2011-03-27
2021-02-23
Małgorzata Bryl

Rok Jerzego Grotowskiego – u źródła zmian narracji

Tekst wygłoszony podczas otwartego seminarium dyskusyjnego: „Grotowski – inne spojrzenia”, które odbyło się w Instytucie im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu w dniach 17–18 czerwca 2010 roku.

Czy ten człowiek może nam być bliski?

Tym, którzyśmy go nie widzieli i nie doznawali jego wdzięku.

Którzyśmy go nigdy nie czcili jak bożyszcza.

Którzy nigdy nie byliśmy i nie jesteśmy jego uczniami1

„Grotowski zniknie jak kamień wrzucony do jeziora”

Małgorzata BrylPokolenie Jerzego Grotowskiego widziało na własne oczy, jak jego dokonania i propozycje znajdowały oddźwięk w różnych częściach świata, zapewniając twórcy międzynarodowe uznanie. Proces ten na pewno stanowił dla ówczesnego obserwatora samoistny fenomen, ale jednocześnie pozostawał ściśle związany ze swymi czasami – okresem niezwykle intensywnych poszukiwań artystycznych. Paradoksalnie bowiem, jak mówił Ludwik Flaszen w jednym z wywiadów przeprowadzonym z nim podczas Roku Jerzego Grotowskiego, w PRL-u, gdzie ciążył socrealizm i mocno dawało się we znaki ograniczenie wolności i swobód artystycznych, powstała „wielka kultura o światowym rezonansie”. To właśnie na ten okres przypada eksplozja twórczości artystów, których przypominał Flaszen: „W poezji – Różewicz, Herbert, Szymborska, nie licząc pięknego rozwoju starych, jak Przyboś, Iwaszkiewicz, Jastrun. W kinie: Wajda, Munk, Kawalerowicz, Has, Kieślowski. W teatrze: Kantor, Swinarski, Jarocki, no i Grotowski. Józef Szajna, cała plejada plastyków, scenografów. W muzyce też”2.

Inny aspekt fenomenu twórczości Grotowskiego wiąże się z faktem, że zyskała ona tak wielki rozgłos, mimo że nie udało się jej nigdy poddać jednoznacznym klasyfikacjom. „«Dzieło Grotowskiego», jeśli wolno tak powiedzieć, rozniosło się w świecie szerokim echem. Jest to tym bardziej zadziwiające, że Grotowski nie jest autorem i reżyserem własnych sztuk (jak Brecht) ani też autorem, aktorem, reżyserem i nauczycielem aktorstwa (jak Stanisławski) ani nawet reżyserem niezwykle popularnych spektakli (jak Brook)”3. „Charakter duchowy” twórczości Grotowskiego – jak pisał Richard Schechner – sprawiał, że były to poszukiwania wychodzące poza teatr i sztukę, co nie oznacza, że artysta nie poruszał się także w tych dziedzinach. Jego nowatorska jak na tamte czasy praca wprowadzała wszystkich jej świadków w coś, co można by nazwać sztuką życia. Niezwykle żmudne i długie poszukiwania Grotowskiego odsłaniały kolejne etapy konsekwentnie kontynuowanej przez całe życie pracy charakteryzowanej przez badaczy jako „żarliwa wiara”, „żarliwy bunt”, „bardzo intensywne, bohaterskie dążenie”4. Jego działania zdawały się dotyczyć całej ówczesnej rzeczywistości, penetrować każdą jej część i określać człowieka we wszystkich aspektach jego życia. Stanowiły siatkę ideologiczną, która zdaniem wielu idealnie pasowała do ówczesnej rzeczywistości. W związku z tym Grotowski swojemu pokoleniu nie jawił się wyłącznie jako prekursor pewnych metod badań5, które my dziś potrafimy oddzielić od całości inwentarza narzędzi współczesnej humanistyki, ale jako mistrz, przewodnik duchowy prezentujący uniwersum metod. „W latach siedemdziesiątych zakrojone na szerszą skalę poczynania Instytutu Laboratorium umożliwiły styczność z Grotowskim wielu przedstawicielom młodszego pokolenia, którzy nierzadko traktowali go jako duchowego przewodnika” – pisał Grzegorz Ziółkowski, dowodząc zarazem, że „poszukiwania Grotowskiego w domenie kultury czynnej trafiały w żywą potrzebę osób kultywujących kontrkulturowy etos”6.

W dzisiejszych czasach poczucie aktualności Grotowskiego zdecydowanie osłabło. Nowemu pokoleniu, które nigdy nie miało szans go poznać, nie jawi się on już jako prekursor lub mistrz pokazujący jedyną drogę. Przede wszystkim jednak to, co kiedyś było świeże i nowatorskie w jego naukach, dziś spowszedniało i weszło w obieg kultury masowej. Na fakt ten wskazuje Flaszen w cytowanym już w wywiadzie: „To, co w naszym pokoleniu, szczególnie dla Grotowskiego, było stymulujące, otwierało atrakcyjne terytoria, dziś stało się uniwersytecką formułą albo weszło do kultury masowej. Sacrum, od którego niezależnym, twórczym specjalistą i którego praktycznym badaczem był Grotowski, dziś jest wszędzie, w różnych postaciach, naukowych, instytucjonalnych, pozainstytucjonalnych, weszło do języka potocznego, pełno o nich w gazetach. Tych «sacrumów» mamy bez liku. Joga, która wtedy, zwłaszcza w Polsce, była oryginalną drogą poszukiwań duchowych przez praktyki ciała – niezwykle płodna w pracy aktora – dziś zeszła do gabinetów kosmetycznych dla pań, a mantra – święta formuła hinduska w praktykach duchownych [!] – weszła do języka potocznego”7. Grotowski zatem jest dziś obecny w naszej świadomości, ale jakby podświadomie. Używamy jego formuł i technik, często zapominając ten „adres pierwowzoru”. Szczególnie widoczne jest to na uczelniach praktycznych, gdzie używa się metod aktorskich zaczerpniętych od Grotowskiego, ale nie wspomina się ich twórcy. Kiedyś – jak dowodzi Flaszen – „w pracy nad głosem obowiązywała techniczna formuła oddech-głos, dzisiaj rozpowszechniona jest – rodem z Grotowskiego – formuła ciało-głos. […] To, co grotowskie – często w kształcie rozwodnionym – bardzo się rozpowszechniło”8. To prawda, że dziś w zbiorowej świadomości wiedza na temat, kim był Grotowski i jakie są jego dokonania, jest bardzo rozmyta. W panteonie widnieje on jako wielki artysta, ale nie wiadomo, z jakiego powodu, jako zagadka, której nikt nie ma ochoty na nowo rozwiązywać i jako hasło encyklopedyczne, ilustrowane najczęściej zdjęciem Cieślaka w Księciu Niezłomnym.

