2012-06-14
2021-01-22
Łucja Iwanczewska

To wszystko ma swoją stronę odwrotną – narzędzia buntu. Refleksje po warsztatach „Grotowski i anarchia myślenia"

Warsztaty Grotowski i anarchia myślenia, które prowadziłam w ramach semestru autorskiego Otwartego Uniwersytetu Poszukiwań w Instytucie im. Jerzego Grotowskiego, były dla mnie nie tylko myślową, intelektualną przygodą, ale przede wszystkim bardzo szczególną próbą udzielenia odpowiedzi (najpewniej samej sobie), na pytanie: z czym przychodzę, by mówić o Grotowskim? Może nawet nie tyle mówić, ile robić. Tak: z czym przychodzę, by robić Grotowskiego? I odpowiem od razu, bo poznałam odpowiedź – przyszłam z narzędziami. Tylko tyle – przyszłam z narzędziami, które dopiero po zakończeniu warsztatów, kiedy zrodziła się refleksja i zrozumienie, nazwałam narzędziami buntu. Ponieważ to nie ja zrobiłam Grotowskiego, zrobił go jednokrotnie, nieporównywalnie, na własny użytek, we własnym języku, na nowo każdy z uczestników warsztatów – nie ja. Dlatego zrozumiałam, że otrzymałam odpowiedź na zawarte w przygotowanym przeze mnie programie wezwanie: „Do Ciebie, buntowniku!”. I dlatego też swoją rolę w tych warsztatach śmiało i odważnie mogę nazwać rolą dostarczycielki narzędzi buntu.

Dlaczego bunt?

Bunt jest postawą sprzeciwu prezentowaną przez człowieka wobec czegoś lub kogoś od niego potężniejszego. Może to być istniejący porządek społeczny, moralny, etyczny, władza, dotykające ludzi tragedie, los, sytuacja własnego narodu, pokolenia, może to być Bóg, a nawet własne ciało. Bunt może być niezgodą na pewną rzeczywistość, a także pragnieniem udoskonalenia panującego porządku. Może krążyć wokół pytania: „w co wierzyć?”. I może jest tak, jak chciał Nietzsche, że wystarczy wierzyć w to, że wszystkie rzeczy na nowo trzeba oznaczyć. Przypomnijmy opowieść Zaratustry o trzech przemianach ducha:

Trzy przemiany nazwę wam ducha: jak duch staje się wielbłądem, wielbłąd lwem, a wreszcie dzieckiem lew. [...] Co jest ciężkie? – pyta juczny duch, tak przyklęka podobny wielbłądowi i pragnie być dobrze objuczony. Co jest najcięższe, o bohaterowie? – tak pyta juczny duch – abym wziął to na siebie i rad był z mojej siły. Czyż nie to: poniżyć siebie, aby ból zadać własnej pysze? Kazać błysnąć własnej głupocie, aby zakpić ze swojej mądrości? [...] A może to: miłować tych, którzy nami gardzą i rękę podać upiorowi, gdy nas chce nastraszyć? Wszystko, co najcięższe, juczny duch bierze na siebie; podobny wielbłądowi, który spieszy na pustynię objuczony, on też spieszy na swoją pustynię. Lecz na pustyni najsamotniejszej dokonuje się druga przemiana: lwem staje się tutaj duch, chce, by wolność padła jego łupem, panem chce być na swojej pustyni. Tu szuka sobie ostatniego pana: wrogiem chce być jemu i swemu ostatniemu wrogu, o zwycięstwo chce walczyć z wielkim smokiem. Kimże jest ów wielki smok, którego duch nie chce już nazywać panem i bogiem? „Powinieneś” – zwie się ten wielki smok. Ale duch lwa mówi: „Chcę”. „Powinieneś” zagradza mu drogę, iskrzący się złotem łuskowiec, a na każdej łusce lśni złociście: „Powinieneś”. Tysiącletnie wartości lśnią na tych łuskach, a zatem powiada najmocarniejszy ze wszystkich smoków: „Wszelka wartość rzeczy – ona to lśni na mnie. Wszelka wartość została już stworzona, a wszelka stworzona wartość – to ja. Zaprawdę, nie powinno już istnieć żadne „Chcę”. Tak rzecze smok. [...] Tworzyć nowe wartości – tego i lew jeszcze nie potrafi. Ale stworzyć sobie wolność dla nowego tworzenia – oto, co potrafi moc lwa. Stworzyć sobie wolność i święte „Nie” nawet wobec powinności: do tego, bracia moi, trzeba lwa. [...] Ale powiedzcie, bracia moi, cóż takiego potrafi dziecko, czego nawet lew nie potrafi? Czemu lew-grabieżca musi stać się jeszcze dzieckiem? Niewinnością jest dziecko i zapomnieniem, rozpoczynaniem od nowa, grą, kołem, co samo z siebie się toczy, pierwszym ruchem i świętym, wymówionym „Tak”1.

