2024-12-05
2024-12-05
Dariusz Kosiński

Po. Przed?

Zacząć trzeba od cytatu, bo cytat się pcha do głowy i nie odpuszcza:

„Czy ten człowiek może nam być bliski?”. Nam, którzyśmy go nie widzieli i nie doznawali jego wdzięku. Którzyśmy go nigdy nie czcili jak bożyszcza. Którzy nigdy nie byliśmy i nie jesteśmy jego uczniami. […] A przekazy jego współpracowników są bardzo różne. A na ogół, rzeczywiście, może zbyt kultowe i przez to nieprzekonujące. I kiedy sobie zadawałem to pytanie, ono mi się sformułowało nieco inaczej; nie: „Czy my możemy odczuwać bliskość tego człowieka”, tylko: „Dlaczego ją odczuwam?”. Bo ją odczuwam. Intensywnie ją odczuwam, od lat ją odczuwam […].1

To oczywiście Jerzy Grotowski o Juliuszu Osterwie. Także po ćwierćwieczu – na uroczystości zorganizowanej w dwudziestą piątą rocznicę śmierci artysty przez Instytut Sztuki PAN w Warszawie 10 maja 1972 roku.

W dwudziestą piątą rocznicę śmierci Jerzego Grotowskiego żaden Instytut podobnego spektakularnego wieczoru nie zorganizował. Może i dobrze, bo gdyby miał mieć analogiczną rangę do tamtej, to musiałby w niej pewnie wziąć udział Krystian Lupa, który znów naopowiadałby jakichś niestworzonych rzeczy. Ale nie tylko dlatego nie żałuję, że po ćwierćwieczu nie odbyła się żadna Wielka Ceremonia. Ceremonii i wielkich zgromadzeń było aż nadto po dziesięcioleciu i nie przyniosły one wiele pożytku, raczej ujawniły napięcia, aporie, pretensje i konflikty. Do dziś pamiętam nagły ryk (trudno to inaczej nazwać) wściekłości Ludwika Flaszena, który stał się najważniejszym wydarzeniem inaugurującej Rok Grotowskiego konferencji we Wrocławiu w styczniu 2009 roku. Jego echo dało się potem słyszeć przy wielu okazjach. I nawet jeśli dziś dźwięczy tylko cisza po nim, to i ona ma swoje gęstość i moc.

To znamienne: po ćwierćwieczu można było o Osterwie mówić w miarę spokojnie, jak o historii dawnej, zacnie zapomnianej, zamkniętej w „dziedzictwie”. O Grotowskim po ćwierćwieczu wciąż tak się nie da – przynajmniej takie jest moje doświadczenie. Nie dlatego, żeby mówiąc o nim, wywoływało się dziś gorące dyskusje. Raczej przeciwnie – zajmując się Grotowskim, trzeba się nastawić na ciszę, na to, że nie bardzo będzie z kim rozmawiać. Ale ta cisza nie jest zwykłym brakiem zainteresowania. To raczej milczenie ciężkie od znaczeń, będące rezultatem wciąż niezakończonych, niedomkniętych procesów.

Ich dokładna analiza zajęłaby zbyt dużo miejsca, którego tu nie mam. Co więcej, właściwie wszystko, co można by w jej ramach powiedzieć, byłoby ryzykowne, bo odnosiłoby się do chyba wciąż trwającego, głębokiego zwrotu antyromantycznego, jaki zachodzi w polskiej kulturze od roku 1989. Więc w wielkim skrócie tylko: zawłaszczenie i zawężenie tradycji romantycznej przez środowiska, które nigdy Grotowskiego nie uznawały, a jej zwalczanie i upraszczanie przez te, których poprzednicy do czasu traktowali go jak idola, doprowadziło do sytuacji, gdy z jednej strony nie wydaje się on nikomu do niczego politycznie i ideowo potrzebny, a z drugiej – wszystkich drażni. Do tego dochodzą wciąż trwające echa nadprodukcji narracji i komentarzy, która wytworzyła fałszywe, ale silne przekonanie, że o Grotowskim powiedziano już właściwie wszystko, co do powiedzenia było. Jest ono paradoksalnie wspierane przez głoszone od lat, a znajdującej mocne punkty zaczepienia w wypowiedziach samego Grotowskiego tezy, że w istocie niczego o nim mówić nie warto, bo coś warta może być tylko praktyka. Tej zaś nie ma. Workcenter of Jerzy Grotowski and Thomas Richards w Pontederze zamknięte. Każdy usiłujący jakoś kontynuować tę tradycję spotyka się z zarzutami braku uprawnienia, albo wręcz – chęci zrobienia kariery i pieniędzy na znanej marce. Efekt przypomina pozostałe po wojnie puste pole. Puste, ale zaminowane.