Z drugiej strony w pokoleniu, które nie znało Grotowskiego (urodzeni w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych), jest także wiele osób, które w pełni świadomie poruszają się po tym terenie. Im Grotowski jawi się jako ten, kto pchnął pierwszy klocek domina, odkręcił zawór, poruszył tryb w kole, by mogło się ono kręcić. Jednak w dziedzinach, które zainicjował, od momentu jego śmierci zdążyło się już wiele wydarzyć. „Stanowi [on] – jak dowodzi Grzegorz Ziółkowski – punkt odniesienia dla twórców teatru poszukującego, którzy traktują jego dzieło jako etyczne wyzwanie i starają się dać mu osobistą odpowiedź”9. Ziółkowski w tym punkcie wymienia wielu artystów należących do powyższej grupy, zaczynając od dawnych współpracowników Grotowskiego – między innymi Jamesa Slowiaka i Jairo Cuesty z New World Performance Laboratory w Akron oraz oczywiście jego spadkobierców – Thomasa Richardsa i Maria Biaginiego z Workcenter of Jerzy Grotowski and Thomas Richards w Pontederze, a następnie przechodząc do twórców znających Grotowskiego przede wszystkim z dokumentów archiwalnych – między innymi Jarosława Freta, kierującego Teatrem ZAR we Wrocławiu, czy Natalki Połowynki i Serhija Kowałewycza z Majsterni Pisni ze Lwowa. Od czasu publikacji książki Ziółkowskiego grupa twórców nawiązujących i inspirujących się pracą Grotowskiego znacznie się powiększyła, działając częściowo pod patronatem Linii Promotorskiej Instytutu im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu.

Grotowski - inne spojrzeniaJako pokolenie nieznające Grotowskiego mamy zatem liczne drogi odwołań. Sytuacja wskazująca, że nie ma on już monopolu na pewien przekaz, stała się faktem. Uderzająca jest w tym kontekście celna wypowiedź Richarda Schechnera, który dziesięć lat temu przewidywał: „Metody Grotowskiego są dużo bardziej spójne niż Artauda; wykształcił wielu ludzi albo miał na nich przemożny wpływ. Ale jego dziedzictwo jest w pewnym stopniu analogiczne do Artauda: nieuchwytne, choć potężne; jest «historią» otwartą na wiele interpretacji może bardziej nawet niż «systemem». Grotowski zniknie jak kamień wrzucony do jeziora. Poznamy go po kręgach na wodzie”10.

Jednak odbiór Grotowskiego i jego dzieła nigdy nie był jednowymiarowy. Istnieje wszak i druga, ciemniejsza jego strona związana z faktem, że już za życia twórcy jego działalność była ostro kwestionowana. Artysta został zaakceptowany dopiero wtedy, gdy Teatr Laboratorium zdobył międzynarodowe uznanie, choć i długo potem, zarówno podczas pracy teatralnej jak i wszystkich późniejszych etapów pracy twórczej, spotykał się on z jawnymi i ostrymi zarzutami o szarlatanerię, świętokradztwo, a gdy ostatecznie opuścił kraj w stanie wojennym także o ucieczkę. Można powiedzieć, że ową „czarną legendę” już za swojego życia Grotowski fundował sobie na własne życzenie. Unikanie wywiadów oraz zamykanie swojej pracy, niedopuszczanie do niej świadków z zewnątrz, a także dążenie do jak najpełniejszej kontroli nad tym, co i jak się o nim mówi i pisze powodowały, że jego działalność była nierozumiana, a luki informacyjne wypełniały opowieści mniej lub bardziej odbiegające od prawdy. „Grotowski podróżuje do Azji Środkowej, Indii i Chin, gdzie spotyka «wybitnych ludzi», zgłębia nauki ezoteryczne, praktykuje jogę, kształtuje swe poglądy na życie człowieka. Później jeszcze kilkakrotnie zostawia swych kolegów, znika z pola widzenia i jedzie do Azji, albo podróżuje po Ameryce. Kiedy pojawia się z powrotem w Nowym Jorku, Warszawie czy Wrocławiu, jest odmieniony, ale nie dowiemy się, co doprowadziło do tej odmiany. Jego życie jest konstrukcją, autobiografią, na którą składają się czyny i skutki raczej niż słowa i objaśnienia”11 – pisze we wspomnianym już tekście Schechner. To dlatego Ziółkowski w swojej przytaczanej już książce zauważa, że „postawa [Grotowskiego] polaryzowała odbiorców, nie pozwalała pozostać letnim, pośrodku”, a potem podkreśla: „Sprzeczne jakości, takie jak: podejrzliwość w stosunku do słowa, które unieruchamia przeżycie, i wytrwałe komentowanie własnych poczynań oraz pieczołowitość, postrzegana przez niektórych jako drobiazgowość w traktowaniu własnych słów zapisanych stapiały się w Grotowskim w jedno”12. rzy czym należy tu zauważyć, że nawet jeśli twórca ten całe życie z niesamowitą skrupulatnością i kondensacją słów wypowiadał się o swojej działalności, zwykle zresztą raczej o to poproszony, niż z własnej inicjatywy, to nie można nazwać tego „wytrwałym komentowaniem”. Dostępne w tej chwili teksty i wypowiedzi Grotowskiego są efektem redakcyjnego wysiłku wielu badaczy, sam z kolei twórca nie aspirował (przynajmniej od pewnego momentu) do tego, by pozostawić po sobie napisaną schedę. W swej działalności przypominał Sokratesa – mistrza słowa, który nie napisał żadnej książki. Grzegorz Ziółkowski zebrał określenia, przy pomocy których różni badacze próbowali opisać Grotowskiego13 „polityk apolityczności”, „terapeuta ludzi zdrowych”, „kontestator z partyjną legitymacją”, „bluźnierca”, „sztukmistrz”, „heretyk”, „eksplorator”, „szmugler”, „kameleon”, „szaman”. Lista ta ma dowieść, że „Grotowski jawi się jako twórca trudny do przyszpilenia – wymykający się jednoznacznym kategoryzacjom”14. To niewątpliwy fakt, ale pozostaje jedna wątpliwość, czy nie należałoby zastosować w tym zdaniu czasu przeszłego? Rzeczywiście „Grotowski jawił się” w ten sposób kiedyś, ale dziś podział na tych, dla których Grotowski był mistrzem i tych, którzy uważali go za hochsztaplera zdecydowanie nie jest już tak ostry. O ile kiedyś, za życia twórcy Teatru Laboratorium, rzeczywiście nie można było „pozostać letnim, pośrodku”, o tyle dziś zdaje się być to postawą większości badaczy młodszego pokolenia. Osobiście nie widzę w tym problemu, ale po prostu szansę na inny, nowy wymiar badań. Uczestnicy seminariumDawne spory są już za nami i, choć istnieją one w naszej świadomości, to bardziej jako zjawisko historyczne. Dziś żaden z debiutujących artystów i badaczy nie nazwie Grotowskiego „żigolakiem kultury”, jak zwykł wyrażać się o nim Tadeusz Kantor15. Nawet jeśli debiutant separuje się od Grotowskiego, to ma świadomość, że wkład tego badacza w sztukę teatru XX wieku jest bezapelacyjnym faktem historycznym. W związku z tym sądzę również, że stuprocentowa separacja też jest niemożliwa. Śmiem twierdzić, że gdyby pojawił się jakiś ideologiczny potomek Bronisława Wildsteina, nie znalazłby w swoim pokoleniu adwersarzy broniących Grotowskiego z równą siłą co kiedyś. A to dlatego, że wszystko jest dziś wobec dzieła Grotowskiego „letnie i pośrodku”. „Grotowski stał się więc ikoną. Jego osiągnięcia starają się zgłębić fachowcy, dla pozostałych stanowią one «dobro wspólne», które asymilowane jest powierzchownie, bez wdawania się w niuanse, choć od czasu do czasu kwestionowane, co odpowiada logice świata rządzonego przez mass media i polityczny pragmatyzm”16 – konkluduje Ziółkowski w swej książce.