W opowieści Nietzschego wielbłąd jest zwierzęciem, które nie jest zdolne do buntu i wypowiedzenia słowa „nie”. Świadomość ludzka na tym etapie rozwoju, procesu stawania się, jest zniewolona, uwikłana w zastaną, zapożyczoną wiedzę. Lew, w którego musi przemienić się wielbłąd, to zwierzę ustanowione na buncie; lew pozbawiony jest lęku i gotowy do kontestacji, do wyrażenia swojego sposobu życia i myślenia. Lew jest wolny, wypowiada „nie” nakazowi: „powinieneś”. Ostatnim etapem rozwoju człowieka jest dziecko. Dziecko wypowiada święte „tak”. Dziecko jest niewinne, wypowiada „tak” w zaufaniu i miłości. Taka postawa to najwyższy stopień świadomości, wychylenie się ku temu, co boskie. Na tym etapie możliwa jest prawdziwa wolność: od narzuconej wiedzy, nakazów, przykazań, moralności. Człowiek staje się swoim własnym panem, a wiedza płynie z jego wnętrza i on sam kieruje zapośredniczeniami tej wiedzy. Ale aby być wolnym, człowiek musi najpierw stać się buntownikiem, zrzucić z siebie ciężar tradycji, moralności, przesądów, religii. Etap buntownika nie jest celem ostatecznym, ale koniecznym przejściem na drodze przemiany. Co najważniejsze, etap buntu zakłada konieczność podjęcia działań. Bunt jest bowiem „budzeniem ze snu”, czynieniem, które umożliwia życie, jest splotem wiedzy i samowiedzy ludzkiej. Jest wymiarem czynu Prometeusza wobec i dla ludzi:

Nadzieję zaszczepiłem ślepą w jego głowie.

[...] Prócz tego jeszczem ogień przyniósł człowiekowi.

[...] Niejeden przezeń sztuki znajomość zdobyli2.

Bunt bowiem łączy w sobie wymiar zdobywania wiedzy i umiejętności, jak również wymiar jej kontestowania i tworzenia na nowo:

O ludzkiej posłuchajcie niedoli, o czynie

Tym moim, który głupich na mędrce przemienił

I ducha w nich rozbudził3.

Postawa i czyn Prometeusz zakłada jeszcze jeden, bardzo istotny aspekt – Prometeusz w dramacie Goethego mówi: „Krąg działaniem moim wypełniony! Nic mniej i nic nadto!”4. Taki rodzaj buntu proponował także Max Stirner, który wzywał do odwagi uczynienia samego siebie najważniejszą sprawą życia. Pisał: „Nie uciekajcie się więc do marzeń, wyobrażeń, czy pojęć. Pytajcie się o Siebie i Siebie pytajcie”5. To pytanie o siebie zakłada dla Stirnera „Swojość” – podążanie za własnym pragnieniem, działaniem dla siebie. Swojość to siła twórcza, zdobywanie wiedzy przez jej kontestację, to negocjacja z tradycją i kulturą, to wprowadzanie wciąż nowych jakości na styku nowatorstwa i tradycji, konsekwencji i przypadku. Bunt jest drogą do wolności, a wolność „uczy jedynie: oderwijcie się, uwolnijcie od tego, co uciążliwe, nie uczy Was tego, czym sami jesteście. Precz! Precz! – brzmi jej hasło; a Wy, żarliwie posłuszni jej wołaniu, pozbywacie się nawet Was samych, zapieracie się samych siebie. Lecz Swojość przyzywa Was na powrót do Was samych, mówiąc: Przyjdź do siebie!”6. Kto będzie swój własny, ten będzie prawdziwie wolny, a nie tylko pragnący wolności. Bunt jest aktem samoafirmacji, zerwaniem z uległością wobec zastanej wiedzy, przejęciem władzy nad samym sobą, nad własnymi myślami7. W tym sensie bunt jawi się nie tylko jako niechęć wobec przeszłości i zastanego porządku teraźniejszości – ale może przybrać postać indywidualnego, uczynionego zawsze we własnym imieniu przełamywania aktualnych poglądów, tworzenia nowatorskich interpretacji, może być też powrotem do zarzuconych w poprzednich epokach idei. Bunt jawi się tutaj jako jednostkowa, partykularna aktywność podmiotu – krąg działaniem naszym własnym wypełniony, ten krąg to miejsce egzystencjalnej transformacji, gdzie mieści się życie, sztuka i polityka. Bunt jest i musi być jednocześnie tworzeniem, analizą doświadczenia wewnętrznego twórcy, interpretacją aktu tworzenia i stworzonego przedmiotu – interpretacją podejmowaną wciąż na nowo.

