2022-06-13
2022-06-15
Dariusz Kosiński

O (nie)praktykowaniu romantyzmu

Czym jest postawa romantyczna? W Polsce to własna odpowiedź życiu i historii. To sprawa zasadnicza. Dla mnie nie jest zatem ważne, czy nasz romantyzm stworzył jakąś teorię dramatu, powiedzmy. Bo, moim zdaniem, najistotniejsza w nim jest właśnie owa postawa: wobec życia i wobec historii.

Dla mnie – za Mickiewiczem – historia nie jest tożsama z, nazwijmy to, historią historyków czy historią dziennikarzy. Historia jest czymś wyjątkowo namacalnym, czymś, co się dzieje. Oczywiście jest to gra sił społecznych: przemocy i swobody, wojny i pokoju, koncepcji i marzeń. Ale nie ma to nic wspólnego z jakimiś formami, na przykład, estetycznymi. Są to konkretne sytuacje. Można je widzieć oczyma historyka czy dziennikarza, ale można je też widzieć jako wyzwanie wobec życia. Wyzwanie wobec życia każdej jednostki, a poprzez nie – wyzwanie wobec sił społecznych.

Od pewnego momentu polski romantyzm zaczął funkcjonować w kulturze na prawach tekstu kanonicznego. Ale to – według mnie – romantyzm martwy. Romantyzm jako tekst kanoniczny to już odpowiedź na historię historyków. Tymczasem historia była w Polsce cały czas obecna. I myśmy byli w Polsce obecni ze swoim życiem. Dlatego cały czas żywa postawa romantyczna nie przestawała być przecięciem tych dwóch wektorów. Była nią własna odpowiedź. Nie mogła to być zatem taka lub inna teoria dramatu. Żywa odpowiedź mogła być udzielona tylko w owym dwojakim porządku: ordo temporalis i ordo aeternis1.

Gdy w zaproszeniu do nadsyłania tekstów do tego numeru „Performera” odwołałem się do słynnego mediolańskiego wystąpienia Jerzego Grotowskiego z roku 1979, opublikowanego pod tytułem O praktykowaniu romantyzmu, miałem na myśli przede wszystkim ten fragment. Idąc za propozycją Grotowskiego, w imieniu Redakcji namawiałem wszystkich chętnych „do nadsyłania tekstów proponujących refleksję nad obecnością romantyzmu w polskiej historii, życiu społecznym, teatrze i przeżyciach osobistych”. Pisałem, że „mogą to być zarówno eseje proponujące całościowe interpretacje dotyczące «paradygmatu» romantycznego i jego przejawów w historii i współczesności, jak i analizy i interpretacje romantycznych i antyromantycznych przedstawień i performansów (nie tylko artystycznych, nie tylko zbiorowych)”. Formułowałem to tak szeroko, bo przecież wiem, że romantyzm zawłaszczony jako „dziedzictwo narodowe”, skanonizowany i na różne sposoby umartwiany, interesuje żywo coraz mniejsze grupy ludzi. Czasy gdy na konferencji „Dziady i/lub Dziady”, zorganizowanej przez (wtedy jeszcze) Ośrodek Twórczości Jerzego Grotowskiego i Poszukiwań Teatralno-Kulturowych w dniach 7–9 grudnia 2001 roku, sala nazywana dziś Salą Teatru Laboratorium pękała w szwach, dawno minęły. Wydawało mi się jednak, że istnieje jakaś grupa osób zainteresowanych teatrem i przedstawieniami, która będzie miała ochotę, a może nawet potrzebę, dać romantyzmowi „własną odpowiedź”.

Myliłem się. Odpowiedzi było tyle, co kot napłakał i wszystkie historycznoteatralne. Patron byłby rozczarowany, bo przecież, gdy mówił o praktykowaniu romantyzmu nie chodziło mu o praktyki teatralne, które stanowią temat zdecydowanej większości artykułów i recenzji w tym numerze zamieszczonych. A jednak ośmieliłbym się to jego domniemane rozczarowanie oprotestować. Bo to, że o „dramacie romantyczności” chce się i może mówić głównie poprzez prezentację, opisywanie i interpretowanie praktyk teatralnych, można wszak interpretować nie jako symptom słabej obecności romantyzmu i małego nim zainteresowania, ale jako dowód na rolę, jaką w uświadamianiu zapomnianej nieoczywistości romantyzmu spełnia teatr. Nikt już chyba dziś nie wątpi, że ogłoszenie przez Marię Janion „zmierzchu” paradygmatu romantycznego2 było aktem chciejstwa. Rzeczywistość zakpiła z tej projekcji i stopniowo nasączyła się „paradygmatem” w takim stopniu, że dziś jest on jak habitus Pierre’a Bourdieu3 – uwewnętrznioną historią, która stała się naturą i została zapomniana. Kluczową rolę odegrał tu rok 2010 i performanse posmoleńskie, których skuteczność zapewnia trwałość ustanowionego wówczas, prawdziwe romantycznego zobowiązania wobec zmarłych4, ale tych elementów jest więcej i wciąż przybywają nowe. Używając zestawienia Grotowskiego, powiedziałbym, że nawet jeśli nie chcemy już udzielać historii własnej odpowiedzi w duchu romantycznym, to historia wciąż się jej domaga.