Naszkicowana powyżej sytuacja jest wynikiem nieuchronnych przemian społecznych, artystycznych, politycznych. Nie każdy jednak potrafił odnieść się krytycznie do przyszłości dorobku Grotowskiego. „Kiedy ktoś wyjątkowy robi coś niepowtarzalnego, jego praca nie może po prostu zniknąć. Ponieważ odznacza się wielką intensywnością, jej oddziaływanie trwa jeszcze długo, a ludzie towarzyszący jej z bliska są zainspirowani nią do tego stopnia, że przenoszą ją dalej i ożywiają przez długi czas”17 – mówił w 1999 roku Peter Brook w rozmowie z Marią Zmarz-Koczanowicz. Z wypowiedzi tej w sposób prosty wynika, że za „zarażanie młodych” tradycją Grotowskiego mieliby być odpowiedzialni jego współpracownicy. Jeżeli w ten sposób postawić sprawę, to stanie się jasne, że pokolenie to poniosło sromotną klęskę w „przenoszeniu dalej i ożywianiu przez długi czas”. Jesteśmy bowiem dopiero pierwszym pokoleniem, które nie znało Grotowskiego, a już nie jest on dla nas aktualny w równie silny i globalny sposób jak w przypadku pokolenia wcześniejszego. Jak zatem owa aktualność miałaby utrzymać się do dwudziestej, pięćdziesiątej rocznicy jego śmierci lub jeszcze dalej?

Diagnozując w ten sposób sytuację, chcę jasno powiedzieć, że nie potrzeba nam dziś poszukiwania winnych tego, że Grotowski stracił w naszych oczach pewną, specyficzną aktualność. Jedyne, czego nam trzeba, to raczej zadanie sobie pytania: co ja mogę uczynić, by go odkryć dla siebie, na nowo. W tej sytuacji potrzebna jest swoboda poruszania się w płaszczyźnie dokumentacji działalności i biografii Grotowskiego oraz wolność czynienia. Tu właśnie pojawia się faktyczny problem.

Skala przedsięwzięcia

Jeszcze zanim się rozpoczął, już budził tyle samo entuzjazmu, co obaw. Napełniał dumą i radością organizatorów, ale też budził wątpliwości, czy jest jeszcze dzisiaj miejsce na podejmowanie tak wielkiego przedsięwzięcia. Nawet teraz, gdy spoglądam na podłogę zaścieloną najrozmaitszymi ulotkami, programami, artykułami i fotografiami pochodzącymi z obchodów Roku Jerzego Grotowskiego, nie potrafię odnaleźć wspólnego sensu w tym różnobarwnym kolażu wydarzeń. Retrospekcja z lotu ptaka jak i żmudne zagłębianie się w setki mikro-sytuacji całego roku nie owocują zadowalającą syntezą, nie prowadzą do odpowiedzi na pytanie, co tak naprawdę wynika z Roku Grotowskiego.

Przyjrzyjmy się zatem tylko jednemu wątkowi: temu, jak zarysował się profil narracji o Grotowskim podczas jubileuszowych konferencji naukowych w Polsce. Zdaję sobie sprawę, że jest to tylko jeden z wielu wątków możliwych do podjęcia przy analizie wydarzeń roku 2009 ogłoszonego przez UNESCO Rokiem Jerzego Grotowskiego, ale zarazem właśnie temat narracji wydaje mi się szczególnie wart uwagi w interesującej mnie perspektywie współczesnej sytuacji recepcyjnej.

W ramach obchodów jubileuszu odbyły się w Polsce cztery duże sesje naukowe, zorganizowane z inicjatywy Instytutu im. Jerzego Grotowskiego w trzech polskich ośrodkach: we Wrocławiu, Krakowie i w Warszawie.

Grotowski: co było, co jest. I co jest do zrobieniaGrotowski: samotność teatru. Dokumenty, konteksty, interpretacjeSłowacki i Grotowski. Kości mi wewnętrzne połamał...Grotowski: narracje

 

Sesja inauguracyjna „Grotowski: co było, co jest. I co jest do zrobienia” odbyła się we Wrocławiu w dniach 12–15 stycznia 2009. Zgromadziła ona największe grono współpracowników Jerzego Grotowskiego z różnych etapów jego działalności. W jej programie znalazła się uroczystość wręczenia Ludwikowi Flaszenowi, Zygmuntowi Molikowi oraz Renie Mireckiej Medali „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Ponadto dziesiątej rocznicy śmierci Jerzego Grotowskiego towarzyszył koncert „Songs for Grot” w wykonaniu baulów z Bengalu Zachodniego (Indie), dwie wystawy: „Półwiecze Teatru Laboratorium” i „Proch. Apocalypsis cum figuris na fotografiach Maurizia Buscarino”, a także spotkanie z Peterem Brookiem poświęcone jego książce With Grotowski. Theatre is Just a Form.

Kolejnym punktem polskiej narracji była zorganizowana w Krakowie w terminie 25–27 marca sesja „Grotowski: samotność teatru. Dokumenty, konteksty, interpretacje”, podczas której wystąpili m.in. współpracownicy Grotowskiego z okresu Teatru Źródeł. W nawiązaniu do pracy antropologicznej Grotowskiego zostały wyświetlone dwa filmy dokumentalne Grotowski in Bengal w reżyserii Elżbiety Dziuk-Renik i Krzysztofa Renika oraz Osun Osogbo (2), la forêt et l'art sacrés des Joruba w reżyserii Pierre’a Guicheney’a.Program obejmował także spotkanie poświęcone książkom Tadeusza Kornasia Aniołom i światu widowisko. Szkice i rozmowy o teatrze (Kraków 2009) oraz Grzegorza Ziółkowskiego Guślarz i eremita. Jerzy Grotowski: od wykładów rzymskich (1982) do paryskich (1997–1998) (Wrocław 2007), sprawozdanie z rekonesansu na Haiti, odbytego przez Leszka Kolankiewicza, Józefa Kwaterkę i Grzegorza Ziółkowskiego w dniach 8–15 lutego 2009 oraz Orędzie Ludwika Flaszena na Międzynarodowy Dzień Teatru.

