2022-12-20
2023-01-25
Marta Szypulska, Katarzyna Lemańska

Jestem obserwatorką

Katarzyna Lemańska: Częściej niż jako autorka scenografii jesteś podpisana na liście realizatorów jako autorka przestrzeni. Czym dla ciebie różni się scenografia od przestrzeni teatralnej. Czy to rozróżnienie jest dla ciebie istotne?

Marta Szypulska: Jak na razie szukam definicji, intuicyjnie nazywam sobie, co jest dla mnie scenografią, a co przestrzenią. Myślę jednak, że to właśnie przestrzeń gra u mnie główną rolę, składa się na nią wiele elementów: kostiumy, obiekty czy siedziska widzów, kiedy pełnią rolę elementu scenograficznego.

Lemańska: Z mojej odbiorczej perspektywy przestrzeń w spektaklu jest dużo trudniejsza z uwagi na otwarcie na widzów. Czy w momencie aranżacji przestrzeni publiczność jest dla ciebie zaprojektowanym elementem świata scenicznego?

Szypulska: Czasami widza wpasowuję w moją wizję, aby z całością tworzył jeden świat. Tak było na przykład w Miejskim ptasiarzu we Wrocławskim Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Chciałam, aby odbiorcy stali się częścią tego spektaklu, byli niczym ptasi obserwatorzy. Istotnym elementem były tu siedziska dla widzów, na poziomie koncepcyjnym były ławkami w parku.

„Miejski ptasiarz”, Marta Szypulska/materiały. Dzięki uprzejmości Wrocławskiego Teatru Współczesnego

„Miejski ptasiarz”, reżyseria Weronika Szczawińska, Piotr Wawro Jr, Wrocławski Teatr Współczesny, premiera 25 września 2020. Fot. Bartek Warzecha. Dzięki uprzejmości Wrocławskiego Teatru WspółczesnegoLemańska: Miejski ptasiarz to czwarty spektakl Weroniki Szczawińskiej i Piotra Wawra juniora, który z nimi zrobiłaś. Rozpoczęłaś współpracę z Weroniką i Piotrem przy Nigdy więcej wojny w 2018 roku. Jak się poznaliście?

Szypulska: Studiowałam na Wydziale Architektury Wnętrz i Scenografii na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Mieliśmy obowiązkowe zajęcia w teatrze. Nie byłam wówczas mistrzynią komunikacji, czułam się zagubiona i miałam wrażenie, że nic nie potrafię zaproponować od siebie. Byłam również pogubiona w środowisku i stwierdziłam, że nigdy nie będę pracowała w teatrze, dlatego studia kontynuowałam bez przekonania. Jednak dzięki zajęciom poznałam Agatę Baumgart, która reżyserowała swój debiutancki spektakl w Poznaniu [O szczytach rozpaczy i uśmiechu stewardessy, 2016]. Po jakimś czasie zapytała, czy nie zrobiłabym kostiumów na queerowy festiwal POMADA w Warszawie. Mówiła, że nie ma na to kasy, ale coś możemy zaimprowizować bez presji. Tak powstały kostiumy do Wszyscy rozmawiają o pogodzie. My nie. Zrobiłam kostiumy ze śmieci i muszę przyznać, że były dość spektakularne – jak na nasz budżet. To był rodzaj krawiectwa improwizowanego, szytego klejem na gorąco. To wydarzenie nas połączyło – Weronika Szczawińska pracowała wtedy nad spektaklem Nigdy więcej wojny i szukała osób do współpracy. Kiedy odebrałam od niej telefon z propozycją zrobienia scenografii i kostiumów, odpowiedziałam, że się zastanowię, ale po cichu byłam przekonana, że nie ma takiej opcji – przecież nienawidzę teatru. Ostatecznie okazało się, że nie mogłam trafić pod lepsze skrzydła. Poziom empatii, którego doświadczyłam, uświadomił mi, że moja nieumiejętność w kontaktach z ludźmi nie musi równać się z nieumiejętnością wyrażania siebie wizualnie, tym bardziej że w Komunie Warszawa był zupełnie inny klimat – nie mogłam wymyślić sobie lepszego miejsca na debiut teatralny. To była bardzo komfortowa praca w bardzo przyjaznym, wspierającym środowisku.