Myślę, że każdy buntownik to humanista przewrotu. Kim jest humanista przewrotu? To filozof. Humanista przewrotu jest tym, kim Nietzsche nawołujący: „Do nas pozory! Bądźmy oszustami i upiększycielami rodzaju ludzkiego! Nietzsche chce teraz, by uczony będąc panem siebie posługiwał się tego rodzaju językiem: w tym sensie podejmuje tajemne przedstawienie politycznej mistyfikacji, jaka musi przejść w ręce filozofów”8. Działa tu pozytywne pojęcie fałszu jako pozoru, uwewnętrzniające wszelkie problemy istnienia. Według Nietzschego mistyfikacja nie jest sposobem postępowania władcy, mistyfikacja jest podstawą istnienia. Jeśli założymy, że jedyny byt nam zagwarantowany, to byt, który się przedstawia, dojdziemy do wniosku, że jest to byt zmieniający się, nietożsamy ze sobą, całkowicie relatywny. Nietzsche mówi, iż nihilizm jako bierność, pasywność, zapadnięcie w śmiertelną ciszę, ujawnia się w momencie, gdy wyczerpuje się moc wynajdowania nowych fikcji i siła ich interpretowania. Jeśli filozof potrafi wyciągnąć wnioski z kulturowych i społecznych przemian i procesów, wtedy kryteria postawy poznawczej i moralnej zależą od interpretacji człowieka oraz od jego fantazmatów, które uzewnętrzniają się pod postacią pozorów. Niezdolność do wynajdowania pozorów to symptom degeneracji. Siła wytwarzania i wynajdywania pozorów wspierana jest przez popęd, który wytwarza własne fantazmaty i potrafi je interpretować. „Nie istnieje nic poza popędami z istoty swej wytwarzającymi fantazmaty”9. Pozór nie jest wytworem fantazmatu, lecz jego reprodukcją, którą człowiek pokonując popędy, sam sobie stwarza. Pozór staje się w rękach filozofa oszusta, humanisty przewrotu chcianą reprodukcją fantazmatów niechcianych, zrodzonych z życia popędowego. „Jednak fantazmat jako taki nie mógłby oznaczać czegokolwiek poza czasem intelektu, poza jego wymiarami: jest czymś monstrualnym, co nabiera kształtów jedynie dzięki określeniu granic nie-zrozumiałego. To, co dla intelektu zależne jest od ciągłości – w postaci powiązania przyczynowo-skutkowego – w przypadku fantazmatu pozbawione jest uprzedniości: gest, działanie, zdarzenie, których pozostałością jest fantazmat, mający zarazem walor gestu, działania, zaszłego czy przyszłego zdarzenia. Otóż, istnieje tylko jeden mediator zdolny wyrazić to, czego «chce» fantazmat: właśnie sztuka w oparciu o swe konwencjonalne metody restytuuje we własnych postaciach warunki popędowych intensywności, jakie utworzyły fantazmat. Pozór jest w stosunku do intelektu licencją, jaką ten przyznaje sztuce: ludyczne zawieszenie zasady rzeczywistości”10. Wedle Nietzschego opór nauce i poznaniu stawił popęd stadny jako zasada rzeczywistości – punkt graniczny, poza którym otwiera się chaos, w jakim pogrąża się rodzaj ludzki. Pojęcie „rozwartości” jako prawdy pozostaje na zawsze niemożliwe dla życia, a prawda jest wyłącznie błędem, choć koniecznym, by żywi mogli przetrwać.