Przedostatnia sesja „Kości mi wewnętrzne połamał. Słowacki i Grotowski – rekontekstualizacje” odbyła się w dniach 10–11 grudnia we Wrocławiu. Konferencji towarzyszyła premierowa prezentacja pieśni ze spektaklu Teatru ZAR Anhelli. Wołanie oraz projekcja odrestaurowanego filmu dokumentującego spektakl Książę Niezłomny Teatru Laboratorium.

Ostatnim punktem naukowego programu jubileuszowego roku była sesja „Grotowski – narracje”, zorganizowana w Warszawie w terminie 14–15 stycznia 2010. Program obejmował również prezentację dokumentu Il Teatr Laboratorium di Jerzy Grotowski w reżyserii szwedzkiej dokumentalistki filmowej Marianne Ahrne. Podczas konferencji został pokazany też zapis filmowy (Action in Aya Irini) dzieła „Action” Thomasa Richardsa, nad którym prace rozpoczęły się w 1994 roku i trwają do dziś. Sesja ta była także jedynym polskim wydarzeniem oficjalnych obchodów jubileuszu, na którym pojawił się drugi obok Maria Biaginiego prawny spadkobierca dzieła Jerzego Grotowskiego – Thomas Richards18.

Rok wielkich rozczarowań

Współczesny dwudziestolatek i trzydziestolatek mierzy się dziś z Grotowskim na styku dwóch płaszczyzn czasowych. Z jednej strony uczestniczy jeszcze w opowieści o nim, z drugiej zaś, jako człowiek, który nie miał okazji go już poznać, znajduje się w procesie wpisywania twórcy Teatru Laboratorium w historię. Znajduje się w niezręcznej sytuacji przybysza, który zjawił się jednocześnie za późno i za wcześnie. Tego rodzaju rozdarcie, jak pisałam wcześniej, choć naturalne i nieuniknione, w dziesięć lat po śmierci Grotowskiego nastręcza trudności we współczesnym jego odbiorze przez pokolenie najmłodsze. Położenie między Grotowskim „opowiadanym”, a Grotowskim zyskującym status „człowieka opowiedzianego” jest również nader trudne dla współczesnych badaczy. Z tą oczywistą, ale jednak poważną, a może nawet i niemożliwą do obejścia przeszkodą musi zmierzyć się dziś każdy, kto pragnie zgłębić wiedzę na temat dorobku Jerzego Grotowskiego.

Spotkanie poświęcone Teatrowi Źródeł, Kraków 27.03.2009Z drugiej strony bowiem nad dorobkiem Grotowskiego wciąż zasiada jego pokolenie, dla którego najważniejsza jest tradycja, fakty, wspomnienia licznych przygód i zdarzeń – owoce dawnej współpracy z Grotowskim. W dziesięć lat po śmierci twórcy Teatru Laboratorium najważniejsze jest dla nich danie świadectwa swym przeżyciom. Bez względu na to, czy mają one jakąkolwiek dzisiaj wartość i sens, oni „wiedzą swoje”. Anegdotyczne opowieści kombatantów (niejednokrotnie mniej lub bardziej podkoloryzowane) rzekomo oddające siłę oddziaływań pracy z Grotowskim, w rzeczywistości są licytowaniem się, kto odegrał większą rolę w życiu „polskiego mistrza”. Biorąc pod uwagę wcześniejsze wnioski, aktualność wyrażenia „polski mistrz” w stosunku do Grotowskiego również jest wątpliwa. Grotowski może być i jest mistrzem dla swojego pokolenia, ale zdaje się ono nie zauważać, że nie jest to już dziś sytuacja dostępna wszystkim. Niepełne zdanie sobie sprawy z obecnej sytuacji percepcyjnej jest tym bardziej uderzające, gdy pokolenie to w narracji o Grotowskim wykorzystuje analizy naukowe dokonane dziesięć lub nawet kilkadziesiąt lat temu. Z uporem dokonuje się więc tych samych pseudo-analiz, symulując rozkładanie na czynniki kontekstów, które już dawno zostały zbadane i powtarzając słowa ze swoich, ogólnodostępnych publikacji, by w następstwie z pełnym zadowoleniem konstatować: „już tak wiele zostało powiedziane, że nie ma o czym mówić”. Tymczasem sytuacja jest krytyczna, bo obracanie się w przeświadczeniu, że już wszystko zostało powiedziane, to zabójstwo dla przedmiotu badań.

To zabójstwo zostało niestety już popełnione. Podczas jubileuszu, dziesięć lat po śmierci Grotowskiego młode pokolenie zobaczyło nie żywą, polaryzującą odbiór postać, ale szanownego trupa, same zaś obchody przypominały drętwą stypę, na której o zmarłym mówi się dobrze, albo wcale. Śladowe i ogólnikowe wypowiedzi dotyczące planów na przyszłość i sposobów prowadzenia badań, a przede wszystkim brak autorefleksyjnego komentarza u finału całorocznej, jubileuszowej narracji tylko pogorszyły ten obraz.

Oczywiście taki sposób traktowania bohatera jubileuszu nie jest właściwy tylko dla obchodów Roku Jerzego Grotowskiego, ale to właśnie on najdobitniej pokazał problem współczesnej recepcji twórcy Teatru Laboratorium – uwypuklił braki w narracji naukowej o Grotowskim, oddał szumy komunikacyjne na styku pokoleniowym, pokazał, że współczesna recepcja tego twórcy jest zjawiskiem niezwykle złożonym. Z drugiej strony, patrząc na dzisiejszy postęp badań i narracji, można powiedzieć, że jubileusz ten w płaszczyźnie badań wyznaczył także linię demarkacyjną między pasywnością a działaniem oraz między brakiem świadomości a poczuciem odpowiedzialności. W tym kontekście. Rok Grotowskiego zakończył się pewnym sukcesem, bo uświadomił wszystkim, że trzeba samemu działać, a nie zrzucać odpowiedzialność na innych.

Wódka, koniak i purée

„Miał wielki wpływ na moje życie” – mówi podczas konferencji inauguracyjnej Else Marie Laukvik i na dowód siły, jaką zyskała od swojego mistrza, zaczyna śpiewać. „Wyzwolił mnie, nadał sens mojemu życiu i pracy” – wyznaje podczas tej samej sesji Jennifer Kumiega wymieniając liczne przygody w pracy z Grotowskim. „Jego głos do dziś brzmi mi nie tylko w głowie, ale też w całym ciele” – wspomina Carla Pollastrelli podczas sesji warszawskiej. „Opowiem wam mój proroczy sen...” – zaczyna swą historię baul Tin Kori Chakraborty, który tworzy z leśnej bazy w Brzezince miejsce dawnych cudów. „Podczas pracy wielokrotnie przydarzały nam się irracjonalne przygody”– opowiada w Warszawie Marianne Ahrne, która swoje spotkanie z Grotowskim opisała jako spotkanie piłki i grającego nią anioła. Piłka początkowo krzyczy z przerażenia, ale w efekcie tego, co anioł z nią robi, uspokaja się i dziękuje.