Zwykle w tym miejscu artykułu wstępnego przechodzę do prezentacji numeru, pokazując, jak to, o czym mówię jest w nim na różne sposoby realizowane. Tym razem muszę z tego chwytu zrezygnować. Zbyt dużo się pomiędzy publikacją poprzedniego i obecnego numeru „Performera” wydarzyło. Poranne wiadomości 24 lutego 2022 roku znów rzuciły nas na scenę dramatu romantyczności, pozwalając może lepiej zrozumieć, czemu odpowiedź dawali nasi poprzednicy sprzed dwustu lat. Oto bowiem zostaliśmy skonfrontowani z czymś nieracjonalnym a potężnym, czymś, co rzuca wyzwanie wyobrażeniom o sprawiedliwości i ładzie. Teoretycznie wiemy, że ani jedno, ani drugie nie jest pewne, a może wręcz – że nie istnieje, ale gdy ta wiedza jest materializowana w ruinach miast i w ciałach pomordowanych – tuż obok, w miejscach, które znamy, zaczynamy lepiej rozumieć rozpaczliwe romantyczne próby ocalenia jakiegoś sensu i siebie. Gdy rozum powiada, że to się nie skończy zwycięstwem dobra, bo gra interesów nie jest po jego stronie, to uruchamiają się mechanizmy, o których czytamy w romantycznych dramatach. Ukraina dzielnie się broni. Prezydent Wołodimir Zełenski tworzy postać bohatera dalekiego od stereotypowych wyobrażeń o romantycznym herosie, świat zdaje się wspierać Ukrainę z całych sił, a życie jak to życie – toczy się dalej. Ale przecież nic nie zostało rozstrzygnięte i choć żyjemy wciąż w przekonaniu, że ostatecznie walczący o niezawisłość i własny byt przeciwko Imperium zwyciężą, to nie sposób zapomnieć, że po trzech miesiącach wojny polsko-rosyjskiej roku 1830 Polacy też wierzyli zwycięstwo i mieli poparcie „świata”…

Ja też wciąż wierzę, że wojna w Ukrainie nie skończy się tak jak kolejne polskie akty walki o niezawisłość, że nie będziemy za wschodnią granicą mieć powtórki z podstawowego romantycznego doświadczenia – walki o sprawę, którą „cały świat” uważa za słuszną i która kończy się klęską, szybko przez „cały świat” wracający do swoich spraw zapomnianą. Ale wojna w Ukrainie przypomniała możliwości takiej powtórki z historii i pozwoliła ją niejako przeżyć na nowo jako realnie możliwy scenariusz. Przy całej potencjalności tego przeżycia, uruchomiło ono afekty pozwalające lepiej zrozumieć tę odpowiedź własną, jakiej udzieliło historii pokolenie Mickiewicza i Słowackiego.

Wyczekiwany zmierzch romantyzmu ma nastąpić, gdy zamiast scenariuszy metafizycznego pocieszenia i ofiary skuteczne okażą się pragmatyczne i racjonalne rozwiązania prowadzące ku lepszemu, bardziej wolnemu, pełnemu praw życiu wszystkich ludzi akceptujących podstawowe zasady społeczne, przede wszystkim wyrzeczenie się przemocy i unikanie wszystkiego, co może skrzywdzić innych i mnie. Doświadczenie historyczne i osobiste uczyło romantyków, od Mickiewicza po Grotowskiego, że tak nigdy się nie stanie, bo koniec końców wszelkie projekty („marzenia”) tego typu przetnie żądza władzy, pragnienie udowodnienia swojej wyższości, krwawego pokazania, że moje jest bardziej. Snując swoje ofiarnicze i transformacyjne scenariusze, romantycy odpowiadali na historię, w której nie zwyciężali „dobrzy”, tylko silniejsi, historię okrutną, niesprawiedliwą, nieracjonalną.