Dwa mity kształtowały literaturę i sztukę od zarania – mit przedstawienia rzeczywistości, imitacji, naśladowania i odtwarzania oraz mit indywidualności twórczej, ekspresji, wyrażania rzeczywistości wewnętrznej. A jeśli jest tak, że sztuka sytuuje się po tej samej stronie, co rzeczywistość? Może wystarczy posłuchać Lacana, gdy mówi, że rzeczywistości nie da się przedstawić, że jest ona niemożliwym, którego nie można dosięgnąć, bo wymyka się dyskursowi? Może więc trzeba uznać sztukę za jeszcze jedną rzecz, działającą w świecie na swoich własnym prawach, odrębnych od rzeczywistości? Może trzeba zapytać, czy Platon zamykający bramy swego państwa przed poetami nie był im podobny, snując jedynie historię? Czy poprzez to, iż posługiwał się językiem, nie wytwarzał takiej samej fikcji? Logos jest tym samym, co mythos. Innym, bo powtórzonym, ale wciąż tym samym. Filozof jest buntownikiem nawołującym do tworzenia sztuki, a sztuka jest interpretacją, a interpretacja fikcją równą rzeczywistości. Bunt rozumiany jako humanistyka przewrotu oznacza z jednej strony rozczarowanie bytem i konieczność upiększania go, z drugiej zaś – zakorzenienie w rzeczywistości i realności.

Wiele już słyszałam i czytałam interpretacji Performera Jerzego Grotowskiego. Chodzi mi przede wszystkim o ten fragment: „Jestem nauczycielem Performera (używam liczby pojedynczej: Performera). Nauczyciel – jak w rzemiosłach – to ten przez kogo nauczanie przychodzi: nauczanie trzeba otrzymać, ale tylko osobisty może być fakt, jak praktykant na nowo odkrywa je i w nim się pamięta. A jak sam nauczyciel poznał nauczanie? Przez inicjację – albo kradzież. Performer to stan istnienia”11. A także o to, że „poznanie to sprawa czynienia”, że trzeba mówić uczniowi-praktykantowi: „zrób to”, że „zrozumie, kiedy zrobi” i że na pewnym etapie rozwoju ucznia nauczyciel może zniknąć. A ja chcę tylko powiedzieć, że dla mnie znaczy to tyle, co dać komuś narzędzia i nakłonić go, by użył ich w akcie buntu. Ofiarować mu narzędzia z przestrzeni filozofii, kolejnych dziedzin wiedzy, ofiarować mu muzykę, teksty piosenek, wiersze, obrazy – to, co mamy i powiedzieć tylko: weź to do kręgu Twojej wolności, zbuntuj się i zrób z tym, co chcesz. A w pewnym momencie zniknę, jak Diogenes, „by nie zasłaniać Ci słońca”.

Brzmi jak manifest? Niech tak właśnie brzmi – choćby dlatego, że żaden manifest nie zachowuje się długo w ciągłości tradycji...

O autorze »

  • 1. Fryderyk Nietzsche: To rzekł Zaratustra. Książka dla wszystkich i dla nikogo, przełożyli Sława Lisiecka, Zdzisław Jaskuła, Biblioteka Gazety Wyborczej, Wrocław 2005, s. 21–22.
  • 2. Ajschylos: Prometeusz skowany, przełożył Jan Kasprowicz, TAiWPN Universitas, Kraków 2002, s. 18.
  • 3. Tamże, s. 27.
  • 4. Johann Woflgang Goethe: Prometeusz, przełożył Stefan Lichański, [w:] tegoż: Dramaty wybrane, t. 1, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1984, s. 223.
  • 5. Max Stirner: Jedyny i jego własność, przełożyli Joanna i Adam Gajlewiczowie, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995, s. 188.
  • 6. Tamże, s. 191.
  • 7. Zob. Piotr Laskowski: Szkice z dziejów anarchizmu, Muza, Warszawa 2006, s. 176.
  • 8. Pierre Klossowski: Pozór filozofa oszusta, fantazmat i zasada rzeczywistości, przełożył Bogdan Banasiak, „Colloqiua Communia” 1988 nr 1–3, s. 79.
  • 9. Tamże, s. 80.
  • 10. Tamże, s. 80.
  • 11. Jerzy Grotowski: Performer, [w:] tegoż: Teksty z lat 1965–1969. Wybór, wybór i redakcja Janusz Degler, Zbigniew Osiński, Wiedza o Kulturze, Wrocław 1999, s. 214.