Przykładem odsłaniania mechanizmów mitotwórczych skupionych wokół Grotowskiego był wykład-performance Leszka Kolankiewicza „Druga ojczyzna Grotowskiego: Haiti”19. Wygłoszony podczas sesji inauguracyjnej, gdy badacz – co trzeba podkreślić – z pełną świadomością odtwarzał legendę, nie skupiając się na faktach dotyczących podróży Grotowskiego na Haiti. Wypowiedzi widocznie sakralizujące postać Grotowskiego-mistrza z jednej strony jasno pokazują, że twórca ten rzeczywiście niejednokrotnie kreował wokół siebie aurę tajemnicy, ale z drugiej strony narracja zdominowana przez takie wątki mylnie ogranicza jego portret wyłącznie do obrazu szamana na tle metafizycznych zdarzeń. „Wspomnienia mają teoretyczną wartość” – stwierdza podczas inauguracji Georges Banu, opowiadając jak to Grotowski w restauracji zawsze zamawiał wódkę, koniak i purée. Ludwik Flaszen, który także uciekł się do praktyk mitotwórczych, mówiąc podczas sesji krakowskiej o przemianach w wyglądzie Grotowskiego, popiera w tym punkcie Georgesa Banu. „Apeluję o oddanie kolorytu tej postaci, jaką był Grotowski. Dominuje obraz Grotowskiego despoty i dyktatora, a przecież potrafił być także zupełnie inny” – mówił Flaszen, nawiązując do „metafory łuku tęczy”, która ma łączyć pokolenia właśnie dzięki tym – jak się wyraził – „świadectwom”. Tymczasem wątpliwy jest ten „koloryt Grotowskiego” w momencie, gdy wszystkie opowieści przedstawiły go w gloryfikującym i pozytywnym świetle. Jak widać rozmówcom chodziło o przeciwstawienie się rzekomo dominującemu w powszechnej świadomości „obrazowi Grotowskiego despoty i dyktatora”. Tymczasem nikt nie podjął wiwisekcji tych wątków, przeprowadzenia jakiejkolwiek argumentacji obalającej „czarną legendę” Grotowskiego. Co najważniejsze jednak, nie zadano sobie pytania, czy poczynania takie mają dziś jakikolwiek sens i aktualność – kto miałby dziś tworzyć „czarną legendę” Grotowskiego? Z góry założono, że w dzisiejszej percepcji Grotowskiego jest już tak źle, że zły czar należy pilnie odczynić. Skazano się tym samym na jałowe przekonywanie, donkiszoterię, muzealne i dramatycznie jednostronne idealizowanie.

Anegdotyczne opowieści, legendy i mity to nie jedyny typ narracji podczas jubileuszu. Byliśmy także świadkami mniej lub bardziej rozbudowanych referatów naukowych badaczy i znawców dzieła Grotowskiego. Niestety treść tych wystąpień najczęściej nie wykraczała poza zasób wiedzy w powszechnie dostępnych publikacjach. „Teatr dla Grotowskiego był środkiem, ale nie celem”, „Grotowski to mistrz, za którym można iść, ale nie można go imitować” – wystąpienie Richarda Schechnera podczas konferencji inaugurującej Rok Grotowskiego nie było niczym innym jak powtórką tego, co zostało stwierdzone dziesięć lat temu. To dziś już wszyscy wiemy. O wiele ciekawsze i ważniejsze jest rozważenie, w jaki sposób „można za Grotowskim iść” w momencie, gdy podajemy w wątpliwość fakt, że jest on dziś dla nas mistrzem. Zagłębianie się w szereg dawno odkrytych kontekstów nie umożliwiło namysłu nad tą kwestią. Grotowski a antropologia i performatyka w wystąpieniu styczniowym Marco de Marinisa oraz Grotowski a hezychazm Tihany Maravić podczas konferencji krakowskiej w marcu to tylko symulakra postępu naukowego. W rzeczywistości w konteksty te Grotowski był wpisywany i sam się wpisywał już podczas swej działalności. Dowody na związki i kontakty Grotowskiego z wieloma ludźmi w przeszłości – owoc wieloletniej pracy dokumentacyjnej Zbigniewa Osińskiego – były lejtmotywem każdej konferencji. Trudno odmówić badaczowi wkładu w rozwój badań nad dziełem Grotowskiego, ale czy jest to równoznaczne z koniecznością wielogodzinnej prezentacji tej pracy przed zebranym audytorium? Organizatorzy Roku Grotowskiego skazali się tym samym na wielki pokaz muzealny – tą znienawidzoną gablotę, za której szybą znajdują się nieuchwytne, historyczne dokumenty. W kontekście takich działań propozycja Flaszena, głoszona ni to żartem ni to serio, by badania nad dorobkiem Grotowskiego nazwać „grotologią”, jawi się rzeczywiście jako prosta konsekwencja zaistniałej sytuacji. Grotowski został zakleszczony w wąskim paśmie perspektyw, a klucz w postaci dawno wypracowanych metod tworzy iluzję uchwyconego przedmiotu analiz. Rzeczywiście jedyne, co pozostaje zatem, to usankcjonować naukę. Nawet jeśli to tylko żart, uderzające jest stanowisko badaczy pokolenia Grotowskiego, którzy na wspomnieniach i na długich procesach odtwarzań kontekstów w archiwach chcą opierać badania nad dorobkiem Grotowskiego. W związku z taką postawą Rok Grotowskiego zamiast połączyć oba pokolenia we wspólnym dyskursie, jeszcze wzmocnił dzielące je różnice. Grotowski zaś, zamiast wyjść z cienia człowieka zapomnianego, by znaleźć się w punkcie człowieka opowiedzianego na nowo, został bohaterem ciągu licznych anegdot. Tymczasem o wiele cenniejsze, przede wszystkim dla młodszego pokolenia, byłyby nie opowieści aspirujące do uczynienia Grotowskiego żywym, a raczej ten typ dyskursu, w którym jego dorobek zyskałby znów aktualność. Co komu po stypie dziesięć lat po śmierci mistrza? To tylko jedno z licznych pytań retorycznych, jakie narzucały się niemym obserwatorom, siedzącym w ostatnich rzędach pod ścianą.