Lemańska: Na czym polega komfort pracy z Weroniką i Piotrem? Na jakim etapie pracy nad spektaklem się włączasz?

Szypulska: Praca z Weroniką i Piotrem polega głównie na szczerości, otwartości, dawaniu przestrzeni i konstruktywnych feedbackach. Najbardziej lubię tworzyć w takim trybie, w jakim pracuję właśnie z nimi. Staram się dążyć do idealnej sytuacji, czyli takiej, w której nie mam innych projektów i mogę być w procesie od samego początku.

Weronika jest zawsze dobrze przygotowana, na starcie ma już szkic scenariusza. Zazwyczaj wcześniej mam wgląd do jej inspiracji. Na próbach rodzi się jednak najwięcej pomysłów, pracujemy wspólnie. Poznaję aktorów, przysłuchuję się im, robię rysunki. Ja z natury jestem obserwatorką. Uwielbiam obserwować aktorów: w czym się dobrze czują, jak się poruszają i w czym przychodzą do pracy. Jest to bardzo pomocne przy projektowaniu kostiumów. Mniej więcej po tygodniu czy dwóch pracy z aktorami pojawiają się w mojej głowie wstępne projekty i wtedy zaczynam tworzyć, później pojawiam się na próbach, kiedy mam na to przestrzeń czasową albo kiedy potrzebuję coś doobserwać.

„Grzyby”, reżyseria Weronika Szczawińska, Piotr Wawer Jr, Teatr Powszechny, Warszawa, premiera 19 listopada 2022. Fot. Magda Hueckel. Dzięki uprzejmości Teatru Powszechnego w WarszawieLemańska: Spektakl Grzyby w Teatrze Powszechnym w Warszawie zamyka po Rozmowach o drzewach z 2019 roku i Miejskim ptasiarzu z 2020 roku trylogię ekologiczną, przy której pracowałaś z Weroniką i Piotrem. Co łączy te projekty wizualnie?

Szypulska: Wizualnym mianownikiem jest na pewno układ widowni. Widzowie siedzą wokół sceny i mają rozgrywającą się sceny na wyciągnięcie ręki.

Lemańska: Na jakim etapie w Grzybach pojawił się pomysł na grzybnię, pod którą siedzą aktorzy, ale oddziałuje też ona na widzów, między innymi zmienia perspektywę patrzenia?

Szypulska: Już na samym początku pojawił się pomysł na przestrzeń. Jak tylko zaczęliśmy rozmawiać o tym projekcie z Weroniką i Piotrkiem, że planują ugryźć ten temat od strony terapii mykologicznej. Chcieliśmy stworzyć korporacyjną przestrzeń terapeutyczną, do której się wchodzi i okazuje się, że właściwie nic tu nie ma oprócz krzeseł i czarnych ścian. Pierwszy pomysł był taki, że przestrzeń miały osłaniać czarne kotary z mackami-ryzomorfami, których na początku nie widzimy. Następnie te macki miały się pompować, rosnąć w czasie spektaklu i coraz bardziej włazić na widzów, oplątywać ich. Ostatecznie niestety, ze względów finansowych, nasz projekt nie przeszedł. Musiałam więc szybko przeprojektować tę przestrzeń, żeby jakiś element scenografii radykalnie zmieniał ją z takiego terapeutycznego kółeczka korpoklimatu w taką, która pomoże przenieść nas do lasu. Za grzybnię więc posłużył sufit. Zresztą wszystkie powierzchnie są inspirowane grzybami, w tym siedziska. To miała być przestrzeń w pełni wymyślona, nieprzypominająca konkretnego miejsca.