To, że w tej sytuacji udało nam się stworzyć coś, czego stworzenie wydawało nam się oczywiste – numer „Performera” poświęcony Grotowskiemu w dwudziestą piątą rocznicę jego śmierci – wcale takie oczywiste i proste nie było. W jakiejś mierze traktowaliśmy ten numer jako sprawdzian, eksperyment: czy poza usual suspects, ktoś jeszcze zechce coś do niego napisać? Przede wszystkim: czy znajdą się jakieś młode osoby piszące i wysyłające znaki, że po jest jeszcze wciąż jakieś przed? Spoglądając na gotowy numer, nieśmiało mogę powiedzieć, że tak. Oczywiście sporo miejsca zajmują w nim teksty doświadczonych Grotołazów, od dawna i konsekwentnie pogłębiających swoje korytarze i niespecjalnie się przejmujących tym, czy ktoś jeszcze za nimi idzie („piszę bom grzeszny i sam pełen winy”). Ale wcale niemało tu też głosów zupełnie innych, dowodzących odkrycia Grotowskiego jako wyzwania dla siebie, poznawanego przez siebie. Co ciekawe, głosy te stanowią w dużej mierze relacje i próby przemyślenia działań praktycznych. Określenie ich mianem „kontynuacji” jest jednocześnie prawdziwe i nie. Trudno w niektórych przypadkach pokazać niekwestionowaną linię przekazu, której źródłem byłoby bezpośrednie doświadczenie pracy z Grotowskim. Ale z drugiej strony – czyż on sam nie twierdził, że kontynuuje prace Stanisławskiego, którego znał tylko z książek? Po Stanisławskim też zostało pole minowe, na dodatek pod dozorem państwowych służb. A jednak możliwe było przeskoczenie nad nim, czy też raczej – twórcze ominięcie tego, co wykorzystano do zbudowania oficjalnego centrum.

Czy tak stanie się także z Grotowskim – oczywiście nie wiem. Może zresztą ważniejsze pytanie brzmi: czemu tak się stać powinno? Co takiego jest w jego poszukiwaniu i w tym, co odkrył, w jego postawie, w pytaniach, które stawiał i w odpowiedziach, które czynił, że nie chcemy, by ta studnia wyschła?

Odpowiedzieć na to można i trzeba tylko za siebie, więc musiałbym wejść na poziom osobistych rozliczeń i autoanaliz, co ani dla innych ciekawe, ani nieodpowiednie dla felietonu wstępnego, pisanego wszak w imieniu całej Redakcji. Zatem, zamiast mówić o sobie, znów zacytuję:

istniała także zupełnie inna tęsknota, którą odbieram jako potrzebę sensu. Generalnie.
I tak, w szczegółach, niby wszystko odległe. Sposób pracy. Pewien rodzaj mentalności, tej, która się intelektualnie tak lub inaczej wyraża. A w głębi rzeczy, w sednie – odczuwam ludzką bliskość, coś ciepłego, wielki szacunek. Więcej niż szacunek.
Nie doznałem jego wdzięku, prawda? A odczuwam coś, na co słowo „lubię” jest zbyt małym słowem2.

 


Zespół redakcyjny

  • Monika Blige, Łucja Iwanczewska, Dariusz Kosiński, Karolina Sołtys (skład i korekta), Wanda Świątkowska, Katarzyna Woźniak

Projekt okładki

  • Barbara Kaczmarek

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego

  • 1. Jerzy Grotowski: [Wypowiedź na spotkaniu Osterwa po ćwierćwieczu], [w:] tegoż: Teksty zebrane, redakcja Agata Adamiecka-Sitek, Mario Biagini, Dariusz Kosiński, Carla Pollastrelli, Thomas Richards, Igor Stokfiszewski, Instytut im. Jerzego Grotowskiego, Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Wrocław – Warszawa 2012, s. 547.
  • 2. Tamże, s. 549.