Niestety wobec powyżej scharakteryzowanych postaw badawczych w narracji jubileuszowego roku zabrakło także autorefleksyjnego komentarza współczesnej recepcji, a co najważniejsze, nie padła odpowiedź na pytanie, jak wygląda perspektywa przyszłych planów badawczych. A przecież udzielenie jej postawili sobie za cel zarówno organizatorzy jak i referenci, między innymi podczas sesji inaugurującej o znamiennym w tym kontekście tytule „Grotowski: co było, co jest. I co jest do zrobienia”.

Grotowski: samotność teatru. Dokumenty, konteksty, interpretacjeZa próbę oddania specyfiki recepcji twórcy Teatru Laboratorium i jego dzieła można uznać referat Beaty Guczalskiej „Polskie środowisko teatralne wobec Grotowskiego”, który wygłosiła podczas sesji krakowskiej w marcu. Guczalska analizuje specyfikę odbioru Grotowskiego i to, w jaki sposób zmieniała się ona na przestrzeni jego życia. Zaczynając analizę od lat sześćdziesiątych, nim jego dzieło zyskało znaczny rezonans, Guczalska poddaje rzetelnej charakterystyce sposób odnoszenia się do jego działań zarówno w kręgu badaczy, jak i artystów. Omawia stosunek Tadeusza Kantora i Krystiana Lupy do pracy Grotowskiego, nie bojąc się używać w stosunku do jego dzieła i osoby bezkompromisowych określeń, których przecież wspomniani reżyserzy używali. W tym punkcie dochodzi do interesującej konkluzji, że na przestrzeni wielu twórczych odniesień do dzieła Grotowskiego najczęściej ostentacyjnie separowali się od niego ci, którzy paradoksalnie w pracy twórczej byli najbliżej niego, zaś fascynaci w rzeczywistości nie podążali jego drogą. Ważne, że Guczalska w imię rzetelności analizy nie patrzy na okoliczności wygłaszania tego referatu. Jako jedyna poddaje wiwisekcji tak zwaną „czarną legendę” Grotowskiego. Nie rozstrzygając ostatecznie, czy takowa legenda rzeczywiście istnieje, zauważa, że nie ma sensu polemizować dziś z pewnymi agresywnymi określeniami, których sam Grotowski był świadomy i których nie zwalczał. Patrząc przecież na losy jego aktorów oraz niektóre świadectwa jego współpracowników, którzy czuli się oszukani i opuszczeni – co także ukazał referat Guczalskiej – trudno uznać określenie „zimny i okrutny eksplorator” za wyssane z palca. Czasem mniej lub bardziej uzasadnione zarzuty w stosunku do dzieła i osoby tego twórcy są częścią jego historii, czy chcemy tego czy nie. Wypowiedź Guczalskiej stanowiła więc idealny punkt wyjścia do omówienia współczesnej recepcji. Autorka tego jednak nie uczyniła. Nawet jeśli sięga do Krzysztofa Warlikowskiego i jego stosunku do dorobku Grotowskiego, to zdecydowanie nie jest on już reprezentantem nowej siły reżyserskiej. Podobnie jak Grzegorz Jarzyna, a nawet już Jan Klata, Maja Kleczewska czy Michał Borczuch, należy on do kręgu artystów usankcjonowanych – nie do młodych rewolucjonistów. Ciekawe natomiast byłoby, gdyby tezę o buntownikach, którzy paradoksalnie są najbliżej Grotowskiego, skonfrontowała z dokonaniami debiutujących obecnie reżyserów. Weszłaby tym samym na pole współczesnego odbioru Grotowskiego przez najmłodsze pokolenie zarówno artystów jak i młodych badaczy.

Wracając do kwestii postawionego podczas konferencji inauguracyjnej pytania: „Co jest do zrobienia?”, należy ostatecznie podsumować, że odpowiedź nie padła wcale i to nie tylko podczas wspomnianej sesji, ale także na przestrzeni całego Roku Grotowskiego. Kończąc trzydniowe obrady spotkania inaugurującego, Mario Biagini – współdyrektor Workcenter of Jerzy Grotowski and Thomas Richards – rozpoczął swoje wystąpienie od przytoczenia słynnego powiedzenia „Co robimy?”. Grotowski zadawał to pytanie, by zmobilizować innych do myślenia nad sytuacją, nad tym, gdzie znajdujemy się teraz i gdzie chcemy iść. Manifest Biaginiego zdawał się powstawać spontanicznie, mimo że zarzekał się, iż do pewnych przemyśleń doszedł w nocy. Ostatecznie nikt nie zajął się kwestią przyszłości, którą postawił Biagini, prawdopodobnie w związku z już wówczas widocznym zapętleniem w natłoku anegdot i powtarzanych faktów. W apelu o „otwieraniu drzwi i okien” na nowe perspektywy badań i współtwórców każdy z referentów widział zarzut wobec siebie i próbę zanegowania jego dorobku badawczego. Tymczasem przecież otwieranie nowych okien nie musi oznaczać zamykania innych. W ten sposób sesja, która miała zakończyć się planami na przyszłość, angażującymi również badaczy młodszego pokolenia, zakończyła się kłótnią, gdzie do głosu doszły prywatne nieporozumienia między Ludwikiem Flaszenem a Januszem Deglerem oraz pokrzykiwania na Biaginiego niezwiązane z przebiegiem konferencji.

I co dalej?

W kontekście braku perspektywy przyszłościowej, niechęci do charakterystyki współczesnej recepcji oraz obracania się najczęściej w kręgu wspomnień i kontekstów, nowatorskie przedsięwzięcia podczas obchodów jubileuszu stanowiły rzadkość i były raczej wyjątkiem potwierdzającym regułę.

Sesja wrocławska „Kości mi wewnętrzne połamał. Słowacki i Grotowski – rekontekstualizacje” połączyła we wspólnej narracji dwóch twórców, których w tym samym roku dręczono jubileuszami. Grotowski w swych przedsięwzięciach teatralnych niejednokrotnie odwoływał się do Słowackiego. Jego sceniczne interpretacje dramaturgii romantycznej często uznawane za obrazoburstwo i herezję artystyczną, w rzeczywistości były twórczymi aktami reinterpretacji, pobudzaniem nowych potencjałów znaczeń – aktualnych historycznie i artystycznie. Konferencja podążając szlakiem metodologicznym Grotowskiego, przedstawiła możliwości odczytywania dzieł historycznych tak, by uczynić je żywymi i aktualnymi współcześnie. W takim właśnie duchu rekontekstualizacyjnym, wpisującym historyczny tekst w nurt współczesnej humanistyki, zostały ukazane nowe sposoby odczytywania dramaturgii Słowackiego. Znacznie mniej miejsca tym razem poświęcono jednak Grotowskiemu. Planowane przedstawienie relacji między tekstami Słowackiego a praktykami teatralnymi Grotowskiego przytłoczył dyskurs o Słowackim.