Lemańska: Do lasu przenoszą nas też inne żywioły: woda, piasek, powietrze, którego ruch wzbudza grzybnia.

Szypulska: Ta wyspa piasku na środku jest inspirowana ogródkiem zen. Wprowadza w korpoklimat: trochę piasku, woda w karafkach, jakiś zielony element. Te materiały w nieoczywisty sposób okazały się bardzo pomocne w próbie zwizualizowania podobieństwa pomiędzy ludźmi a przyrodą. Kropla wody to symbol, ale też dekoracja kojarząca się z wielkimi firmami.

Lemańska: Jaki jest twój ulubiony grzyb?

Szypulska: Schabowe z kani.

Lemańska: Wszyscy aktorki i aktorzy wymyślili swojego ulubionego grzyba? Jak wyglądała praca nad kostiumami?

Szypulska: Na pierwszych próbach, przedwakacyjno-rozgrzewkowych, na których zespół poznał koncepcję, padły już pewne propozycje. Na przykład, że Natalia [Lange] będzie purchawką. I wtedy pojawiły się pomysły, z czym można przyjść na terapię – to były osobiste problemy: ktoś boi się wychodzić na zewnątrz, ktoś jest komediantem. Podczas wakacji mogłam dzięki temu dopasować sobie te problemy do postaci i w sumie wyszły dosyć kreskówkowe, przerysowane. Mamadou [Góo Bâ] jest człowiekiem z onlajnów, więc ma wygodne spodenki, wygodny dół, a górę na sztywno w koszuli, ze spinkami do mankietu. Oskar [Stoczyński] – Szaman z talizmanami. Natalia w wygodnym dresiku – wszystko w jej stroju jest dopięte na ostatni guzik, dopasowane kolorystycznie. A Maria [Robaszkiewicz], która boi się starości, ma styl lekko młodzieżowy, lekko podpatrzony. Grzesiek [Falkowski] próbuje być autorytetem dla nich wszystkich, więc jest trochę na luzie, ale jednak pod krawat, w garniturze, bo nie może sobie pozwolić na taki w pełni wyluzowany klimat.

Lemańska: Z Weroniką i Piotrem współpracujesz najczęściej w podwójnej roli, scenografki i kostiumografki. To najciekawszy układ?

Szypulska: To dla mnie bardzo komfortowe robić i to, i to, bo wtedy wszystko mi się ładnie łączy w głowie. Preferuję taki układ, ale też bardzo lubię współpracę ze scenografami. O ile nikt nie jest zamknięty na zasadzie, że przyszedł zrobić swoją scenografię i poza tym nic go nie obchodzi. Ta współpraca – w pionie kostiumografka i scenograf – jest istotna, żeby to się sensownie połączyło. Jak się ma dobry flow ze scenografem, to wiadomo, że coś z tego dobrego wyjdzie. Warto też po prostu dzielić się zadaniami, bo jednak pracy nad dwoma rzeczami naraz jest bardzo dużo.

„Mrowisko: z życia dobrej służącej”, Marta Szypulska/materiały. Dzięki uprzejmości Teatru Fredry w Gnieźnie„Mrowisko: z życia dobrej służącej”, Marta Szypulska/materiały. Dzięki uprzejmości Teatru Fredry w Gnieźnie„Mrowisko: z życia dobrej służącej”, reżyseria Wiktor Rubin, Teatr Fredry w Gnieźnie, premiera 26 lutego 2022. Fot. Dawid Stube. Dzięki uprzejmości Teatru Fredry w GnieźnieLemańska: Robiłaś też kostiumy do kilku ostatnich spektakli Joli Janiczak i Wiktora Rubina. W Chaplinie czy Mrowisku: z życia dobrej służącej część kostiumów odnosi się do realiów historycznych. Czy to dla ciebie trudniejsze zadanie, kiedy trzymasz się takich ram? Jak wygląda współpraca z tym duetem?

