzyku „Gdzie jest Andrzej?!” (choć prawdopodobny trop to śmierć Andrzeja Leppera, o której wiadomość część Polaków zasłyszała właśnie tu). Wybrzmiewa on od lat i to przez całą dobę, wszędzie tam, gdzie gromadnie rozbijane są namioty.

Masowy charakter festiwalu sprawia, że zdecydowana większość zabaw jest publiczna, czyli skierowana do szerokiego kręgu odbiorców, a nie jedynie do partnerów gry. Uczestnicy otworzyli się z czasem na audytorium i bawią się często na pokaz. Nawet pozornie zwyczajne paradowanie w przebraniu obliczone jest na wywołanie reakcji odbiorcy. Podchwycenie tematu czy performatywne sprzężenie zwrotne jest oczekiwane i mile widziane. Seria interakcji stanowi część wizerunku osoby przebranej, a jest on tym bardziej udany, im aktor jest bardziej otwarty, błyskotliwy w odpowiedziach i pomysłowy w czynach.

Wiele rodzajów rozrywkowej aktywności woodstockowiczów zaprzecza podstawowym definicjom zabawy. Jej klasyczny już dziś teoretyk – Johann Huizinga twierdził, że każda zabawa ma swoją wyraźną czasoprzestrzeń oraz dający się – choćby intuicyjnie – wyodrębnić, początek i koniec19. Zabawy podejmowane w miasteczku często zatracają te cechy. Obserwując tłum, można dostrzec wielokrotne rozproszenia zabawy, jej zawieszenia i powroty, jakby „wyładowania” o różnorodnym natężeniu i rytmie. Czasem ciężko ocenić, czy dana zabawa skończyła się, czy wciąż trwa, lub też czy kolejna forma, w którą przeszła, jest nadal jej częścią.

Wyjątkowa dezorientacja – zarówno uczestników aktu, jak i obserwatorów – towarzyszy momentom, gdy nowe osoby włączają się w rozgrywane sytuacje w sposób niepozwalający na rozpoznanie charakteru ich interwencji (na przykład reakcja werbalną agresją, która jest typowym żartem, skutecznie na chwilę wyrywającym z konwencji). Takie trudności w określeniu, co jest zabawą, a co nie, czy dane działanie ma jej piętno, czy jest „na poważnie”, dotyczą przeważnie zabaw o dużym stopniu interaktywności, którym towarzyszy element zaskoczenia. Przy performatywnej tkance społeczności ciężko też nieraz odróżnić grę od „zwykłego” zachowania. Zabawa, żart, działania na niby na Przystanku przez swoją powszechność mieszają się z rzeczywistością. Może nawet ją stanowią.

Karnawałowo-performatywna konwencja, która panuje na rockowisku przez te kilka dni jest – obok muzycznego – podstawowym i głównym elementem święta, jakim co roku staje się dla tysięcy ludzi Przystanek Woodstock.

O autorce

Wszystkie zdjęcia zostały wykonane przez autorkę podczas Przystanków Woodstock.

Przystanek WoodstockPrzystanek Woodstock

Przystanek Woodstock Przystanek Woodstock

Przystanek WoodstockPrzystanek Woodstock

Przystanek Woodstock Przystanek Woodstock Przystanek Woodstock

  • 1. Autorka korzystała głównie z własnych materiałów zgromadzonych na podstawie obserwacji uczestniczącej podczas wielokrotnej partycypacji w festiwalu. Wszelkie cytaty wypowiedzi wygłaszanych podczas festiwalu bez podania źródła pochodzą z prywatnego archiwum autorki i zostały odnotowane w oryginalnym brzmieniu podczas edycji festiwalu w latach 1995–2011.
  • 2. Forum WOŚP, Idea Przystanku Woodstock, wypowiedź: Ramirez666, z 16 sierpnia 2010, (21.07.2011).
  • 3. Anita Karwowska: Młodymi nikt się nie interesuje. Rozmowa z Jurkiem Owsiakiem, „Metro. Przewodnik po Przystanku Woodstock” 2010, z 30 lipca, s. 7.
  • 4. Potoczna nazwa legendarnego festiwalu utrwalona została na fonograficznym wydawnictwie jubileuszowym w dwudziestą piątą rocznicę wydarzenia. Zawiera ona nagrania z trzech dni. Por. Three Days of Peace and Music, Atlantic Records, 1994, czteropłytowy CD Box).
  • 5. Jerzy Owsiak, Jan Skaradziński: Przystanek Woodstock. Historia najpiękniejszego festiwalu świata, Świat Książki, Warszawa 2010, s. 8.
  • 6. Jurka Owsiaka opowieści o przystanku Woodstock, (20.08.2011).
  • 7. Gino Castaldo: Ziemia Obiecana. Kultura rocka 1954–1994, przełożył Jerzy Uszyński, Znak, Kraków 1997, s. 179.
  • 8. Tamże, s. 180.
  • 9. Tamże, s. 179.
  • 10. Tamże, s. 182.
  • 11. Tamże, s. 181.
  • 12. Ta proporcja i forma współpracy zmieniła się w ciągu ostatnich dwóch lat, gdy odgórną decyzją władz rządzących (jak twierdzą niektórzy – polityczną) uznano Przystanek Woodstock za imprezę masową o podwyższonym ryzyku.
  • 13. To również uległo zmianie w ciągu ostatnich dwóch lat, gdy pojawiły się dodatkowe ogrodzenia oraz kontrole.
  • 14. Artur Tylmanowski: Pana Chopina rozłożymy na kawałeczki. Rozmowa z Eweliną Flintą, „Metro. Przewodnik po Przystanku Woodstock” 2010, z 30 lipca, s. 10.
  • 15. Mirosław Pęczak: Znaki na skórze, „Polityka” 1994 nr 48, s. 20.
  • 16. Jurka Owsiaka opowieści o przystanku Woodstock, (1.09.2011).
  • 17. W ostatnich latach media publiczne marginalizują temat Przystanku Woodstock (i finały Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy) – pomijają go całkowicie bądź jedynie pobieżnie o nim wzmiankują.
  • 18. XV Przystanek Woodstock, Onet.pl, z czerwca 2009 (15.07.2009).
  • 19. Johann Huizinga: Homo ludens. Zabawa jako źródło kultury, przełożył Witold Wirpsza, Państwowe Wydawnictwa Naukowe, Warszawa 1985, s. 23.