W czasie konferencji grudniowej została więc zaprezentowana tylko metoda, natomiast do samych aktów rekontekstualizacyjnych doszło wcześniej, podczas niewpisanej w oficjalne obchody Roku Grotowskiego konferencji doktorantów „Via negativa. Wobec Grotowskiego – krytyczne interpretacje”, która miała miejsce w dniach 19–20 marca 2009 roku w Krakowie. Sesja ta jeszcze niewystarczająco udokumentowana oraz wymagająca osobnych analiz, jest dowodem na to, że współczesny dyskurs o Grotowskim nie jest zdominowany tylko przez jego pokolenie.

Podczas marcowej sesji krakowskiej, „Grotowski: samotność teatru” Virginie Magnat w swym referacie „La fille de quelqu’un: twórcze poszukiwania kobiet w diasporze Grotowskiego”20 nawiązała do tytułu wystąpienia Jerzego Grotowskiego Tu es le fils de quelqu’un („jesteś czyimś synem”). Według Magnat, Grotowski w wyrażeniu „jesteś czyimś synem” w sposób widoczny pomija kobiety, mowa w tym zdaniu wyłącznie o mężczyznach. Ta teza, choć wątpliwa w kontekście metafory, jaką zastosował tu przecież Grotowski, kieruje ją na pole kwestii dotąd zupełnie nie poruszanych w badaniach nad pracą i dorobkiem tego twórcy. Przechodząc do analizy społeczności kobiet w działaniach Grotowskiego, badaczka zadaje mu niewygodne pytanie o płeć oraz prześwietla jego działalność „kluczem genderowym”. Jako jedna z nielicznych podeszła do dzieła Grotowskiego z perspektywy „dzisiaj”, a nie „kiedyś”. Interesując się także tym, co stało się z artystkami z „diaspory Grotowskiego” po jego śmierci, monitoruje ich współczesną pracę. Jako jednej z niewielu udało jej się oderwać od przeszłości.

„O co chodzi z tym Grotowskim?”

Studenci zgromadzeni na spotkaniu z Thomasem Richardsem podczas ostatniej jubileuszowej konferencji „Grotowski – narracje” oczekiwali od niego – jako spadkobiercy i obecnego kontynuatora dzieła Grotowskiego – wskazania drogi, którą mogliby dziś pójść w badaniach i działaniach przez niego inspirowanych. Ich pytania wyrażały zniecierpliwienie („O co chodzi z tym Grotowskim?”), rozczarowanie („Nic mi ta konferencja nie dała”) i desperację („Czy naszym jedynym zadaniem jest zamilknąć?”). Wobec tych pytań i zarzutów Richards pozostał jednak niewzruszony. Jego spokojny dystans do tych wszystkich ataków wydaje się także uzasadniony.

Pytanie zadane przez zdesperowanego i poirytowanego studenta: „o co chodzi z tym Grotowskim?” uważam za najtrafniejsze podsumowanie Roku Jerzego Grotowskiego. Zapewne pytanie to zadała osoba przypadkowa, nie do końca zorientowana w programie dwudniowej sesji, a już na pewno nie w przebiegu dyskursu całego jubileuszowego roku. Podejrzewam, że pytający przybył z nadzieją, iż dowie się, kim był Grotowski, a stał się świadkiem nieudolnej dyskusji na temat tego, kim jest Grotowski w dzisiejszej świadomości. Przez przypadek jednak student, który potem został wyśmiany na korytarzu, trafił w samo sedno.

Po pierwsze dlatego, że w trakcie całorocznych analiz zabrakło interpretacji. W toku rozkładania Grotowskiego i jego dorobku na części pierwsze oraz ciągłego oddawania dwuznaczności tego, kim był i co robił, nie stworzono spójnego podsumowania, nie tyle postawy i dorobku Grotowskiego (to niemożliwe), a raczej całorocznej rozmowy o nim. Zabrakło więc na koniec klarownej syntezy merytorycznej wszystkich sesji naukowych w Polsce czyli metanarracji Roku Jerzego Grotowskiego. Wiadomo przecież, że sami organizatorzy do tego aspirowali, pisząc w programie ostatniej konferencji: „Zasadniczą intencją organizatorów jest jednak wyjście z propozycją autorefleksyjnego odniesienia się do wspomnianych praktyk narracyjnych z udziałem samych narratorów: autorów, edytorów, kuratorów i komentatorów”21.

Grotowski: narracjePytanie zbuntowanego studenta było też trafne z tego względu, że określa także nasz współczesny dylemat recepcyjny. Jesteśmy bowiem świadkami momentu, w którym nie wiadomo co zrobić z Grotowskim. Problem leży, moim zdaniem, jeszcze głębiej niż dylemat „ocalać od zapomnienia czy nie, a jeśli ocalać, to w imię jakich wartości?”. Nie ma już, co ocalać, bo Grotowski jest zapomniany. Jeżeli więc istnieje problem, to dotyczy on raczej kwestii, czy przypominać jego dorobek, czy też czynić go aktualnym. To dwie różne sprawy. Aktualizowanie zakłada u swych podstaw Grotowskiego nieznanego. Przypominanie zaś – Grotowskiego powtórzonego. Co za tym idzie, w zależności od ujęcia, otrzymamy dwa różne oblicza Grotowskiego: człowieka i pomnik. Oczywiście z tym zastrzeżeniem, że takie proste rozgraniczenie nie do końca jest możliwe, bo „czynienie znanym” zawsze jest uwikłane w powtarzanie, gdyż dokonuje się z innymi i w odniesieniu do tego, co inni mówią. Wydaje mi się zatem, że dylemat tkwi nie tyle w wyborze „czynić – nie czynić”, ale raczej, w jaki sposób to zrobić. Paradoksalnie, postawę badawczą odpowiednią do badania Grotowskiego wskazuje nam sam Grotowski, choćby poprzez swój stosunek do własnych mistrzów na czele z Konstantym Stanisławskim22. Pytanie brzmi: co uczynić, by stał się aktualny i przez to znany, a nie na siłę poznawany, by uczynić go aktualnym. Pokolenie nieznające Grotowskiego ma jednak prawo wymagać od osób, na których się wzoruje, by ostatecznie pokazały, jak one czynią aktualnym dorobek tego twórcy. Tymczasem pokolenie Grotowskiego jedno mówi, a drugie robi. Apeluje o ożywianie, a uśmierca. Jest w tym tak samo zagubione jak my, tylko w tym gorszej sytuacji, że samo tego nie widzi. Żyje przeszłością. W i tak już trudnej sytuacji recepcyjnej, dolewa oliwy do ognia, referując swe propozycje sprzed dziesięciu lub nawet kilkudziesięciu lat.