Szypulska: Wszystkie projekty, przy których pracuję, mocno się od siebie różnią, więc moje propozycje zależą od charakteru spektaklu. Z Jolą i Wiktorem jest zupełnie inny rodzaj pracy, oni piszą zazwyczaj na bieżąco. Nie od razu wiem, co się wydarzy, bo podczas prób dostajemy kolejne fragmenty tekstu. Akurat u nich nie jestem potrzebna od początku prób, bo nie mogę się zabrać od razu za pracę, za dużo jeszcze się zmienia. Mimo iż pracujemy na historii, to po części próbuję trzymać się realiów, ale też pokazać swoją wizję tamtych czasów, jak ja to widzę.

Lemańska: Tak jest zawsze?

Szypulska: Przy Chaplinie mieliśmy scenariusz od początku. I była to przyjemna praca, ustaliliśmy z Łukaszem Surowcem, który robił scenografię, że obierzemy wspólną konwencję. Pojawił się ciekawy trop na czarno-białą scenografię i kostiumy oraz żebyśmy zostali w latach pięćdziesiątych, jednocześnie pozwoliliśmy sobie na przerysowanie różnych elementów. Kiedy miałam scenariusz, to mogłam zacząć pracę od samego początku i procesować swoje wizje, zmieniać i dobrze przetrawić, zanim dołączyłam do zespołu w próbach. Mam poczucie, że chciałabym czasami zrobić dla Joli i Wiktora coś bardziej odklejonego, ale to nie zawsze pasuje, więc muszę się nieco hamować i często wychodzi mi to na dobre, a już na pewno dla spektaklu.

Lemańska: Teraz zaczęłaś próby do spektaklu Kolorowe sny w reżyserii Wojtka Rodaka i Szymona Adamczaka w Teatrze Polskim w Poznaniu. Wcześniej przygotowywałaś Wojtkowi Rodakowi kostiumy, teraz będziesz w podwójnej roli – także jako scenografka. Nad czym pracujecie?

Szypulska: Tak, z Wojtkiem zaczęło się od kostiumów. Mamy bardzo dobry kontakt i dużo rzeczy przegadujemy, nawet jeżeli mamy już projekty i są w trakcie produkcji. Mimo to siadamy i gadamy, czy coś działa, czy nie i pozwalamy sobie na zmiany. Dajemy sobie prawo na błędy, szukanie idealnego rozwiązania.

Kolorowe sny to edukacyjno-teatralny projekt z młodzieżą queerową z Poznania. To przedsięwzięcie o dawaniu sobie wsparcia, uczeniu się nawzajem oraz platforma oddającą głos młodzieży, która chce podzielić się swoją tożsamością czy drogą jej poszukiwania. Nie wszystkiego, czego dziś potrzebuje młodzież, nauczy ich szkoła, dlatego stworzyliśmy szalenie inspirującą grupę, w której wymieniamy się różnorodnością postrzegania świata. W tworzeniu przestrzeni i kostiumów towarzyszy mi Hania Bargielska, jest jedną z osób wybranych przez nas do projektu. Nie kręci jej aktorstwo, swoją przyszłość chciałaby wiązać ze scenografią, stąd taka forma zaangażowania w projekt. Nasza scenografia jest wizją szkoły, która tworzy przestrzeń do wypowiedzi, wysłuchania i wzajemnej edukacji.

Okazało się, że na poziomie produkcji scenografii instytucja zbytnio nie pozwala na uczenie się nowych rzeczy. W pracy zależy mi na zdobywaniu nowych doświadczeń, wymianie wiedzy z rzemieślnikami i wspólnym szukaniu rozwiązań – na wzajemnym uczeniu się. Niestety przy tej produkcji bardzo dużo czasu muszę poświęcić na rzeczy podstawowe, od kupowania pędzli po malowanie sklejki, i jednocześnie brać odpowiedzialność za uszycie obiektów i kostiumów. Szkoda, bo czas poświęcony na produkcję mogłabym przeznaczyć na bardziej rozwojowe działania z młodzieżą. Jest mi przykro, że tak często małe, niskobudżetowe projekty nie są traktowane poważnie. Tym bardziej przykro, bo to odważna, wyjątkowa młodzież, która zasługuje na wsparcie.