Obyśmy nigdy nie musieli udzielać jej odpowiedzi. Obyśmy nigdy nie musieli tak praktykować romantyzmu.

Ale jego praktykowanie ma jeszcze inny wymiar, także związany z nazwiskiem Grotowski i z innym wydarzeniem, jakie miało miejsce w „performerowym” międzyczasie. Wydarzenie nie jest na pewno takiej rangi jak wojna w Ukrainie, ale dla pewnej grupy osób stanowiło także poważny wstrząs. Na początku lutego 2022 roku Mario Biagini ogłosił, że kończy działalność Open Program i odchodzi z Workcenter of Jerzy Grotowski and Thomas Richards. Wkrótce potem Thomas Richards wysłał list, w którym zakomunikował jego zamknięcie. Powody tej decyzji są rozliczne i nie czuję się na siłach, by je tu roztrząsać. Ważniejsze zresztą są skutki. Jeden bardzo prosty – dopóki istniał „Ośrodek Pracy Jerzego Grotowskiego i Thomasa Richardsa”, praca tego pierwszego trwała, nawet pomimo jego śmierci w 1999 roku. Zamknięcie Workcenter nie kończy praktyki, którą kontynuuje Thomas i której jest mistrzem, ale kończy „pracę Jerzego Grotowskiego”. To zapewne naturalne i dziwić może jedynie, że tak długo ta „praca Grotowskiego” trwała, ale jednak poczucie, że coś się nieodwołalnie kończy jest nieuniknione i dojmujące.

Za niemal symboliczne dopełnienie ciągu zamykania tradycji romantycznej i różnych dróg jej praktykowania uznano też odejście tego samego dnia, 15 maja, dwóch wielkich aktorów, którzy wsławili się rolami Konrada: Ignacego Gogolewskiego i Jerzego Treli (temu ostatniemu poświęcony jest jeden z artykułów publikowanych w tym numerze). W komentarzach powtarzano, że odeszło dwóch Konradów, widząc w tym jakiś kres teatralnego romantyzmu. Jest w tym jakaś racja, ale to nagromadzenie „znaków” zostało w tym momencie podniesione do takiej potęgi, że zaczęło tracić znaczenie i powagę, coraz mocniej brzmiąc jak jakieś zaklinanie rzeczywistości. Bo przecież, jeśli ktoś tak wzorcowo antyromantyczny jak Jerzy Trela ostatecznie jest żegnany jako uosobienie romantyzmu, to może jest to raczej dowód na jego siłę i trwałość?

Tak czy inaczej, wydaje się, że jesteśmy w jakimś momencie zwrotnym, który niezależnie od wszelkich naszych wysiłków, oczekiwań i projektów może przynieść początek nowego etapu w naszym współistnieniu z tą mgławicą, którą nazywamy romantyzmem. Być może właśnie niepewność tego, jak ten nowy etap będzie wyglądał ani czy w ogóle nastąpi, sprawiła, że w Roku Romantyzmu nie bardzo wiemy, co na jego wyzwanie mamy odpowiedzieć

 


Zespół redakcyjny

  • Monika Blige, Dariusz Kosiński, Katarzyna Lemańska, Karolina Sołtys (korekta), Wanda Świątkowska, Katarzyna Woźniak

Projekt okładki

  • Barbara Kaczmarek
  • 1. Jerzy Grotowski: O praktykowaniu romantyzmu, [w:] tegoż: Teksty zebrane, redakcja Agata Adamiecka-Sitek, Mario Biagini, Dariusz Kosiński, Carla Pollastrelli, Thomas Richards i Igor Stokfiszewski, Instytut im. Jerzego Grotowskiego, Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa – Wrocław 2012, s. 653.
  • 2. Zob. Maria Janion: Zmierzch paradygmatu, [w:] tejże: Czy będziesz wiedział, co przeżyłeś, Sic!, Warszawa 1996; diagnozę tę przypomina w swoim tekście publikowanym w tym numerze „Performera” Piotr Dobrowolski.
  • 3. Zob. Pierre Bourdieu: Struktury, habitusy, praktyki, [w:] tegoż: Zmysł praktyczny, przełożył Maciej Falski, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2008, s. 72–90.
  • 4. Pisałem o tym wielokrotnie. Zob. Dariusz Kosiński: Teatra polskie. Rok katastrofy, Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, Warszawa 2013.