W tym właśnie miejscu pojawił się Richards, który nie brał udziału w obchodach jubileuszowego roku, przyglądał się wszystkim wydarzeniom z daleka i dlatego tak łatwo przyszło mu być bezwzględnym i zdystansowanym w ocenach. Oczywiście jego brak odpowiedzi można wyjaśnić tym, że pytanie w sposób widoczny było zadane nie na temat. „O co chodzi z tym Grotowskim?” – przecież to zupełnie nie było przedmiotem tej sesji. Jednak zaraz po tym padają inne pytania młodego pokolenia: „Co mamy robić?” i „Czy naszym jedynym zadaniem jest zamilknąć?”. Tu już nie ma mowy o pomyłce i przypadku. Myślę, że Richards to zauważył. Chyba jako jeden z pierwszych zdał sobie sprawę, że pytania sfrustrowanych studentów są efektem całego jubileuszu, w którym nie znalazło się właściwie miejsce dla młodych badaczy.

Gdyby Richards odpowiedział, wina znów byłaby po stronie studentów. Po raz kolejny wyszłoby na to, że młode pokolenie musi się jeszcze wiele nauczyć. Wiecznie trzeba mu coś tłumaczyć. Tymczasem pytania pozostawione bez odpowiedzi stanowią krytykę i są mocnym dowodem na to, że Rok Jerzego Grotowskiego nie zakończył się sukcesem.

Jest i druga strona medalu – bardziej optymistyczna. Jubileusz uświadomił także, że pod pojęciem „odpowiedzialności pokoleniowej” nie mogą znajdować się same wymagania i zarzuty. Zamiast oczekiwać od siebie wzajemnie wykonania prac badawczych na pewnych płaszczyznach, zajmijmy się tym sami. Zamiast krytykować, zobaczmy, czy na koncie nie mamy tych samych grzechów. Rok Jerzego Grotowskiego niespodziewanie zmobilizował do podejmowania nowych inicjatyw. Owocem niezadowolenia z przebiegu tego jubileuszu było otwarte seminarium dyskusyjne „Grotowski – inne spojrzenia”, które odbyło się w Instytucie im. Jerzego Grotowskiego 17–18 czerwca 2010 roku. Efekty tej dwudniowej dyskusji młodych badaczy zasilają krąg innowacyjnych perspektyw odczytywań dorobku i pracy Jerzego Grotowskiego, umożliwiając jego konfrontację ze współczesnością.

Więcej o autorce »

  • 1. Jerzy Grotowski: Osterwa po ćwierćwieczu, „Dialog” 1972 nr 9, s. 115.
  • 2. Trzewik Montaigne'a, z Ludwikiem Flaszenem rozmawia Tadeusz Sobolewski, „Duży Format”, dodatek „Gazety Wyborczej” z 14 I 2010, s. 16.
  • 3. Richard Schechner: Kameleon, szaman, łgarz, artysta, mistrz, przekład Joanna Krakowska-Narożniak, „Dialog” 1999 nr 6, s. 74.
  • 4. Grotowski ciągle tajemniczy, dyskusja panelowa nagrana dla „Dialogu” 13 kwietnia 1988 w Pałacu pod Baranami w Krakowie, udział wzięli: Jan Błoński, Tadeusz Burzyński, Krzysztof Czyżewski, Małgorzata Dzieduszycka, Małgorzata Dziewulska, Zbigniew Osiński i Konstanty Puzyna, „Dialog” 1989 nr 5, s. 122.
  • 5. Grotowski jest dziś powszechnie uważany za twórczego kontynuatora tradycji romantycznej, głównego przedstawiciela i twórcę zagadnień teatru antropologicznego, performatyki oraz autora określonej wizji teatru z wytycznymi ćwiczeń aktora i etosu pracy zespołu jako wspólnoty.
  • 6. Grzegorz Ziółkowski: Guślarz i eremita. Jerzy Grotowski: od wykładów rzymskich (1982) do paryskich (1997–1998), Instytut im. Jerzego Grotowskiego, Wrocław 2007, s. 17.
  • 7. Trzewik Montaigne'a, z Ludwikiem Flaszenem rozmawia Tadeusz Sobolewski, s. 17.
  • 8. Tamże, s. 17.
  • 9. Grzegorz Ziółkowski: Guślarz i eremita, s. 15–16.
  • 10. Richard Schechner: Kameleon, szaman, łgarz, artysta, mistrz, s. 75.
  • 11. Tamże, s. 73.
  • 12. Grzegorz Ziółkowski: Guślarz i eremita, s. 16–18.
  • 13. Za Grzegorzem Ziółkowskim: Mirosław Kocur: Grotowski jako dzieło sztuki, „Pamiętnik Teatralny” 2001 z. 1–2; Tadeusz Burzyński: Tydzień Grotowskiego, [w:] tegoż: Mój Grotowski, pod red. Janusza Deglera i Grzegorza Ziółkowskiego, Ośrodek Badań Twórczości Jerzego Grotowskiego i Poszukiwań Teatralno-Kulturowych, Wrocław 2006; Allen J. Kuharski: Ascetic and Smuggler, „Theater” 1999 nr 2; Richard Schechner: Kameleon, szaman, łgarz, artysta, mistrz.
  • 14. Grzegorz Ziółkowski: Guślarz i eremita, s. 18.
  • 15. Grotowski w czerni i bieli, z Maurizio Buscarino rozmawia Massimo Marino, przełożyła Alina Kreisberg, „Hystrio” (Mediolan), rocznik XXII, 2009 nr 1.
  • 16. Grzegorz Ziółkowski: Guślarz i eremita, s. 15.
  • 17. Wyjść poza teatr, z Peterem Brookiem rozmawia Maria Zmarz-Koczanowicz, przełożył Grzegorz Ziółkowski, [w:] Peter Brook: Teatr jest tylko formą. O Jerzym Grotowskim, wybór Georges Banu, Grzegorz Ziółkowski, opracowanie Grzegorz Ziółkowski, Instytut im. Jerzego Grotowskiego, Wrocław 2007, s. 51.
  • 18. Wcześniej Richards odwiedził Polskę jesienią 2009, biorąc m.in. udział w imprezach zorganizowanych z okazji Roku Grotowskiego w Sopocie i Łodzi. Nie zmienia to faktu, że sesja warszawska była pierwszą z kluczowych imprez oficjalnego programu jubileuszowego roku, na której się w Polsce pojawił.
  • 19. Zob. w tym numerze „Performera”
  • 20. Zob. w tym numerze „Performera”.
  • 21. http://www.grotcenter.art.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=776
  • 22. Zob. Jerzy Grotowski: Odpowiedź Stanisławskiemu, na postawie stenogramu spotkania z reżyserami i aktorami w Brooklyn Academy of Music w Nowym Jorku 22 lutego 1969 roku, przygotował do druku Leszek Kolankiewicz, „Dialog” 1980 nr 5, s. 111–119. Przedruk [w:] Jerzy Grotowski: Teksty z lat 1965–1969. Wybór, wybór i redakcja Janusz Degler, Zbigniew Osiński, Wydawnictwo Wiedza o Kulturze, Wrocław 1989, s. 145–164; wydanie 3 1999, s. 145–164.