Lemańska: Bardzo ciepło mówisz o swoich współpracownikach, ale masz także niedobre doświadczenia zawodowe. Myślę o twojej pracy dyplomowej, która została ocenzurowana przez władze uczelni. Czy wyraźniej widzisz dzięki temu doświadczeniu hierarchiczne i przemocowe mechanizmy w teatrze czy szerzej w pracy w kulturze?

Szypulska: Co więcej, musiałam ocenzurować się sama. Te wydarzenia wokół obrony na pewno dały mi energii. Znajomi z teatru powiedzieli, że mogę zwrócić się do Aliny Czyżewskiej i ona dała mi ogromne wsparcie. Co zrobić w sytuacji, kiedy szkoła chce mnie cenzurować? Zrobiłam dyplom o weselu – w filmie pojawiła się butelka z alkoholem. Moja promotorka stwierdziła, że jest to promocja picia alkoholu i muszę tę scenę wyrzucić z filmu. Nie zgodziłam się, bo to nie była żadna promocja. Alina podała mi wiele paragrafów na to, że nie ma podstaw, bym musiała się ocenzurować. Cenzor to w ogóle osobny zawód, ja sama prawdopodobnie nawet nie mam prawa ocenzurować własnego, gotowego już filmu. Jest w tym sporo paradoksów. Jej wsparcie dało mi dużo odwagi, bo sytuacja skończyła się ostatecznie tak, że dostawałam maile z biura rektora informujące, że jestem zobowiązana do ocenzurowania pracy, a w nocy przed obroną moja promotorka pisała mi przypominające SMS-y. I faktycznie ocenzurowałam scenę w filmie. Ale nie usunęłam tego kadru z butelką z alkoholem, tylko jako cenzurę wkleiłam mail z dziekanatu, w którym zostałam poinformowana, że nie mam prawa promować picia alkoholu. Podczas obrony, kiedy komisja zobaczyła mail z uczelni jako symbol cenzury, zignorowała całą sprawę. Nikt nie był w stanie zadać mi o to pytania. Ta sytuacja przypomina mi o przywileju wypowiadania się twórczo, a w momentach podważania moich projektów o odwadze i konsekwentnym dążeniu do wolności wypowiedzi. Czy dzięki temu wyraźniej widzę hierarchiczne i przemocowe mechanizmy w teatrze? Tak.

Lemańska: Czytasz recenzje spektakli, które współtworzyłaś? O twoich projektach krytycy piszą: „spójnie eklektyczna” czy „spójnie futurystyczna”. Sama podsuwasz te tropy, bo piszesz w swoim biogramie wprost: „Inspiracje czerpie z futurystycznych wizji i świata natury”. Czy części recenzentów twoim zdaniem sprawia problem analiza i ocena projektów scenograficznych i kostiumowych?

Szypulska: Czasami. Jeśli już się pojawiają wzmianki na temat wizualnej strony spektaklu, to zazwyczaj są celne, jednak uważam, że ten temat nie jest rozwijany przez recenzentów wyczerpująco. Przypominam sobie recenzję Mrowiska Kamili Kasprzak-Bartkowiak – tam rzeczywiście pojawił się fragment analizujący kostiumy.

Lemańska: Pracujesz na styku teatru reperturowego i offowego – projektów choreograficznych i tworzonych przez grupy niezależne jak Teraz Poliż. Te realizacje różni finansowanie czy zasoby, ale łączy tematyka zaangażowana społecznie, od ekologii, przez wojnę, aborcję, po prawa kobiet. Praca nad takimi projektami bywa przytłaczająca?

Szypulska: Cieszy mnie to, że dostaję propozycje o takiej tematyce. Czuję dużą wdzięczność do realizatorów, którzy mnie zapraszają i wkręcają w swoje projekty, przez co mogę pogłębiać swoją wiedzę w tych kwestiach. Nawet jeśli spektakl dotyka trudnych tematów, ale osoby z którymi pracuję, mają w sobie sporo spokoju i plan, jak to zrobić, wtedy kostiumy przychodzą poniekąd same. Ale jeśli jest napięcie wokół, przytłaczają problemy wewnątrz instytucji czy pojawiają się chociażby problemy techniczne, to takie spektakle potrafią zapaść w pamięć. Brak wsparcia ze strony teatru, chociażby osobowego, jest tak wybijający, że praca potrafi dać w kość.

Lemańska: Jakie odczuwasz różnice w pracy instytucjonalnej a projektowej?

Szypulska: W projektach niskobudżetowych, mimo że nie ma pieniędzy, to wszyscy bardziej próbujemy się zebrać. Szukamy wspólnie rozwiązania. Czuję, że więcej – paradoksalnie – można zrobić wspólnymi siłami. Czasami nawet kiedy są możliwości, ale ludzie są zmęczeni, to okazuje się, że niczego się nie da zrobić, bo po prostu nie ma już tej energii. Jak ta energia siądzie w teatrze, to jest dramat.

Lemańska: W jakich okolicznościach się poznałyście z Alicją Czyczel?

Szypulska: Poznałyśmy się przy Żeglarzu Wojtka Rodaka w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu. Alicja robiła choreografię, a ja kostiumy. I się zaprzyjaźniłyśmy. Alicja zaproponowała mi współpracę przy Lagmie nad scenografią i kostiumami. Kiedy siedziałam i obserwowałam pracę choreograficzną dziewczyn, wpadałam na dużo pomysłów wizualnych. Ruch szkicował obiekty w mojej głowie. Praca była bardzo kolektywna i ostatecznie zostałam do końca, byłam performerką razem z nimi. Z Alicją bardzo dobrze, wręcz intuicyjnie, się rozumiemy, dlatego też nie był to nasz ostatni projekt.

„Lagma”, autorki: Dana Chmielewska, Alicja Czyczel, Aleksandra Gryka, Marta Szypulska, 2020/2021. Fot. Bartek ZalewskiLemańska: Współpracowałaś także z Wojtkiem Grudzińskim, Martą Ziółek czy Magdą Jędrą i Anką Herbut – inaczej myślisz o kostiumie tancerki/performerki czy tancerza/performera w ruchu?

Szypulska: Zdecydowanie, zakres i rodzaj ruchu jest priorytetową informacją do rozpoczęcia pracy nad projektowaniem. Potrafi być to mocno ograniczające, ale nie zawsze. Lagma to bardzo dobry przykład tego, jak pewne ograniczenia stają się atutem. Dobrze się czuję, gdy nie mam żadnych zahamowań, kiedy moja wyobraźnia może sobie szaleć. A Alicja jeszcze bardziej mi pomaga – im dziwniej, tym lepiej. W dobrym znaczeniu. Ruch jest naprawdę wymagający, ale kiedy miałabym wybierać między przedstawieniem w teatrze a performansem, to ten drugi mnie nie ogranicza. Moje projekty są wtedy w pełni autorskie.

„Dance Mom”, koncepcja, choreografia Wojciech Grudziński, Teatr im. S. Żeromskiego w Kielcach, premiera 24 kwietnia 2021. Fot. Maurycy StankiewiczLemańska: Dobrze się czujesz po drugiej stronie? Jako performerka? Pierwszym twoim doświadczeniem były Rozmowy o drzewach Weroniki Szczawińskiej.

Szypulska: To jest raczej naturalne przedłużenie mojej pracy. Kiedy jestem intensywnie w projekcie, to jest bardzo mały krok do tego, żeby wejść na scenę. W Rozmowach o drzewach Weronika zaprosiła siedmiu różnych ekspertów-artystów: był jeden aktor, dramaturg, jedna choreografka, tancerka, piosenkarka, scenografka i kompozytorka. Każdy na samym początku powiedział, jakie ma marzenie, co by chciał. Aktor Maciej Pesta wyznał: „Ja bym chciał w końcu nic nie mówić”. A ja: „Chciałabym mieć najlepszy kostium”. I ostatecznie wspólnie wystąpiliśmy. Każdy miał szansę spełnić swoje prywatne marzenie sceniczne oraz wystąpić w roli drzewa.

„Rozmowy o drzewach”, reżyseria Weronika Szczawińska, Komuna//Warszawa, premiera 6 czerwca 2019. Fot. PatMicLemańska: Kim jest świadomy konsument mody?

Szypulska: Myślę, że to określenie powstało w momencie, kiedy zaczęłam w ogóle zajmować się modą. Coś ciągnęło mnie w stronę projektowania ubioru już w liceum, ale było to dla mnie zbyt trywialne, w mojej głowie moda wiązała się z produkowaniem ciuchów i dużymi zapotrzebowaniami konsumentów. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, co zrobić, aby ubieranie nie pełniło jedynie funkcji użytkowej. Najpierw pomyślałam o pracy w teatrze i nad kostiumami. A później wróciłam do tematu mody. Moją pracą licencjacką była kolekcja wykonana ze śmieci. Ten temat wydaje się mocno wyczerpany, ostatnio cały czas ktoś coś robi ze śmieci, ale wówczas było to dla mnie przełomowe działanie. Zwłaszcza, że były to rzeczy faktycznie użytkowe, wypuszczone w przestrzeń publiczną. Myślałam o tym działaniu jako o realnym, ciekawym trendzie. Wtedy zaczęłam mocniej zastanawiać się nad świadomym tworzeniem i wykorzystywaniem materiałów. Do tej pory bardzo dużo uwagi zwracam na to, z czego jest coś zrobione. I to jest dla mnie świadomy konsument.

Lemańska: Można by więcej robić systemowo, bo bycie świadomą konsumentką, dbałość we własnym zakresie o ekologię, to są twoje prywatne, jednostkowe wybory. Myślałaś nad tym, co mogłyby zrobić instytucje? Nie obowiązuje przemyślana polityka w tym obszarze, prawda?

Szypulska: Przede wszystkim powinno się większość budżetu przeznaczać na płace twórcom i rzemieślnikom, uważam, że to już duży gest z ekologicznego punktu widzenia, a idąc dalej – rozsądniej rozdzielać budżety, jeśli chodzi o reżyserów z większymi i mniejszymi nazwiskami. Często zdarza się, że są inwestowane duże pieniądze w gotowe elementy scenograficzne czy kostiumy, przez co gotowi do pracy rzemieślnicy (których jest coraz mniej) są bezrobotni.

Dużym problemem w instytucjach jest również brak dbałości o przechowywanie obiektów scenograficznych i kostiumów, i tych, które zeszły z afisza, ale nie tylko – rzeczy szybko się niszczą i wymagają częstej renowacji lub wymiany. Osoba, która mocno zapadła mi w pamięć, to Maria Ciepiela. Zajmuje się rekwizytami i kostiumami w Starym Teatrze w Krakowie. Ona nie pozwoli, aby jakiś kostium wisiał na wieszaku z niezaszytą dziurą, a obuwie znajdowało się w pomieszczeniu o niesprzyjającej wilgotności powietrza. Przykład pracownika, którego życzę wszystkim instytucjom.

Lemańska: Czy uważasz się za świadomą scenografką i kostiumografką?

Szypulska: Myślę, że można być w teatrze świadomym scenografem i kostiumografem. Wiele rozmawiamy o tym, że teatr jest wielkoodpadowy. Ale moja świadomość konsumentki mody i w ogóle świadomej konsumentki wpływa na moje decyzje, na przykład pierwsze działania w teatrze zaczynam od zwiedzania magazynów. Świadome projektowanie wymaga również myślenia o realności jego wykonania.

 

O autorkach
Marta Szypulska
Katarzyna Lemańska